Witajcie!
Trochę mnie tu nie było...
Ostatni tydzień trochę kryzysowy, znowu stare schematy, ale pocieszam się tym ,że szybciej niż zwykle zareagowałam, i nakręcałam się tylko kilka dni a nie kilka tygodni. Takie dni będą i trzeba nauczyć się z nimi żyć i sobie radzić.
Ale chciałam dziś pozytywnie.
Spędziłam 2 tygodnie września w moich ukochanych Tatrach!!!
I to nie sama!!! Z koleżanką!!!
Najlepsze wakacje od wielu lat.
Bardzo trzeźwe, bardzo wyraźne, bardzo obecne.
2 tygodnie na szlaku. Piękne góry. Weszłam na Granaty, nie wiem jak to zrobiłam... I zeszłam z nich , też nie wiem jak...Chyba tylko dzięki tym wszystkim aniołom , których spotkałam na szlaku.
Godziny rozmów.
Ale też i żarty, wreszcie trochę spontaniczności i wygłupów, może ostrożnych , ale jednak.
Na Grzesia nie weszłam, bo odważyłam się powiedzieć ,że akurat teraz nie dam rady... I było to chyba trudniejsze niż wejście na szczyt górski. No bo jak to? ja jestem słaba ?ja nie dam rady? No i świat się nie zawalił, koleżanka mnie nie porzuciła po drodze... A ja miałam poczucie ,że weszłam na dużo trudniejszy szczyt, swój osobisty.
Odkryłam nowe słowa, uczucia: radość, spokój, szczęście, chcę...
I mimo,że dziś mi trudno, to już wiem ,że tak może być, i mogę się tak czuć, i jutro lub pojutrze może być inaczej, lepiej...Że jest to możliwe.
Jeszcze niedawno nie pozwalałam sobie na marzenia, bo to i tak nie możliwe...Dziś już pewne rzeczy dopuszczam, przyjmuję ,że są możliwe. Jest nadzieja.
Jagna, to nie jest bajka! To jest moje życie, to jestem ja. Nie wiem czy będą żyli długo i szczęśliwie. Wiem,że chcę żyć!!! Bo to życie, mimo licznych trudności może być piękne!!! Ale tylko wtedy jeśli dam sobie do tego prawo.
Melisa co u ciebie?