przez Derka » 6 sty 2013, o 12:09
To jest moj blad, ktory popelnialam przez 6 lat - sprzatanie po nim, doslownie I w przenosni. Dwa lata trwalo ratowannie go na odleglosc, zanim sie do niego przeprowadzilam. Chodzilam do psychologow zapytac, jak mam go namowic na leczenie, a wychodzilam xa kazdym obrazona slyszac, ze to ja powinnam zaczac terapie. Placilam jego dlugi, gdy stracil prace - utrzymywalam go latami. Gdy pil przez 10 dni I w koncu wielokrotnie czul, ze umiera, karmilam go po lyzeczce, sluchajac przeprosin I ze tylko ja go moge uratowac Widzialam, jak sie trzesie, jak nie moze oddychac, wymiotuje I ma biegunki, ledwo zyje. Jak trzezwial, wydawalo mi sie ze to wcale nie alkoholizm, tylko wszystko sie przeciw niemu sprzysieglo. Jak likwidowalam jeden powod jego picia, zawsze znalazl nastepny. To samo dotyczylo np. pracy. Nie mogl prowadzic firmy, bo nie mial strony www. Zamowilam taka, wzielam kredyt. Brakowalo wizytowek - zaprojektowalam i wydrukowalam. Teraz nie ma biura, okazalo sie, a z domu nie da sie nagle pracowac - przekonal mnie, podpisalam umowe na biuro na siebie, bo po co placic dwa zusy. Okazalo sie, ze wszystko jest na mnie - biuro, internet i inne poboczne umowy. Jak przyszlo do placenia, okazalo sie ze koszty przewyzszaja przychod.
Moglabym tak wymieniac bez konca, ten lancuszek zaleznosci sama kontynuowalam, coraz bardziej zalamana wyraznie czujac ze ide na dno z nim. Ciagle wierzylam, ze los sie odwroci, pech skonczy, powody do picia znikna i on pic przestanie.. Jak to sie skonczylo, mozesz przeczytac w moim watku. Wowczas nie wiedzialam, ze to alkohol jest powodem jego "pecha". Widze identyczne poczatki. Nie rob tych samych bledow...