Witam wszystkich bardzo serdecznie
Jestem tutaj pierwszy raz, czytałam forum i widziałam, że wiele osób nie wie od czego zacząć swoją historię- podobnie jest ze mną! Chciałabym się z Wami podzielić moją skomplikowaną historią, przemyśleniami i nadzieją, że ktoś mi pomoże... Nie wiem czy wybrałam dobry dział..
Zacznę może od tego, że nie mieszkam w Polsce, od 3 lat razem z chłopakiem mieszkam na wyspach. Wszystko z boku wygląda na prawdziwą sielankę.. Obydwoje pracujemy,mój chłopak jest bardzo aktywnym człowiekiem, otwiera własną firmę, zyskał wielu sponsorów i wszystko wygląda obiecująco. Co prawda ja nie pracuję w zawodzie (Konczę teraz studia mgr na kierunku pedagogika e-learning) ale jak mi się wydawało robię to, co lubię. Od kilku lat pracuję w kawiarniach, restauracjach, myślałam, że to będę robić i kiedyś uda mi się otworzyć coś własnego. Mój chłopak mówi, że mam niesamowity talent kulinarny i nie powinnam tego zaprzepaścić- kiedyś też tak myślałam. Z kolei o moich studiach mówi, że to kompletna strata czasu i że nie będę nigdy dobrym pedagogiem. W co zaczynam powoli wierzyć.
Hmm naprawdę ciężko się to pisze
Kiedyś można powiedzieć, że byłam bardziej towarzyska, otwarta na innych ludzi. Teraz jestem zamknięta w sobie, nie potrafię obcować z innymu ludźmi, boję się odezwać i powiedzieć głośno to, co myślę. W większym gronie, mimo, że jestem obecna ciałem, to raczej duchem jestem gdzieś indziej. Nie portafię skupic się na tym, co kto mówi, może nawet nie słucham, nie biorę aktywnego udziału w dyskusjach, czuję, że nikogo nie zainteresuje tym co mówię. W dodatku nie mamy wśród znajomych Polaków, więc większość czasu spędzam wśród obcjokrajowców. Więc dodatkowo problem dochodzi taki, że oni myślą, że ja nie mówię zbyt dobrze po angielsku, a ja poprostu boję się odezwać. Czy to możliwie, być aż tak nieśmiałym? czasem, kiedy leżę w łóżku zastanawiam się gdzie jestem i co tu robię.. .Widzieliście kiedyś film z Nicole Kidman, nie pamiętam tytułu, ale ona po stracie pracy przeprowadziła się z mężem do jakiegoś dziwnego miasteczka, w którym wszystkie kobiety były "sterowane" przez mężczyzn, cały czas tylko się uśmiechały, były przykładnymi matkami i opiekunkami domowego ogniska, bez własnego zdania.... Chyba podobnie jest ze mną. Jestem ze swoim chłopakiem prawie 9 lat. od jakiegoś czasu on więcej zarabia, "trzyma" pieniądze i on decyduje co kupimy, co zjemy, co będziemy robić, jakie filmy obejrzymy, czy co będziemy słuchać. Moje wybory na ogół są złe.. Dodatkowo mieszkamy w małym miasteczku, gdzie nic nie ma, żyją sami ludzie po 50/60-tce, bo wszyscy młodzi ludzie wolą żyć w większych miastach. Kiedy rozmawiam z chłopakiem i próbuję zaproponować przeprowadzkę, on nawet nie chcę słuchać.Nigdzie nie wychodzimy, w ciągu 3 lat nie portafiłam znaleźć tuatj przyjaznej duszy.. Za to mój chłopak, wręcz przeciwnie i tylko mi opowiada kogo spotkał i z kim rozmawiał. Kiedy jego znajomi przychodzą do nas do mieszkania , mi każe chować się w innym pokoju.... Krew mnie zalewa i chcę to zmienić i chcę się zmienić, ale nie potrafię. czuję że wycofuje się z zycia społecznego , czuje odrzucenie i izolacje...Czytam różne fora internetowe, książki.. ale to nic mi nie daje. Myślę nad powrotem do Polski, ale jak mam to powiedzieć swojemu chłopakowi, który na samą myśl o powrocie do kraju ciarki przechodzą.
Nie wiem czy to, co napisałam ma jakikolwiek sens.. Czuje się bezradna... Nie potrafię samodzielnie myśleć, podejmować wyboru, unikam ludzi, jestem całkowicie aspołeczna, nic mnie cieszy,ale z drugiej strony nic mnie nie denerwuje (oprócZ mnie i mojego zachowania!!!!) nie obchodzi mnie polityka,plotki, nie obchodzą mnie ludzie wokół... Dochodzi nawet do tego, że idąc do sklepu po przykładowo chleb, stoję z 10 minut bez ruchu i analizuję... tylko nie wiem co. Z ubraniami jest jeszcze gorzej, najczęściej kończy się tak, że kupuję wielką obszerną bluzę, albo to co wybierze mi chłopak.
jedyne co trzyma mój umysł w "pionie" to pisanie pracy mgr, najgorsze jest to że prawie już skończyłam i nie mam pojęcia co będę robić potem..