przez marie89 » 19 kwi 2010, o 14:41
widzę, widzę.. nawet lepiej niż mi się zdawało. Tylko szkoda,ze nadal jedynie tylko ja z grona rodzinnego.
Póki co jest spokojnie. Być może tak mi się teraz wydaje, bo po prostu zajęłam się sobą, a tatę unikam na tyle ile się da.. Unikam konfrontacji, 'zaczepki', itd Wiem, ze to nie najlepsza "taktyka", bo wymaga ode mnie zmuszanie się do izolacji od bliskich.. ucieczki. A długo tak uciekać nie będę w stanie. Tymczasem przynajmniej nie miotam się w destrukcyjnych emocjach.
Wszelkie niesprawiedliwe komentarze staram się nie przyjmować do świadomości i już. Może ideałem nie jestem, ale to ja mam wyznaczać swoją wartość a nie ktoś poza.
Tata wymaga ode mnie szacunku. I ja bardzo chciałabym jego szanować. Tyle, że na szacunek powinno się zasługiwać- a z tym tutaj bywa różnie. W każdy razie ja go szanuję na tyle na ile umiem- nie zgadzam się z nim często, nie toleruję jego zachowania- ale szanuję jako ojca. Nigdy, przenigdy nie powiedziałam mu złego słowa, nie obraziłam- nawet gdy w środku wszystko we mnie krzyczało, nawet gdy on nie szczędził słów.. Bo ja po prostu nie umiałabym tak, mnie bardziej by to bolało..
Wczoraj zawołał mnie do pokoju. Oglądał jakiś program o ludziach bardzo otyłych.. Nic nie powiedział- o dziwo. Ale i ja nie pytałam po co mnie zawołał- bo doskonale wiedziałam bez słów- chciał żebym zobaczyła ten program.. a w nim siebie. Nie zareagowałam. I chyba dlatego tym razem wygrałam. Tylko żal mi się zrobiło mojego taty.. że myśli w sposób, tak prosty, że ocenia ludzi po pozorach, tak łatwo oskarża i ocenia..
Żal mi się zrobiło.
Dziś wracam na stancję, więc poniekąd będę "miała spokój" do piątku. I po części to prawda, gdyby nie to że jadę do miejsca, gdzie totalnie nie czuję się swobodnie.. ale to mniejsze zło niż pobyt w domu gdzie z kolei większe ryzyko konfliktu i beznadziejnego samopoczucia.
W każdym razie- w domu jak na razie cisza. Ja czuję się nawet dobrze,