Witam!
Właśnie się zarejestrowałam i piszę, bo jestem przerażona.
Myślę, że jestem uzależniona od jedzenia.
Jakiś czas temu dowiedziałam się, że cierpi na to ktoś, kogo znam. O sobie nie myślałam jednak w tym sensie.
Głównie ze względu na różnicę wagi.
Nigdy nie byłam szczupła, nie byłam i nie jestem otyła, choć moja nadwaga ostatnio pogłębia się w zawrotnym tempie i słyszę uwagi na ten temat.
Mam wieczne postanowienia odchudzania się.
Oststatnio jednak coraz więcej mam stresów, frustracji, napięć, coraz mniej sił.
I tyję, ...
Toje objadanie się nie jest widoczne, bo skrzętnie je ukrywam.
To się zaczęło, gdy byłam dzieckiem, w domu pełnym alkoholu, gdzie panowały prawa dżungli a pojęcie posiadania było względne.
Żyłam w wiecznym strachu.
Zawsze miałam problem z oszczędzaniem pieniędzy. Pokusa na zjedzenie batonika,.... była zbyt silna. Zazwyczaj z poczuciem winy i wstydu.
W towarzystwie odmawiałam sobie, zawsze "dbałam o linię".
W nocy po kryjomu zakradałam się do lodówki i podjadałam wszystko, co się dało. Poprostu obudziłam się i nie mogłam zasnąć, póki się nie objadłam.
Największy wstyd przeżywałam mieszkając na stancjach i w akademikach na studiach.
Wiedziałam, że to niewłaściwe odżywianie się, wiedziałam , że ktoś może mnie przyłapać, ale to było silniejsze...
Nigdy nie sprowokowałam wymiotów,dlatego wykluczyłam bulimię.
Owszem, miewałam okresy, gdy zaczynałam ćwiczyć, spadało łaknienie, ale tylko na pkreślony czas.
A teraz jestem zła na siebie, bo już wogóle nie umiem się zdyscyplinować, czuję się ochydnie, nie mogę się znieść.
Nie wiem, jak sobie z tym radzić, jak wprowadzić abstynęcję?
Od czego zacząć?
Pora na zmianę, nie wiem jednak, jak się do niej zabrać.
Proszę o wsparcie!!!