Hej narkussko,
czytałam o Twoich problemach,refleksjach,widziałam jak walczysz...tyle czasu już Ci się udawało...kurcze,jaka szkoda
Mam nadzieję że teraz się nie podddasz?Że spróbujesz ten ostatni raz się jeszcze podnieść i przejąć kontrolę nad własnym życiem-tym razem już na stałe.
Obawiałam się że tak będzie,że weźmiesz,kiedy pójdziesz na spotkanie ze znajomymi.
Nie zastanawiałaś się nad tym(zanim poszłaś)czy jeszcze nie za wcześnie wracać do takiego środowiska?Czy to w ogóle kiedykolwiek będzie możliwe?
Myślę że byłaś jeszcze zbyt słaba...Nie znam problemu od podszewki bo akurat z prochami nie mam problemu,ale terapeutka w CTU mówiła mi że aby wyjść z uzależnienia trzeba zrezygnować z dotychczasowego trybu życia,odizolować się od zgubnego środowiska.Myślałaś kiedyś o tym?Wydaje mi się coraz częściej że to prawda,bo widzisz-jeśli masz problem z alkoholem a Twoi znajomi to krąg ludzi pijących,to zawsze będzie Cię wśród nich kusić żeby strzelić sobie to jedno piwko."To tylko jedno niewinne piwko"-myślisz.A tu nawet nie wiesz kiedy z jednego zrobią się trzy,pięć i tak dalej.To samo wydaje mi się dotyczy narkotyków...
Zastanów się czy chcesz zrezygnować z tego środowiska,gdzie co chwilę jesteś narażona na pokusę brania.Na Twoim etapie mogło być to zbyt trudne,w końcu hamulce uzależnionej osoby są baaaardzo słabiutkie...
Po co pchać się do ognia kiedy wiesz że możesz spłonąć...Jesteś trochę jak ćma lecąca do świecy...
ale wierzę w Ciebie,nie poddawaj się tylko i zastanów się co dla Ciebie ważniejsze.Bo nie można zjeść ciastka i znów go mieć
Pozdrawiam