Witam.
Trochę mnie tutaj nie było, zauważyłam też,że z administratorem jest coś nie tak.
Nie mogłam odzyskać poprzedniego konta-założyłam nowe.
Cóż.
Jestem dość młodą dziewczyną.
Choruję na różnego rodzaju nerwice napędzane terrorem rodzinnym stosowanym przez mojego ojca.
I z tym też nie mogę sobie poradzic, jednak moim gorszym problemem są problemy natury depresyjnej.
I wkurza mnie to cholernie, bo wiem,ze inni maja gorzej ode mnie,ze ludzie głodują a mnie tak męczy proza codzienności.
Nic mnie cieszy. Nic. Ciągle czuję wewnątrz lęki i niepokój. Nie wiem czemu...Nie odczuwam z niczego satysfakcji.
Byłam uzależniona od nikotyny jednak 9 miesięcy rzuciłam palenie. Nikotyna zabijała we mnie uczucia, tłumiła je.
Teraz ze zdrowym umysłem widzę wszystko inaczej.
Nie piję.
Nie ćpam.
Nie pasuję generalnie do tych czasów, nie jestem fanką imprez, tłumów.
Wszystko co staram się robić jest bez życia.
Miałam marzenia, staralam sie je spelnic... Wlasciwie dążąć do tego już czułam,że wcale nie pomogło,że nadal jest tak jak było.
Umieram w środku,czuję to a nie moge nic z tym zrobić.
Wewnętrzna pustka mnie zabija.
W domu nie mam do kogo ust otworzyć.
Ojciec znęca się nad nami psychicznie, przez tyyle lat już w większości przypadków przywykłam, jednak niezupełnie.
Nieraz człowiek nie wytrzymuje.
Matka ma to gdzieś. Ma mnie gdzieś. Już jak miałam 6-7 lat zawsze sama musiałam szykować się do szkoły, odrabiać lekcje, zadbać o siebie.
Nauczylam sie samodzielnosci, dodatkowo do tego bylam sama ze soba, wiec mam problemy w dluzszym przebywaniu z ludzmi, czasem wole byc sama.
Jestem niezależna i w związkach zawsze muszę mieć swobodę.
Nie lubię kontaktów fizycznych, dotyku.
Chciałabym być normalna, czerpać radość z życia...