Witam,
Mam problem. Jestem uzależniona od miłości. Moja matka wychowywała mnie i brata sama, ojciec nie żyje. Mama miała paru partnerów, zawsze była to relacja na parę lat, wtedy ona zapominała o dzieciach, oddawała się wirowi szalonej i romantycznej miłości (zespoleniu dusz- tak to nazywała) a my, dzieci, czuliśmy się po prostu samotni, pozostawieni na pastwę losu. Mama kwitła tylko przy mężczyźnie, na końcu związek się sypał a ona wpadała w depresję, my ją pocieszaliśmy, wtedy potrzebowała nas i mówiła ,,mam tylko was tak na prawdę'' - później pojawiał się kolejny człowiek w jej życiu, ona rozkwitała, zakochiwała się, robiła wszystko dla niego... W domu była też agresja, jeden z tych facetów na moje imprezowe wtedy życie, na wulgarność (byłam bardzo zbuntowaną nastolatką) reagował biciem. Matka też nie umiała się ze mną kontaktować, szarpała, jemu pozwalała bić. Gdy wezwałam policję ona stanęła przed nim i broniła go przed policją. Broniła go jak lew.
Ja i brat..gardziliśmy tym i szydziliśmy.. w tym czasie ja byłam w gimnazjum, zaczęły się imprezy, picie (teraz od miesiąca nie piję, przyznałam się przed sobą do problemu z alkoholem, pierwszy raz poważnie) jakiś przygodny seks później, potrzeba akceptacji, chciałam by mnie ktoś chciał mimo wszystko, kochał i był.
Później dojrzałam, zmieniłam się, zmądrzałam.. tylko związki zawsze miałam jakieś takie.. byle jakie. Zawsze prosiłam się o miłość, nie było rzeczy której bym nie poświęciła dla faceta, ciągła tęsknota i partnerzy chcący raczej czegoś niemądrego, niestałego. Myślałam, że jeśli dam więcej niż poprzednio to w końcu będę miała pewność, że on będzie.
Przyszedł on, tym razem inny. Kocha mnie, dbał o mnie, starał się. Inteligentny, nie był podobny do nikogo z mojego poprzedniego towarzystwa. Szanuję go.. choć nie czynami.
Rzuciłam całe poprzednie towarzystwo (tego nie żałuję, jego znajomi to ciepli i mądrzy ludzie) rzuciłam też pracę (tak wtedy wyszło) no i uzależniłam się.
Ponieważ bywałam agresywna on bardzo cierpiał, często wrzeszczałam, zaczęłam bić. Każde bicie było wymuszeniem nadmiernie chcianej uwagi. Nie chciałam żeby miał znajomych, żeby chodził na piwo z koleżankami z liceum, żeby spotykał się ze znajomymi ze studiów. Wszystko musiał ze mną. Zniszczyłam go, on zaczął przyjmować moje cechy, zaczął oddawać. Szarpałam go, biłam pięściami, łamałam na nim rzeczy, tłukłam talerze.. gdy chciał wyjść, opuścić mnie, wpadałam w szał.
Dwa razy chciałam się zabić, dziesiątki razy leżałam we łzach na podłodze jęcząc że chcę umrzeć. On zawsze wracał, pił, chciał pakować się ale go ubłagałam, sam czasem zapominał. Poszliśmy na terapię par. Psycholog okazała się beznadziejna, wciąż dawał nam szansę, powtarzał, że jeśli tylko przestanę być agresywna to jestem dla niego drugą po mamie najważniejszą osobą w życiu i kandydatką na żonę.
On widzi tylko agresję, to człowiek nie będący w stanie tak mocno zagłębiać się w tematy emocjonalności. Setki razy dawałam u artykuły o różnych tematach związanych ze mną, z nim (ma trudności z rozmawianiem które w nim pogłębiłam bo każda rozmowa była w sumie moim żaleniem się na niego, kończyła się często agresją).
Poszłam do psychologa sama, zaczęło się od książki ,,życie ze złością'' , później u mamy znalazłam ,,kobiety które kochają za bardzo'' (jakież zdziwienie) teraz czytam i Annę Dudzik ,,pokochac siebie'' i wiele innych..
Dotarło do mnie z jednej strony, że mam problem i że schrzaniłam, z drugiej nie wiem, czy skoro w mojej naturze jest obwinianie to czy ... no właśnie, popadam w paranoję czy ja dobrze widzę co się dzieje ? Wszędzie mówią : Twój partner na pewno jest zimny, dbaj o siebie..
A ja chcę zadbać o siebie ale i o niego.. jakoś. Tyle wycierpiał, doprowadził się przy mnie do bicia (oddawania mi) ciągania za włosy, patologia. Czyste szaleństwo. Wstyd mi. Chcę to wszystko zmienić bo jestem atrakcyjna, dość inteligentna ( o dziwo na prawdę nie mam problemów z samooceną- znam siebie i widzę jaka jestem bystra i jak ludzie mnie cenią.. cenili? )
Chcę zmienić siebie i na prawdę zrobić z moim partnerem to co wymarzyliśmy sobie razem,kiedyś.. dom, dzieci, wspólny pies już jest. Potrzebuję pomocy, nikt wcześniej mnie nie rozumiał. Na forach wyzywali od idiotek i wariatek które niszczą życie facetowi albo dają się poniżać (bo on też mnie bije)
Mieszkałam z nim 2,5 roku, to było na przemian bicie i wielka miłość, bardzo nam dobrze ze sobą w tych normalnych chwilach. Wspólne zainteresowania, humor, podobamy sie sobie, lubimy się, czujemy to coś.. wciąż, mimo wszystko..
Teraz się wyprowadziłam, dla naszego dobra.
Czy ktoś może mi pomóc?