Chciałam się przywitać na tym topicu...
Mam podobny problem do Waszych.
Jestem po "30"
Moja największa waga to 130 kg. Schudłam do 66. Od 2 lat waga przybywa, stan obecny to okrutne 90 kg. Choć od 4 lat regularnie ćwiczę, a w okresie wiosenno-letnim często jeżdżę rowerem.
Przez głodówki i głupie diety dorobiłam się kamieni na woreczku. Miałam laparoskopię.
Nie potrafię zapanować nad swoim niekontrolowanym jedzeniem.
Nikt o tym w rodzinie nie wie. Dobrze się kryję.
Brzydzę się się sobą z tego powodu. Nie zajadam smutków, jem w momencie szczęścia i radości, tak samo często jak załamań i niepowodzeń. Wystarczy moment nieuwagi.
Jednocześnie jestem osobą postrzeganą przez otoczenie jako bardzo przyjazna, znajomi uważają mnie za optymistkę. Bo i cały czas wierzę, że będę normalna.
Mam okresy kiedy dieta mi się utrzymuje dłuższy czas. Wówczas jestem taka szczęśliwa...
Wystarczy jedna wpadka ze słodyczami i karuzela zaczyna się kręcić.
Gdybym miała więcej zasobów finansowych, udałabym się na jakieś sesje do psychiatry. Czy komuś z Was pomógł?
Jak sobie radzicie? Dopiero zaczęłam studiować wszystkie wpisy z tego topicu...
Pozdrawiam serdecznie!