Sansevieria napisał(a):Tak na marginesie to można by postawić pytanko czy Ty kochasz tego właśnie człowieka czy raczej swoje o nim wyobrażenie ?
Mnie to wyszło bardzo jasno w czasie terapii jak bardzo usiłowałam wcisnąć w postać mojego wytęsknionego towarzysza życia osobę zupełnie do tego kostiumu nie pasującą.Ale kilkanaście sesji trwało zanim zrezygnowałam z myślenia w pierwszym odruchu o nim i tak jak bym była "NIM", z jego punktu widzenia, z jego perspektywy(no oczywiście to była moja pokręcona interpretacja tego co wydaje mi się , że wiem o mechanizmach ludzkiego działania). Bardzo mnie zaskoczyło jak w terapii zaczęłyśmy się posuwać w kierunku jaka ja jestem, co ja czuję, jakie są moje potrzeby, prawa, jakie było moje dziciństwo, relacje z rodziną, z partnerami.Ja chciałam tylko o nim, o nas, jak o czymś oddalonym od tego mojego epicentrum to nawracałam jak pijany do płotu do kolejnych jakichś jego pochodnych spraw.
Ale powoli ta grubaśna lina robiła się coraz cieńsza jakby kolejne włókna z których była zbudowana zostały porozcinane.I jest teraz, ale w tle, za mną i odczuwam cos takiego jakbym wyszła z rzeki , a on dalej płynął z jej nurtem.A ja sobie siedzę na brzegu, kiwam nogami i cieszę się , że nie muszę ich moczyć i ziębić.Przeczytałam sobie ta książkę "Pokochać siebie". No "tyłka nie urywa", ale pewne stwierdzenia ma niepodważalnej słuszności.Jedno mi się wydało cenne bo sama kiedyś bezwiednie je zastosowałam.Jest rada jak najdzie cię myśl taka, której nie powinnaś drążyć (czasami tak spadnie taki czarny całun smutku na człowieka, ktoś go zrani, czegoś nie może przewalczyć) natychmiast zastąp tą myśl inną. Zacznij śpiewać i przypominaj sobie tekst piosenki, intensywnie myśl o czymś innym.Odwróć uwagę swojego mózgu od tego złego kierunku.Jak cię najdzie wspomnienie o twoim partnerze natychmiast pomyśl np o fasonie sukienki dla małej, albo w co ubierzesz siebie na jakieś wyjście czy cokolwiek tylko, żeby NIE MYŚLEĆ W ZŁYM KIERUNKU.
Ja po śmierci mamy miałam strasznego doła, zostałam w 86 roku całkiem sama w życiu i moim miescie(siostra wyjechała z rodziną 100km dalej).Był późny listopad, potem grudzień, ja jak wracałam do zupełnie pustego domu i odruchowo jak całe życie(byłam z wieloosobowej rodziny, mieliśmy 5 pokoi pełnych ludzi) chciałam zadzwonić i docierało do mnie, że za drzwiami nie ma już NIKOGO(kolejno umarli ojciec, babcia, mama) kto na mnie czeka, ze muszę wyjąć klucze.Z reguły wtedy zaczynałam beczeć.I wymyśliłam sobie obronę, wyciągałam klucze i gadałam do siebie taką mantrę"Nie myśl, nie myśl, tylko nie myśl". Najgorszy moment mijał i zaczynałam się krzątać przy obiedzie. Anna Dodziuk też taki sposób na złe myśli podsuwa, zaczęłam też pisać i mówić afirmacje.Za diabła w to dotąd nie wierzyłam.Ale postanowiłam dać im szansę.
Zamiast układać w głowie jakiś np dialog z NIM(na pewno tak masz, wielokrotnie przerabiane rzeczy, które mu powiesz przy najbliższej okazji) to sobie np. mówię Ja, Teresa zasługuję na miłość, jestem gotowa na to aby w moim życiu pojawiło się .........., wszystko co jem przysparza mi zdrowia i urody, a moje dolegliwości żołądkowe mijają.Jeśli te wymruczane w autobusie słowa czy napisane w kalendarzu na nudnej nasiadówce w pracy nie pomogą to na pewno mniej zaszkodzą jak to obsesyjne kręcenie wora z myśli o NIM, bo to JA jestem dla siebie ważna.
I tutaj Sans ja już nie teoretyzuję jak wtedy kiedy zakładałam wątek(ty to mi wyłapałaś) bo jakoś to się do mnie przesączyło przez ten całkowicie zaimpregnowany mózg z jakim poszłam we wrześniu na pierwszą sesję(uważałam wtedy, ze idę żeby dowiedzieć się jak lepiej jego wyleczyć z alkoholizmu), ale trwało to 5 m-cy co tydzień gadania o mnie, o mnie i o mnie.Forum też mi dużo dało.Zwłaszcza te opowieści z życia, które rozgrywają się teraz.