UZALEŻNIENIE OD KŁAMSTWA - TO MOŻLIWE?

Problemy związane z uzależnieniami.

Postprzez blen11 » 10 lis 2008, o 12:47

Hej
Może masz rację, ja jednak nie odbieram tego w kategoriach swojego ego. Nie czuję się ani porzucona ani odrzucona, nie wiem...może ten etap jest jeszcze przede mną. A może za bardzo skupiam się na strachu przed tym co on robi. Jest mi żal, mam poczucie jakiejś utraconej szansy na szczęśliwe życie. Byliśmy kiedyś naprawdę świetnym małżeństwem. I mogłoby być tak dalej gdyby ta wiedźma nie wyprała mu umysłu. Wiem, że to on odpowiada za swoje czyny ale i tak uważam, że ona jest winna tego co się z nim dzieje.
To prawda, człowiek uzależniony musi spaść na samo dno, żeby coś zrozumieć. Jeden się odbije, inny na tym dnie pozostanie. Nie wiem czy mój mąż już jest na dnie czy dopiero się zbliża ale martwię się, że nie odbije sie od dna bo ma przywiązany do nogi balast w postaci mamusi. Ona nie pozwoli mu na normalne życie.
Ostatnio powiedziała mojej mamie, że nie dopuści, żebyśmy się pogodzili.
Wiem, że jestem współuzależniona, powiedział mi to nawet psycholog już dawno temu. Nie powiedział jednak co robić, jak się zachowywać. W ogóle odnoszę wrażenie, że psycholodzy do których się zwracaliśmy skupiaja się głównie na relacjach między mną a mężem, tak jakby omijali fakt, że źródło problemu jest w nim. Owszem, nasze relacje mają wpływ na to co się dzieje ale to jest konsekwencja jego poczynań. Myslę, że najpierw trzeba poszukać przyczyn, źródła jego uzależnienia, zająć sie tym a dopiero w dalszej kolejności zajmowac sie naprawianiem naszych relacji małżeńskich.
Ja też czuję, że powinnam pozostawić go samemu sobie ale jak to pozostawienie ma wyglądać? Przecież muszę się z nim kontaktować w sprawach dzieci i finansowych. Nie jestem w stanie z jednej pensji utrzymać to wszystko. Jak mam go traktować, jak się przy nim zachowywać?
blen11
 
Posty: 64
Dołączył(a): 23 wrz 2008, o 10:37

Pomużcie!!!!!

Postprzez Elfana » 10 lis 2008, o 18:06

Dziś dowiedziałam się, że mój mąż jest uzależniony od sexu. Teraz siedzę i składam wszystkie puzle i faktycznie tak jest. Mam 39,5 lat on 40 mamy 2 dzieci w tym 2 letniego synka oszukiwał mnie przez 20 lat czy możliwe jest wyjście z tego nałogu czy powinnam odpuścić?
Elfana
 
Posty: 1
Dołączył(a): 10 lis 2008, o 16:03

Postprzez pukapuk » 10 lis 2008, o 20:54

Napisałaś :
. Myslę, że najpierw trzeba poszukać przyczyn, źródła jego uzależnienia, zająć sie tym a dopiero w dalszej kolejności zajmować się naprawianiem naszych relacji małżeńskich....
Myślę że to dobry plan jeszcze go nie skreśliłaś a jest ojcem twoich dzieci. Podejrzewam że nie jest złym człowiekiem tylko w jakiś sposób skrzywionym przez rodziców. Cóż jeżeli chodzi o twoją postawę to nie mam prawa ci nic sugerować tym bardziej że jestem jak by tu powiedzieć po drugiej stronie barykady :lol: jak by nie patrzeć tez chłop ... ale jedno wiem zmagając się z uzależnioną osoba trzeba postawić wyraźne granice zmienić sposób podejścia do sprawy, do tej pory to co robiliście nie działało . To jak jazda po koleinach niby jedziesz inaczej a po chwili wpadasz na stare tory. Wiem też że dzieci nie mogą być wprowadzane w żaden sposób do rozgrywki , jeżeli babcia jest walnięta to niech sobie będzie we własnym domu.

Witaj Elfana uzależnienie od sexu ciężko wyczuć chodzi na moją grupę alkoholik który jest uzależniony od sexu czasem można to pomylić z kompulsywnymi zachowaniami atki zamiennik używek nie rozumiem tez w czym cię oszukał ?
pukapuk
 

Postprzez blen11 » 11 lis 2008, o 17:10

No i właśnie o to chodzi, nie dość że chłop... :usmiech: to jeszcze wiesz co to uzależnienie. Może właśnie Twoje wskazówki mogą być dla mnie cenne? Nie chodzi o to, żebyś mi coś sugerował, po prostu myślę, że osoby postronne mogą widzieć pewne rzeczy inaczej (a sąsiadom nie mam ochoty opowiadać o swoich sprawach).
Ja nie chcę, żeby dzieci były wciągane do naszych rozgrywek ale czasem to cholernie trudne. Dzisiaj np mój mąż miał odwiedzić dzieci (obiecywał im to jeszcze wczoraj) i oczywiście zadzwonił, że nie może bo ma ważne sprawy do załatwienia. Jakie sprawy mogą wypaść nagle w święto? Oczywiście mamusia kazała mu sprzątać działkę (bo działka to rzecz święta!). Jak wytłumaczyć to dzieciom? Wcześniej mu się to nie zdarzało, był bardzo mocno związany z dziećmi, przeraża mnie ta jego zmiana. Teraz zdarza się coraz częściej. Matka odciąga go nie tylko ode mnie ale też i od dzieci.
Ja nadal wierzę, że on nie jest złym człowiekiem (ale może po prostu chcę w to wierzyć?).
Po prostu nie wiem jaką postawę mam przyjąć wobec niego? Jakie moje zachowanie mogłoby nim wstrząsnąć? Tym bardziej, że matka dalej go otumania. On ma coraz bardziej agresywną postawę wobec mnie. Oskarża mnie o rzeczy, o które kiedyś oskarżał swoją matkę. Mówi jej słowami, jakby był nakręcony (przerabialiśmy to już kiedyś z teściem- inaczej mówił sam a inaczej po nakręceniu przez żonę). Jak mu matka zabrania kontaktów z nami to on jej słucha (jak sam mówi "bo mieszka u niej i nie ma innego wyjścia") i olewa dzieci bo boi się jej przeciwstawić, a później później mówi, że to ja mu zabraniam kontaktów z dziećmi. Teściowa też tak odwracała kota ogonem jak nie chciałam prosić jej o łaskawy kontakt z wnukami (bo jej zdaniem to mój obowiązek).
Martwię się, że dzieci będą to jeszcze bardziej przeżywały.
Pukapuk, jesteś facetem - jak z Wami gadać? :roll:
blen11
 
Posty: 64
Dołączył(a): 23 wrz 2008, o 10:37

Postprzez pukapuk » 11 lis 2008, o 21:18

Może czas aby sobie zdać sprawę że ważniejsza jest dla niego matka bywa....
A dzieciom po co tłumaczyć niech się same ojca zapytają, po co masz się gimnastykować. Teściowa go nastawia a on jak słucha to niech se słucha ty wiesz jak jest a co ważniejsze chyba czas zacząć myśleć o sobie. Jest taka modlitwa alkoholików choć nie jestem katolikiem uważam że jest mądra :
Użycz mi pogody ducha abym GODZIŁ SIĘ Z TYM CZEGO NIE MOGĘ ZMIENIĆ I ZMIENIAŁ TO CO MOGĘ ZMIENIĆ ...... I ABYM ODRÓŻNIAŁ JEDNO OD DRUGIEGO ... trzymaj się i dbaj o siebie a sama zobaczysz że to działa.
pukapuk
 

Postprzez pozytywnieinna » 11 lis 2008, o 22:38

wiecie nad czym sie zastanawiam... moj byly tez byl uzalezniony od matki
... fakt jest to koszmar... ale zastanawia mnie czy te toksyczne mamuski narzekaly na tesciowe tak jak my tutaj? jesli tak, to czy to znaczy, ze my takie tez bedziemy?
:lol:
pozatym ktos mi kiedys powiedzial dobre zdanie, olej temat, one nie zyja wiecznie... wiem ze to dramatyczne, ale bardzo prawdziwe....
zycze powodzenia...
pozytywnieinna
 
Posty: 3447
Dołączył(a): 5 lut 2008, o 22:15
Lokalizacja: z piekla rodem ...

Postprzez caterpillar » 12 lis 2008, o 00:14

no tak ale "olanie" problemu nie rozwiaze ,bo nie chodzi tu juz o matke ale o to ze przez te wszystkie lata ON funkcjonowal w taki wlasnie sposob (klamiac).
Jezeli ktos od malego"ma zakodowane" ,ze klamstwo jest metoda na osiaganie celow to nawet smierc matki problemu nie rozwiaze.
Fakt ,ze mama skutecznie przyczynia sie do pogorszenia sytuacji ale jestem zdania,ze to sam maz blen11 musi cos z tym zrobic.
mam takie dosc prywatne pytanie (wiec nie musisz wcale mi odpowiadac :wink: )


znalam kiedys czlowieka co tez tak klamal ale to doslownie w kadym aspekcie zycia,znajomi przestali go powaznie traktowac,niektorzy nawet zerwali z nim kontakt.
zastanawiam sie,czy Twoj maz klamie tylko w sytuacjach trudnych dla Was..?np.tak jak pisalas o pracy a raczej o jej braku

Bo tak na moj rozum jednym z powodow klamstw mego kolegi byla potrzeba akceptacji i zwrocenia na siebie uwagi(stad te historyjki z palca wyssane)
Moze Twoj maz nie dopuszcza do siebie ,ze moze mu cos w zyciu nie wyjsc..strach przed zwykla ludza pomylka ,niepowodzeniem a moze obawa przed jakas "kara" z Twojej strony ?hmm
Tak sobie gdybam ,a i tak wydaje mi sie ,ze jest to juz rola terapeuty nie nasza.(moja)
pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez blen11 » 13 lis 2008, o 13:31

Witajcie.
Pozytywnieinna pytasz czy my też takie będziemy, myślę że nie, to jakimi będziemy tesciowymi zależy od tego jakimi jesteśmy ludźmi. To chyba zależy od charakteru. Moja mama tez miała parszywą teściową a jednak sama potrafi być normalna. Z moim mężem zawsze dogadywała się dobrze (poki nie zaczął wywijać), czasem nawet lepiej niż ze mną.
Piszesz też, że one nie żyją wiecznie. Muszę cię jednak zmartwić - słyszałam, że takie wiedźmy właśnie strasznie długo żyją :zalamka: (wiem, jestem okropna :zawstydzony: ).
Caterpillar - mój mąż kłamie w każdej kwestii, nie tylko jeśli chodzi o pracę czy finanse. Może dlatego wcześniej tego aż tak nie zauważałam. W przypadku mojego męża również chodzi o potrzebe akceptacji. Jest niepewny siebie i niedowartościowany. Tu nie tyle chodzi o mnie co o jego relacje z matką. Odkąd poznałam jego matkę zawsze go krytykowała, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek powiedziała do niego coś miłego, jakieś: tak synu masz rację itp. Zawsze to ona wszystko wie najlepiej. Jest przyzwyczajona, że kierowała życiem syna, a ja jestem dla niej przszkodą do zaspokajania chorych potrzeb. To mitomanka i to w najgorszej wersji. Mąż zawsze miał niskie poczucie wartości, matka zawsze je skutecznie obniżała. Zaawsze było: co ty opowiadasz, co za bzdury pleciesz. Ona traktuje tak wszystkich (poza fałszywymi uprzejmosciami i okresową fałszywa wylewnością). Ale o ile inni mogą to olać to życie syna z taką matka jest nie do zniesienia. Także z całą pewnością może to być przyczyna kłamstw mojego męża. Tym bardziej, że bardzo długo byliśmy b. udanym małżeństwem. Owszem kłócilismy sie o jakieś skarpetki, o niewyrzucona zapałkę - jak w każdym małżeństwie- ale to były pierdoły. Naszym jedynem poważnym kłopotem od początku była tesciowa i jej próby ingerencji w nasze małżeństwo oraz utrzymanie kontroli nad moim mężem (skoro nade mną się nie dało). Problem narastał i mamy to co mamy.

Czy ten Twój kolega przestał kłamać?

Pukapuk, tę modliwę słyszałam, łaziłam trochę po stronach dla DDA/DDD, tylko jak to jedno od drugiego odróżniać kiedy są emocje? Ale dzięki. Pozdr. :usmiech2:
blen11
 
Posty: 64
Dołączył(a): 23 wrz 2008, o 10:37

Postprzez Gaik_Kwitnacy » 13 lis 2008, o 21:46

Co prawda żyje w związku jednopłciowym i nie posiadam dzieci ale samo dzielenie domu z osobą notorycznie kłamiącą bywa co najmniej kłopotliwe.
Czasami człowiek niespodziewanie ociera się wręcz o katastrofę np finansową.Wiele przykładów które podałaś wydała mi się dziwnie znajoma :) Sprawa z informowaniem że jest w innym miejscu albo robi coś innego, praca a w zasadzie jej brak, niespodziewane premie które nigdy nie nadchodzą..Ja dorzucę jeszcze to że twierdzi że jadła kotleta schabowego a to były gołąbki.To że zamieszkałam z kimś a nie wiedziałam ile tak na prawde ma lat.Co robią rodzice nie wiem do tej pory do końca chociaż matke znam i czasami jadamy razem obiady.Do opowiadania w towarzystwie nadają się historie które widziałyśmy dzień wcześniej w TV..
Sądze że mogłybyśmy się licytować.To są wręcz żenujące sytuacje.Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać.
Z moja partnerką walczymy z problemem jej kłamania i przyznam że nie wiem czy tak już zostanie ale jest coraz lepie. No właśnie..Trochę inaczej niż Ty podeszłam do tego problemu ponieważ przede wszystkim zareagowałam prawie natychmiast gdy się zorientowałam.Jedynie na początku dałam się wkręcić w poczucie winy bo na wytknięcie oszustwa to ona reagowała obrazą.W rezultacie tym zadziałała tylko bardziej na swoją niekorzyść.
To co mnie zastanawia w Twoich wypowiedziach to to że stwierdziłaś że najpierw byliście bardzo szczęśliwi pomimo tego że on kłamał.Każdy ma inne priorytety ale dla mnie podobne zachowanie mojej dziewczyny w znaczący sposób naruszało moje zaufanie.Czułam się zwyczajnie nieszanowana. Takie zachowanie nie mieści się w ramach wartości które wyznaje.
Piszesz że kłamał prawie w każdej sprawie i pewnie dlatego nie zauważyłaś ..Wydawało mi się że im większe natężenie wady tym jest bardziej widoczne poprzez swoja uciążliwość...
Zarzucasz terapeucie że za bardzo koncentruje się na Waszej relacji zamiast na przyczynach jego kłamstw.Z drugiej strony Ty widzisz jedna główną możliwość takiego stanu rzeczy.Tą możliwością jest sposób bycia jego matki.Ponadto kłamanie to nie jest jedyny kłopot z tego co zrozumiałam.Od jakiegoś czasu Twój mąż prowadzi walkę związana z wyborem pomiędzy Tobą a nią.W zasadzie od początku musiał odczuwać jakieś napięcie bo tak jak teraz izoluje się od Ciebie tak kiedyś uciekał przed nią.Wspomniałaś że nawet jako nastolatek.
Rozmawiałam o opisanym przez Ciebie problemie z moja partnerką.U niej kłamstwo to właśnie element strategii radzenia sobie z matką.Tutaj chodzi bardziej o to że mama mojej dziewczyny nie za dobrze znosiła brak życiowego partnera.Niemalże całkowicie uzależniła moja dziewczynę od swojej opieki.Mając 19 lat mama szykowała jej to w co ma sie ubrać.Jeżeli pieniądze, opieranie i gotowanie nie pomagały żeby zatrzymać moją dziewczyne w domu dochodził szantaż chorobą czy tez samotnością..No i totalne przyzwolenie na przekazywanie tej wygodniejszej prawdy(kłamstwa)
W każdym razie moja partnerka która jakby nie patrzeć ma zbliżony do Twojego męża problem zwróciła mi uwagę na to że przypuszczalnie Ty nie zdając sobie zapewne sprawy posiadasz jakieś cechy Jego matki.Może być tak że tylko jemu Twoje zachowania w jakiś sposób przypominają te jej, przypisuje Ci je dlatego teraz ucieka przed Tobą.Albo faktycznie prowadzisz z teściowa jakąś grę o niego.Próba siły, władza..Zawsze warto rozpatrywać konkurencyjne możliwości.
Nie wiem co Ci poradzić ale być może powinnaś wreszcie porządnie się wkurzyć i pozostać w tym stanie...Poczekaj na jego wnioski...Nie można zmienić nikogo na siłę.Będzie chciał zostać z rodzicami to jego wybór bo jego życie..Szkoda Twojej energii.Podejrzanie często w wypowiedziach kobiet na temat ich partnerów daje się zauważyć pragnienie wyważenia głowa muru.Władczość ukryta pod cierpieniem żeby bardziej "niewieścio "wyglądało..no ale to moja opinia..
Pozdrawiam.
Gaik_Kwitnacy
 
Posty: 90
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:48

Postprzez blen11 » 14 lis 2008, o 14:51

---------- 13:50 14.11.2008 ----------

Witaj
To nie było tak, że byliśmy szczęśliwi POMIMO, że on kłamał. Ja nie od razu zdałam sobie sprawę co się tak naprawdę dzieje. Zauważałam "drobne" kłamstewka, które mnie dziwiły ale nie chciałam od razu robić draki bo np. powiedział mamusi, że jestem na zajęciach podczas gdy stałam obok niego. To nie zdarzało się często i dotyczyło jego matki. Nie podobało mi się to ale nie robiłam z tego afery, jedynie tłumaczyłam mu, że skoro jest dorosły to powinien mówić matce prawdę, co ją to obchodzi czy np. ja jestem na zajęciach czy nie? Wtedy mieliśmy jedyny problem w postaci ingerencji teściowów (gł. teściowej) w nasze małżeństwo. Im większe naciski z ich strony tym bardziej odbijało się to na naszym małżeństwie. Ponieważ mieszkaliśmy w mieszkaniu, którego właścicielami są teściowie (na szczęście oddzielnie) i czego byśmy nie robili to ciągle słyszeliśmy, że mieszkamy u nich, ciągle nam to wypominali (bo np. zdecydowaliśmy się pojechać na wakacje bez konsultacji z nimi-to oni przecież powinni zdecydować czy nam wolno). Podjęliśmy więc decyzję, że weźmiemy kredyt mieszkaniowy i wyprowadzimy się na swoje. Wyprowadziliśmy się gdzieś po 2,5 roku małżeństwa. Wtedy mielismy tylko jedno dziecko i wtedy jeszcze dwie pensje, nie było to dla nas tak ogromnym obciążeniem. Wtedy też mocno nasilił się konflikt z teściami (bo przecież znowu zrobiliśmy coś bez ich pozwolenia i w dodatku zabraliśmy im możliwość wypominania nam, że to ich). Wtedy również (podejrzewam) zaczęło się większe maglowanie mojego męża a tym samym coraz większa ucieczka w kłamstwo. Ale też stopniowo.
Owszem, wcześniej zauważyłam, że mąż jak coś opowida czy mnie czy znajomym to lubi się trochę pochwalić, co widział, gdzie był. Ale nie budziło to mojego niepokoju.
Zdarzyło się, właściwie to nagle i bez powodu, że mnie okłamał mówiąc, że zapłacił ratę kredytu pomimo, że jej nie zapłacił, później chował przede mną wyciągi. Skończyło się oczywiście awanturą i moim przerażeniem dlaczego? Później dość długo był spokój. Ja jednak byłam coraz czujniejsza.
Prawdziwe kłopoty zaczęły się jakieś 1,5 roku temu, jak mąż zdecydował się zmienić pracę (co oczywiście też się teściom nie spodobało). Nie szło mu, twierdził, że go oszukali. To było możliwe, chociaż dziś juz nie wiem. Wtedy coraz częściej zaczęłam łapać go na różnych kłamstwach. Nie mogły być spowodowane moimi reakcjami bo na kłopoty reagowałam zmartwieniem a nie złością na niego.Wspierałam go jak miał kłopoty w pracy. Owszem, później im więcej kłamał tym bardziej ja się wściekałam ale to chyba naturalne. Było coraz gorzej, dostawałam furii. On nawet nie bardzo się krył z kłamstwami, tak jakby chciał, żebym go złapała. Jego kłamstwa zaczęły przybierać coraz większy zasięg. Zaczął kłamać głupio, że np. dzwonił do kolegi, pomimo że nie dzwonił - tak jak Twoja dziewczyna. Kłamstwa bezsensowne i bez powodu(?). Te jego kłamstwa tak jakby zaczęły się rozszerzać i stawały się coraz poważniejsze (udawanie, że ma pracę)
Mój mąż kłamał od zawsze ale nie od zawsze okłamywał wszystkich (głównie matkę). Nie od zawsze też kłamał tak głubio, bezzasadnie. Nie wiem jak to ująć ale to było tak jakby nagle uaktywniły się w nim te największe predyspozycje do kłamstw. Dziś kłamie już chyba w każdej kwestii. Tak jakby sie zatracał w tym kłamstwie.
Piszesz, że tylko ja jedna widzę przyczynę w postaci jego matki. To nie tak, rodzina moich teściów (z obu stron) też nieraz mówili co wyprawiała moja teściowa (w wychowaniu mojego męż). Niektórzy bardzo jej nie lubią, inni toleruja. Generalnie wiesz jak jest, każdy chce mieć w miarę dobre stosunki, tym, bardziej, że rodzina jest rozproszona po Polsce, nikt z nich nie mieszka w naszym mieście. Poza tym każdy ma swoje sprawy.
A z psychologami to jest tak, że nigdy na pierwszą wizytę nie chodziliśmy razem. Zaczynał mąż a ja byłam "proszona" na kolejne wizyty. Albo chodziłam sama (do innego) tak jakby ze swojej strony. Po prostu podejrzewam, że mój mąż idąc do psychologa sam ukierunkowuje rozmowę w strone naszych relacji małżeńskich bo tak mu łatwiej - a mniejszą uwagę skupia na relacjach z rodzicami. Nasze relacje dzisiaj są koszmarne ale nie one były przyczyną tylko konsekwencją. Trzeba się nimi zająć ale w drugiej kolejności. Nie mam pretensji do psychologów, tylko myślę że jak takie spotkanie trwają ok. godziny a mąż skupia się na naszym małżeństwie to zanim oni dojdą do sedna problemu to minie kupa czasu. A wizyty mąż ma czasem w odstępach wielu tygodni. Ostatnio byliśmy u psychologa w wakacje, następną wizytę mamy 26 listopada. Fajny odstęp, nie?
A cechy wspolne z teściową z pewnością mam (niestety) - silny charakter.
Pozdrawiam

---------- 13:51 ----------

Ale dzięki Bogu w pozostałych kwestiach się różnimy.
blen11
 
Posty: 64
Dołączył(a): 23 wrz 2008, o 10:37

Postprzez Gaik_Kwitnacy » 16 lis 2008, o 00:13

Trochę ostatnio dobitnie się wypowiadam jak na siebie i chyba nieco za ostro wysnułam swoje hipotezy w ostatnim poście.Nie wiem czy to tak odebrałaś ale na wszelki wypadek przepraszam.
Co do załatwienia sobie regularnej długoterminowej i bezpłatnej terapii to zdaje sobie sprawę z tego że to niełatwe.Mnie samą ogarnia znużenie na myśl o łażeniu od ośrodka do ośrodka i rocznych kolejkach.Wydaje mi się że powinniście poszukać jednak czegoś nieco częstszego.Co kilka miesięcy można się konsultować albo prowadzić jakieś nadzory ale nie za bardzo coś przepracować.. :?
Z tego co opisujesz to nasilenie kłamania powinno mieć związek z jakimś wydarzeniem w życiu Twojego męża albo Waszym.Pewnie z tą wyprowadzką, wzięciem kredytu.Zwyczajnie przemyśl co się wtedy dla niego stało ale tak bardziej w kwestii emocji.A najlepiej by było porozmawiać z nim .Tylko spokojnie bez pretensji wskazać mu jak to co się z nim działo i dzieje przebiegało w czasie z Twojego punktu widzenia.Skoro kłamanie to jakiś sposób na obronę to coś się nawarstwiło zapewne.Jak gdyby dołożyło do tych nieciekawych kontaktów z mamą.Przeważyło.
Moja partnerka stara się nad sobą pracować ale okresami zauważam że się cofa.Gdy to wychwycę staram się rozmawiać i z reguły okazuje się że coś jej doskwiera.Wówczas staramy się zająć tym kłopotem bo kłamstwo to skutek uboczny.
Nie odwoływałabym się też do terminu uzależnienie.Uzależnienie kojarzy mi się z czymś co wpływa także na ciało, organizm.Nie sądzę żeby Twój mąż doznawał jakiejś otumaniającej ekstazy gdy mówi nieprawdę..
Może spróbuj wyciągnąć rękę i pogadać.Na pewno będziesz lepiej wiedziała na czym stoisz.Nie nastawiaj się wcześniej na przebieg takiego spotkania.Wcześniej pytałaś gdzieś co może nim wstrząsnąć.Zmień sposób komunikowania.Umów się np na spacer.Nie oceniaj, nie wytykaj, nie oskarżaj .Zadaj pytanie i postaraj się żeby to on jak najwięcej mówił.To moje takie sztuczki na trudnych rozmówców;)Być może gdy zacznie opowiadać stanie się tak że sam gładko przejdzie od tego co sugerowała mu matka do swoich własnych odczuć i przemyśleń i nawet tego nie zauważy.
Trochę jak manipulowanie brzmi zapewne ale sama miałam już tyle związków z ludźmi z problemami że się wyćwiczyłam i wiem że są dwie drogi albo ta którą podałam Ci wcześniej czyli zabrać uczucia i manatki i zostawić albo walczyć o ile są szanse na ogólny dodatni bilans relacji :).Byle subtelnie..
Życzę Wam wszystkiego dobrego.Z jakimiś nowymi mniej uciążliwymi kłopotami..:)Bez to się nie da przeżyć .Wiadomo..No i najlepiej we dwoje bez mamusi o ile tego oboje będziecie chcieli.

Jeszcze jedna sprawa .Wydaje mi się że nie ma sensu na siłę utrzymywać kontaktów z rodzicami o ile stają się destrukcyjne. Wielu ludzi ma w głowie iddyliczny obrazek pełnej wielopokoleniowej rodziny ale czasami tego zwyczajnie nie da się zrealizować.Nie warto poświęcać atmosfery własnego rodzicielstwa utrzymując stare niereformowalne, raniące układy.
Gaik_Kwitnacy
 
Posty: 90
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:48

Postprzez blen11 » 25 gru 2008, o 20:34

---------- 19:10 25.12.2008 ----------

NIENAWIDZĘ SWIĄT!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!TO NAJBARDZIEJ PARSZYWY OKRES W MOIM ŻYCIU..............CZUJĘ SIĘ JAK BEZPAŃSKI PIES BO.............CZUJĘ.
KTOŚ ROBI AWANTURĘ BO....NIE MA KARTOFLI NA OBIAD (POMIMO, ŻE JEST KUPA ŻARCIA ŚWIĄTECZNEGO)..., PÓŹNIEJ BO.... KTOŚ NIE DOMKNĄŁ LODÓWKI...ALE WINA JEST MOJA BO NIE CZUJĘ ATMOSFERY ŚWIĄT... ZRESZTĄ JAKICH ŚWIĄT???? PO CHOLERĘ TO WSZYSTKO... PO CO UDAWAĆ?//// ?????? MAM JUŻ DOŚĆ WSZYSTKICH SWOICH KŁOPOTÓW...PIEPRZĘ TO WSZYSTKO...ŻYCIE TO CHUJOWA IMITACJA SZCZĘŚCIA!!!!

---------- 19:14 ----------

JESTESMY NIBY NORMALNĄ RODZINĄ... A BARDZIEJ PATOLOGICZNĄ NIŻ TE WSZYSTKIE PIJACKIE MELINY Z NAPRZECIWKA...
NAJPIERW WSZYSCY SIĘ KŁÓCĄ...A TERAZ ŚPIEWAJĄ KOLĘDY I UDAJĄ, ŻE WSZYSTKO JEST OK...TYLKO JA JESTEM WALNIĘTA BO NADAL CZUJĘ SMUTEK...NIE PRZECHODIZ MI TAK SZYBKO JAK INNYM...POTRZEBUJĘ WIĘĆEJ NIŻ TYCH CHOLERNYCH PIĘCIU MINUT...

---------- 19:17 ----------

NIENAWIDZĘ ŚWIĄT... NIENAWIDZĘ TEGO CHOLERNEGO BOŻEGO NARODZENIA, TYCH CHOLERNYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH...TYCH CHOLERNYCH URODZIN, TYCH CHOLERNYCH ROCZNIC ŚLUBU, TYCH WSZYSTKICH PARSZYWYCH DNI, KTÓRE POWINNY BYĆ PRZYNAJMNIEJ UPRZEJME....

---------- 19:22 ----------

CZASEM SIĘ ZASTANWIAM JAK TO MOŻLIWE, ŻE JESZCZE NIE WYLĄDOWAŁAM W WARIATKOWIE...PRZECIEŻ JESTEM NIENORMALNA BO... CZUJĘ, CHCĘ ŻEBY WZYSTKO MIAŁO RĘCE I NOGI, ŻEBY W ŚWIĘTA BŁA CIEPŁA, MIŁA ATMOSFERA BEZ KŁOTNI, ŻALI, BEZ GŁUPOTY...ALE JESTEM GŁUPIA...PRZECIEŻ POWINNAM WIEDZIEĆ, ŻE TO NIEMOŻLWE!!!!
NO BO JAK MOŻE BĆ MOŻLIWE W ŚWIĘTA SKORO PRZEZ CAŁY ROK MAMY DO SIEBIE TYLE ŻALU?????
TE PIEPRZONE ŚWIĘTA TYLKO TO WYOLBRZYMIAJĄ!!!!!!!!!!!!!!!!
NIENAWIDZĘ ICH!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
CHCĘ, ŻEBY JUŻ SIĘ SKOŃCZYŁY!!!!!!!

---------- 19:34 ----------

INNI CHRZANIĄ ATMOSFERĘ ALE TO MOJA WINA, ŻE JEST MI PRZYKRO...I TERAZ WSZYSCY SKUPIAJĄ SIĘ NA MNIE...BO GŁUPIA CZUJE I JEST JEJ SMUTNO... JAKBY TO KOGOŚ OBCHODZIŁO....
WYTRZYMAŁAM PRZDWCZORAJSZĄ AWANTURE...WCZORAJSZY BRAK CIEPŁA...DZISIEJSZE DWIE AWANTURY O GŁUPOTY...ALE JUŻ MAM DOŚĆ!!!!!
JUŻ NIE POTRAFIĘ UDAWAĆ, ŻE SĄ ŚWIĘTA!!!!
JA JUŻ OD DAWNANIE CZUJĘ ATMOSFERY WAŻNYCH DNI...WAŻNYCH CHWIL...
JAK MAM UKRYĆ TO, ŻE MNIE TO BOLI????
PRZECIEŻ WSZYSCY MAJĄ PRETENSJE O WŁAŚNIE O TO, ŻE NIE POTRAFIĘ UKRYĆ SWOJEGO ŻALU!!!
WSZYSTKIM WOLNO SIĘ KŁÓCIĆ, WOLNO KRZYCZEĆ, AWANTUROWAĆ SIĘ WOLNO PRZEKLINAĆ, WOLNO PSUĆ CAŁĄ ATMOSFERĘ... A MNIE NIE WOLNO NAWET POCZUĆ BÓLU Z TEGO POWODU!!!!
JAK MAM STWORZYĆ ŚWIĘTA MOIM DZIECIOM? MAM ICH NAUCZYĆ UDAWAĆ???? PRZECIEŻ ONE TEŻ NIE CZUJĄ ŚWIĄT! DZISAJ RANO CÓRKA ZAPYTAŁA MNIE KEDY BĘDĄ ŚWIĘTA? JAK POWIEDZIAŁAM, ŻE WŁAŚNIE SĄ TO ZAPYTAŁA KIEDY BĘDZIE BOŻE NARODZENIE?
JAK STWORZYĆ IM ŚWIĘTA W TYM PARSZYWYM POPIERDOLONYM ŚWIECIE?
blen11
 
Posty: 64
Dołączył(a): 23 wrz 2008, o 10:37

Postprzez izadora » 10 sty 2009, o 23:38

blen11- przeczytalam z uwaga twoje posty; mam wrazenie jakbym czytala o sobie; napisz jak udalo ci sie uporac z "tym problemem"(jesli udalo);
ja,szczerze mowiac,po kilku latach,odwiedzinach u psychologow,z dwojka dzieci, nie mam juz sily...czuje sie jak w klatce,bo wiem ze musze zyc dla dzieci,a z drugiej strony chcialabym zamknac oczy i przestac istniec....przestac czuc ten okropny bol! doszlam do wniosku ze nie nadaje sie do zycia na tym swiecie...czy na prawde tak trudno zyc UCZCIWIE I LOJALNIE?! to wszystko mnie przeroslo...
izadora
 
Posty: 1
Dołączył(a): 10 sty 2009, o 23:28

Postprzez tenia554 » 11 sty 2009, o 11:13

Blen, w niczym nie jesteś winna ,ani nic Ci się nie wydaje.Chciałam Ci powiedzieć że nie jesteś sama.Mój mąż pochodzi z rodziny,gdzie despotyczna egoistyczna matka nie pozwoliła swoim dzieciom rozwinąć własnej osobowości.Dzieci z takich rodzin nie kłamią.one nie potrafią samodzielnie żyć.Podejmować własnych decyzji ,a jedyną ich obroną jest atak i znalezienie winnego.Na początku każdegoi związku funkcjonują normalnie,są wspaniali.Ale kiedy zaczynają się gubić ,a ktoś topatruje się przyczyny problemu w ich rodzinie to wpadają w panikę.Mi było lżej, bo nie mamy wspólnych dzieci,kiedy wychodziłam za mąż za zupełnie innego człowieka nie byłam już młoda.Jednak nigdy nie czułam się ich rodziną.Tam się nie uznaje synowych i zięciów.Dzieci jako dorośli ludzie potrzebują władzy nad sobą,ktoś musi mieć nad nimi władzę,podejmować decyzję i kierować ich życiem.Ja poradziłem sobie z problemem ,ale do dzisiaj łykam prochy na depresje.Dzisiaj już teściowa nie żyje, a mój dom należy do mnie.Nie pozwalam jego rodzeństwu na żadną manipulację i zawsze mówię co myślę.Po latach bardzo imponuję mojemu mężowi,bardzo się zmienił,ale ciągle się uczy żyć inaczej.Jego lęki są silniejsze od niego i jego ciągłe obawy nie wspierają lecz przeszkadzają żyć.Mogę Ci tylko poradzić, abyś nie skupiała się na teściowej,bo jej nie zmienisz lecz zastanowiła się nad mężem.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez sylweczek » 4 sty 2010, o 14:24

witam wszystkich
też żyję z kłamcą i rozumiem jak to jest :cry:
uważam że wina w zachowaniu twojego męża nie leży po stronie jego matki bo przeciez jak się od niej uwolnił i mieszkaliście razem ciebie też okłamywał. Pewne jest że z domu wyniósł przekonanie że kłamstwo pomaga w życiu i jest świetnym mechanizmem obronnym. Zgadzam sie z tym że aby zrozumieć to że kłamstwo niszczy mu życie musi sięgnać dna i tutaj właśnie winni są twoi teściowie którzy mu pomagaja finansowo. gdyby sam musiał troszczyć się o siebie zrozumiał by że życie nie jest takie łatwe a kłamstwa nie prowadza do rozwiązania żadnych problemów.
Avatar użytkownika
sylweczek
 
Posty: 21
Dołączył(a): 16 wrz 2008, o 21:41

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 29 gości

cron