przez Aisha » 11 kwi 2010, o 11:24
Ze swojej rodziny czerpię tyle, że ich obecność zmusza mnie do tego żeby pozornie się trzymać i stwarzać złudzenie normalności. Powinnam być normalną żoną, mamą, pracować, dbać o dziecko i dom - i tak właśnie robię.
Teraz żyję normalnie, nie licząc tego co robię samej sobie, ale kiedyś moje życie to był koszmar!!!
Nie przeszłam po tych tragicznych wydarzeniach żadnej terapii. Śniły mi się po nocach jeszcze przez parę lat.
Spotkało mnie ze strony innych wiele zła, a ja mimo wszystko, gdzieś podświadomie za cały ten koszmar winię siebie.
Moje nerwy są napięte jak struny. Wystarczy mała rzecz, jakieś niepowodzenia, a ja wewnętrznie popadam w rozpacz. Piszę "wewnętrznie", bo na zewnątrz zachowuję się normalnie. Jednak gdzieś w głębi duszy moje myśli krążą wokół jednego tematu. Zadręczam się nimi i okaleczam swoje ciało.
Zauważyłam, że kiedy TO robię nie myślę o problemach tylko o czymś innym. Wyobrażam sobie coś, skupiam się na tym i nie czuję bólu. Może to jest jakieś wyjaśnienie tego dlaczego to robię? Bo wtedy mój umysł ucieka od problemu?
Jest jeszcze we mnie taka bariera, która również mi nie pomaga. Jest to bariera przed otwarciem się na drugą osobę. Nie mam prawdziwej przyjaciółki. Z ludźmi, których znam, rozmawiam o sprawach bieżących, nigdy o tym, że np. pokłóciłam się z mężem i jest mi źle, albo że mam jakiś problem, którego nie potrafię rozwiązać. Każdą emocję - smutek, radość, gniew, rozpacz duszę w sobie, a później na sobie wyładowuję okaleczając się.