Autoagresja- mowa duszy poprzez ciało...

Problemy związane z uzależnieniami.

Postprzez Klaudia.07 » 10 kwi 2010, o 22:48

Moniu, powinnaś iść do lekarza.. nie bagatelizuj tego..Martwi mnie ta Twoja rana, zwłaszcza że jest ona na dłoni, robisz mnóstwo rzeczy i mogło Ci sie tam dostać do środka dużo brudu, bakterii...
Klaudia.07
 
Posty: 4
Dołączył(a): 1 kwi 2010, o 14:35

Postprzez Klaudia.07 » 10 kwi 2010, o 23:25

Heh.. Fajnie że pytasz, dziękuję :* :)
U mnie źle. Powiedziałam mojemu chłopakowi że się tnę. Teraz bardzo mnie wspiera, widział blizny, wszystko. Duzo ze mna rozmawia, praktycznie nie ma dnia bez rozmowy o tym. On ma 19 lat i załatwił mi psychologa prywatnie w Tarnowie..I On będzie moim opiekunem, jakoś to załatwił bez wiedzy rodziców. On chce za to płacić. Strasznie chce żebym z tym skończyła, martwi się o mnie. Mówi że jak nie pójde do tego psych. to porozmawia z moja mamą i jej pwoie wszystko, a już kiedyś sie dowiedzieli że się tne i nie chce przez to przechodzić kolejny raz, oni myślą ze dawno z tym skończyłam... Problem w tym, że ja nie chcę zacząć się leczyć. Cały czas kombinuje co tu zrobić żeby Oni się nie dowiedzieli i żeby nie iść do psychologa.. ja nie chce znowu z tym walczyć, nie mam siły, ja się dawno poddałam... Tak byłoby lepiej gdyby zostawił to i nie robił z tym nic.. Nie radze sobie z myślą że nie mam wyboru, że muszę przestać się ciąć, ale dla mnie to jest takie nierealne, nie wyobrażam sobie życia bez tego.. Nie wiem co robić, ja wiem że to zrobię... Nie wytrzymam. Przeraża mnie to wszyskto co sie teraz dzieje..
Klaudia.07
 
Posty: 4
Dołączył(a): 1 kwi 2010, o 14:35

Postprzez Aisha » 11 kwi 2010, o 10:24

Miałam wczoraj krytyczny dzień. Upadek totalny. Jak ja się ludziom pokażę? Gdyby pobyt w psychiatryku nie był skazą na całe życie, to chyba zdecydowałąbym się na pobyt na oddziale :cry: Jak tak liczę ile to wszystko u mnie trwa, to wychodzi mi 13 lat! U Was to zawsze jest przecinanie ciała żyletkami. U mnie samookaleczenie przez te 13 lat przybierało różne formy. Nie chcę pisać jakie, bo jest mi wstyd. Żałuję tylko, że nie zostałam przy pierwszej bo była najmniej widoczna dla otoczenia. Jestem żałosna.
Nic mnie w życiu nie cieszy, nic nie pasjonuje. Jestem beznadziejną, zestresowaną do granic możliwości kobietą, która nie lubi swojego życia i jednocześnie nie jest w stanie nic w nim zmienić. Żyję w ciągłym poczuciu winy, które sama sobie stwarzam. Obwiniam się za to, że w niczym nie jestem wystarczająco dobra i myślami na ten temat doprowadzam się do obłędu. Przejmuję się rzeczami, które inni olewają. Cokolwiek by się nie stało widzę w tym swoją winę.
Najgorsze jest to, że w tym temacie jestem najstarsza. Jestem od Was starsza tak średnio o 10 lat. Mam już rodzinę, pracuję i nic się w moim obłędzie mimo to nie zmienia.
Aisha
 
Posty: 41
Dołączył(a): 28 maja 2007, o 17:35

Postprzez Aisha » 11 kwi 2010, o 11:24

Ze swojej rodziny czerpię tyle, że ich obecność zmusza mnie do tego żeby pozornie się trzymać i stwarzać złudzenie normalności. Powinnam być normalną żoną, mamą, pracować, dbać o dziecko i dom - i tak właśnie robię.
Teraz żyję normalnie, nie licząc tego co robię samej sobie, ale kiedyś moje życie to był koszmar!!!
Nie przeszłam po tych tragicznych wydarzeniach żadnej terapii. Śniły mi się po nocach jeszcze przez parę lat.
Spotkało mnie ze strony innych wiele zła, a ja mimo wszystko, gdzieś podświadomie za cały ten koszmar winię siebie.
Moje nerwy są napięte jak struny. Wystarczy mała rzecz, jakieś niepowodzenia, a ja wewnętrznie popadam w rozpacz. Piszę "wewnętrznie", bo na zewnątrz zachowuję się normalnie. Jednak gdzieś w głębi duszy moje myśli krążą wokół jednego tematu. Zadręczam się nimi i okaleczam swoje ciało.
Zauważyłam, że kiedy TO robię nie myślę o problemach tylko o czymś innym. Wyobrażam sobie coś, skupiam się na tym i nie czuję bólu. Może to jest jakieś wyjaśnienie tego dlaczego to robię? Bo wtedy mój umysł ucieka od problemu?
Jest jeszcze we mnie taka bariera, która również mi nie pomaga. Jest to bariera przed otwarciem się na drugą osobę. Nie mam prawdziwej przyjaciółki. Z ludźmi, których znam, rozmawiam o sprawach bieżących, nigdy o tym, że np. pokłóciłam się z mężem i jest mi źle, albo że mam jakiś problem, którego nie potrafię rozwiązać. Każdą emocję - smutek, radość, gniew, rozpacz duszę w sobie, a później na sobie wyładowuję okaleczając się.
Aisha
 
Posty: 41
Dołączył(a): 28 maja 2007, o 17:35

Postprzez Aisha » 11 kwi 2010, o 13:30

Monia07 napisał(a):Możesz powiedzieć, co było kiedyś? jeśli nie chcesz, wporządku ;)


Podobnie jak u większośc z nas - mających problem z autoagresją na początku były problemy w domu. Ojcu przeszkadzało to, że jestem i jaka jestem. Zazdrościłam kochających ojców koleżankom. Nie pamiętam by kiedykolwiek mnie przytulił. Od chwili gdy przyszła na świat moja siostra strasznie się na mnie wyżywał. Byłam zazdrosnym 3 letnim dzieckiem, a on nie mógł tego zrozumieć. Właśnie kiedy miałam 3 lata pierwszy raz dostałam od niego lanie paskiem. Dziś sama jestem matką i nie wyobrażam sobie jak można uderzyć paskiem 3 letnie dziecko. Przecież to jeszcze maleństwo. Gdy z jakimś nieokreślonym atakiem (chyba nerwicy) w 6 klasie trafiłam do szpitala, on się wystraszył i przestał mnie bić. Od tamtego czasu wyżywał się na mnie tylko psychicznie. Z czasem zaczęłam się z nim o to kłócić. Te kłótnie bywały bardzo intensywne.
Mój pierwszy chłopak to również była tragedia. Podejrzewam go dziś o osobowość psychopatyczną. Z jego strony doznałąm wszystkiego najgorszego. Oszustwa, manipulacje, przemoc psychiczna i początki fizycznej - jednym słowem żyć nie umierać. Żyliśmy ze sobą 4 lata. Urodziłam jego dziecko.
Poza tym wszystkim miałam jeszcze anoreksję i bulimię, które trwały 8 lat. Chodziłam na terapię przez okres 1 roku. Z chorobami wygrałam sama. Poprostu przeszły kiedy wyprowadziłam się z rodzinnego domu i zerwałam znajomość z tamtym mężczyzną.
Podsumowując - miałam "cudowne" życie, którego ślady tkwią gdzieś we mnie w środku i nie potrafię sobie z nimi poradzić. Stąd pewnie autoagresja, z którejnie mogę się wyzwolić.
Aisha
 
Posty: 41
Dołączył(a): 28 maja 2007, o 17:35

Postprzez Aisha » 11 kwi 2010, o 15:20

Monia07 napisał(a): Powiedz, czy znasz osoby w najbliższym otoczeniu, które mogłyby Ci pomóc, taką realną rozmową? Potrafiła byś im zaufać?

Po związku z tamtym chłopakiem przestałam ufać komukolwiek. Jemu kiedyś zaufałam i obrócił każde moje słowo przeciwko mnie.
W ogóle w moim domu rodzinnym panowało coś takiego, że każde słowo mogło być użyte przeciw temu, kto je wypowiedział. O problemach się nie rozmawiało, ani do nich nie przyznawało. Przez całe lata nie mogłam przyznać się rodzicom do tego, że jestem ofiarą przemocy ze strony chłopaka. Reasumując - boję się komukolwiek powiedzieć. Nikomu nie ufam.
Z mężem nie potrafię na ten temat pogadać. Nie wiem dlaczego. Czasem coś mu opowiadałam o swojej przeszłości. Nie o autoagresji, nigdy nie mówiłam też o anoreksji i bulimii, ale o całej reszcie - czyli domu, chłopaku itp próbowałam mu opowiadać.
On tego nie komentował. Nie zadawał pytań.
Dziwnie się z tym czułam. Chciałam poznać jego reakcję. Jego zdanie na ten temat. A tu cisza - NIC....
Aisha
 
Posty: 41
Dołączył(a): 28 maja 2007, o 17:35

Postprzez Aisha » 13 kwi 2010, o 18:53

Monia, dzięki za priva. :D
A z nastrojem u mnie jak na huśtawce - raz lepiej raz gorzej.

Co do Twojej psychoterapeutki.... Lubisz ją? Czujesz, że spotkania z nią Ci pomagają i są potrzebne?
Ona chce porozmawiać z Twoim tatą o sytuacji ogólnej w Waszym domu, czy o jakiejś konkretnej sytuacji?
Dlaczego obawiasz się tej rozmowy?
Aisha
 
Posty: 41
Dołączył(a): 28 maja 2007, o 17:35

Postprzez Aisha » 19 kwi 2010, o 18:32

Monia, z tym "jak ja się teraz pokażę ludziom" chodziło oczywiście o wizualną stronę tematu.
I jeszcze jedno. U mnie autoagresja nie polega na cięciu się jak u większości z Was. Robię coś innego. Według mnie gorszego, ale to tylko moja opinia. Nie będę pisać co żeby przypadkiem kogoś nie zachęcić do spróbowania.
A tak ogólnie, to jest do d......


Zastanowiło mnie, że piszes, że obawiasz się reakcji swojego ojca na to, że molestował Cię brat i że boisz się, że każe wynieść mu się z domu. Nie wiem, czy napisać, że Cię podziwiam, czy że Ci się dziwię. Nie wiem co o tym myśleć. Wydaje mi się, że gdyby ktoś mnie skrzywdził, a ktoś inny wyrzuciłby go z domu, to bym się cieszyła, że nie muszę go oglądać. Poza tym jesteś ofiarą swojego brata, a zadaniem rodziców jest Cię przed nim chronić, więc taka reakcja ze strony Twojego ojca byłaby jak najbardziej zrozumiała.
Aisha
 
Posty: 41
Dołączył(a): 28 maja 2007, o 17:35

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 18 gości