no faktycznie... wydaje się, że jest tak beznadziejnie, że nie ma motywacji, żeby przestać robić to, co przynosi jedyną ulgę, choćby nawet prowadziło to do zniszczenia zdrowia a na koniec nawet do utraty życia - tak się faktycznie wydaje... WYDAJE...
Ja nigdy nie byłem uzależniony chemicznie (zmagam się za to od wielu lat ze stanami lękowymi i depresyjnymi), ale prawie cudem wymigałem się jakby "w ostatniej chwili" od wpadnięcia w alkoholizm i dzięki trzeźwości przekonałem się jednak z czasem, że coś mi się tylko WYDAWAŁO... Okazało się, że jednak w rzeczywistości może być inaczej niż było w danym momencie, że rzeczy się zmieniają, że życie przynosi nowe wydarzenia, otwierają się nowe możliwości i człowiek zmienia się także wraz z tym wszystkim, w nurcie życia. Jeżeli dbam o siebie i nie dokładam sam sobie "drugiego dna, do tego dna co mam...", to zmiany te idą stopniowo w takim kierunku, że w pewnym momencie widzę wyraźnie, że jednak... WYDAWAŁO mi się tylko, że jest tak beznadziejnie, bo tak naprawdę, to... bywa różnie po prostu, raz kiepsko a innym razem całkiem dobrze a nawet niekiedy momentami wspaniale, jak to w życiu...
Nieleczący się alkoholik czy narkoman nie może się niestety o tym przekonać - ta prawda jest dla niego niedostępna w niszczących okowach chemicznego uzależnienia... - on siedzi w piekle stworzonym samemu sobie na skutek własnej słabości... Ja osobiście nie odczuwam, że to jego wina - dociera do mnie, że to jego słabość, po prostu i złudzenie, któremu ulega. Żal mi takiego człowieka i martwi mnie, że tor jego życia biegnie ku całkowitej, stopniowej destrukcji (niczym w jakimś obozie koncentracyjnym można powiedzieć, bo to jest przecież rodzaj totalnego zniewolenia, prawda...?). Dlatego, bardzo, bardzo szanuję tych, którzy wykrzesali z siebie wolę i resztki sił i zdobyli się na czyn - podjęli leczenie i dali sobie szanse. To są dla mnie ludzie godni podziwu i naśladowania - bo zawalczyli o samych siebie, mimo że było im skrajnie ciężko, zamiast tylko siedzieć, biadolić i patrzeć jak choroba, z której można się leczyć!!! odbiera im dzień po dniu zdrowie i życie... Wiadomo, że wielu z tych, którzy zdobyli się na czyn, choćby nawet w ostatecznym akcie desperacji, odniosło sukces - są tu tacy na tym forum właśnie...
To tak z doświadczenia "laika" w temacie, który tylko wymknął się fartem w ostatnim momencie z chemicznej pułapki...
pozdrawiam!
p.s. I jeszcze jedno - taki nałóg wykoleja człowieka moralnie, dlatego stopniowo w takim stanie zaczynamy nienawidzić siebie coraz bardziej, jak przypuszczam, a ludzie odsuwają się od nas ze strachu, niesmaku czy nawet obrzydzenia - stopniowo zaczynamy się czuć jak niepotrzebny nikomu śmieć i bezużyteczny, nieszczęsny nieudacznik, nikomu niepotrzebny na tym świecie i to jest wówczas tragiczne, bo przecież... tak być nie musi!!!