U kresu wytrzymałości....

Problemy związane z depresją.

U kresu wytrzymałości....

Postprzez AGAAGA » 5 paź 2010, o 15:26

Czy można coś uratować? Jak??? Proszę o pomoć!

Witam wszystkich!

Jestem tu poraz pierwsy...nawet niewiem jak opisać wszystko, co mnie dręczy...strasznie dużo tego się nazbierało.
Jest fatalnie.

Mam lat 32, cierpię na depresję, bardzo cierpię...wydaje mi się, że cierpię na nią całe swoje życie, a właściwie od momentu rozwodu rodziców.
Dzieciństwo było spokojne do momentu gdy tata nieznalazł sobie drugiej kobiety, bylam wtedy w 1 klasie podstawowki, mama cierpiała ale ja i brat niewiele moglismy zrobić, niewiele rozumelismy.....potem zachorowalam na jaskrę, mialam kilka operacji, po jednej z nich, już w 5 klasie przyjechalam do domu i się okazalo, że rodzice się rozwiedli....byl szok, złość. Niepotrafiłam potem się odnależć, bunt, był czas buntu, uciekania z domu, z mamą ciągle kłótnie, potem postanowiłam, że chce wyjechac z domu, do szkoly z internatem i tak tez zrobilam, cale liceum, potem studium bylam poza domem, oczywiscie wpadalam na weekendy, ale w domu nigdy nieczulam się bezpiecznie i tak zostalo do tej pory, przyczyną tez byly 3 włamania, ciągly mój strach zasypiania w domu, ciągle palenie swiatla, telewizora, niestety do dzisiaj tak jest, lęk lęk paniczny, niemal przyprawiający o zawal serca, poprostu koszmar.
W liceum mialam caly czas klopoty z żolądkiem, to nerwicowe bylo, potem przeżucilo się to na ataki paniki, kołatanie serca, uczucie że zaraz umre, ciągle wizyty na pogotowiu, zastrzyk na uspokojenie i do domu...tak było do póki nie zaszlam w ciąze.
Męża poznalam 13 lat temu, od 8 jesteśmy małżeństwem, jeszcze...albo nadal.
Różnie nam sie układało, mąż jest nerwowy, a teraz po tylu przejściach które mu zafundowałam to cud chyba że wytrzymuje jakoś.
Jestem złą osobą, bardzo go zraniłam, jego, nasze dzieci, mamy dwójkę 5 i 7 lat. Po 4 latach małżeństwa zdradziłam go na glupiej imprezie mojej klasy z liceum, bylo spotkanie na 10 rocznice matury i spotkalam bylego chlopaka, pierwszą licealną milosc i mi odbilo.
Może to poczucie jakiejs odmiany bylo, niewiem...
Ale może poukladam to sensownie:
Po ślubie z mężem przeprowadzilismy się 600 km od Lublina, tam mieszkalam z mamą i bratem. Byłam w ciąży, potrzebowalismy pracy, mąż znalazl pracę ale wlasnie bardzo daleko, mi bylo obojętne gdzie, chociaz sie balam nowego miejsca i tego ze bedziemy tam sami, bez rodziny znajomych, jeszcze dziecko zaraz się urodzi...Strach byl uzasadniony, do dzisiaj niemam tutaj znajomych, jestem wycofana, wstydzę sie ludzi, taką mam naturę że się chowam i uciekam od ludzi, albo oni odemnie bo ich odpycham.
Siedzialam tu sama z dzieckiem, mąz w pracy, ja przygnębiona, pracowalam w domu przez internet ale male dziecko niebardzo i na to pozwalalo, do tej pory niepracuję z ludzmi tylko w domu i to mnie dobija bo siedze jak w klatce i moze to tez mnie popchnelo do zdrady...do szukania czegos nowego..wiem że to glupota bo skomplikowalam sobie i innym zycie, nieumialam sie przynac do tego mezowi ale jednak niedalo rady psychicznie to dusic w sobie.
Moja depresja tez jest z powodu tego, ze nic co zaczne niepotrafię skonczyć, wszystko psuję, niedokańczam, studia dwa razy zawaliłam, teraz to juz niepotrafię się uczyć, niemam na to sily. Ciągle uciekam gdzieś tylko niewiem dokąd...od męża ucieklam 3 razy, przez romans w który się niestety wdalam po tej pierwszej zdradzie, minelo 3 miesiące a ja zaczelam rozmawiac z bylym znajomym ze szkolnych lat i tak sie nawiązala jakas wież, on mnie rozumial, nagle mąz wydal mi sie zły, a tamten facet super gościem, mąz oczywiscie sie domylil ze cos jest nie tak i byly awantury wiec ucieklam z dziecmi, potem wracalam raz, drugi, teraz trzeci.....Tylko dopiero teraz zrozumialam ze narobilam strasznych glupot w zyciu, ze mąz sie ciągle boi ze znowu wyjade, bo robilam to bez uprzedzenia, boi sie ze wroci z pracy a nas niebędzie. Żal mi go, ze tak zniszczylam mu psychike.
Omal niedoprowadzilam do rozwodu, wydawalo mi sie ze bedzie mi lepiej samej albo z kim innym ale sie pomylilam, bardzo bym chciala sie zmienic, zmienic swoje zycie i zycie mojej rodziny, tylko niewiem czy uda mi sie cokolwiek naprawic bo niemam pojecia nawet jak to zrobic.
Od miesiąca mieszkam znowu z męzem i dziecmi, pól roku niebylismy razem, ja w lutym ucieklam do mamy i tam dzieci skonczyly przedszkole, bylo mi badzo ciezko, w styczniu zawalilam studia, niebylam w stanie sie uczyc bo ciągle spalam, ale to efekt depresji, od lutego biorę leki ale leki niezalatwią wszystkiego, sytuacji niezmienią ani niezmienią mnie.
Przez te wszystkie wydazenia ostatnich 4 lat, burzliwe wydażenia, nerwowe stytuacje, stres ciągly sres jestem nerwowa, wybuchowa, nieopanowana, byle co mnie wyprowadza z równowagi, niepanuje nad emocjami czego poem żaluje. Czuje że mąż niewie jak ma sie zachowywac w stosunku do mnie, mam wrażenie że go drażnie swoją obecnością, on sie boi zaangażować a ja to czuje że jest nie tak. Wiem że narobilam duzo glupot, ale czasu niecofnę, tylko czy moge jakoś to naprawić?
Mąz bardzo często chce wyjsc z domu bo wydaje mi sie ze ma mnie dosyc albo mojego nerwowego zachowania, mojego czepiania sie, czasam ijestem tez zazdrosna chorobliwie a kolezank z pracy, a on to wie i mi tym bardziej docina a mnie poprostu nerwy ponoszą.Czasami siebie sie boje i swoich reakcji, jak nad tym zapanować? Mam dzieci i niechce by byly świadkami moich wybuchów płaczu, czy histeri czy agresji. .
Jak to rozwiązać? Wiem, że powinnam pojśc do psychologa, bo sama niedaje rady sobie ani z sytuacją ani z samą soba. Niestety mieszkam tu dzie mieszkam i brak tu niestety takich placówek, jest tutaj tylko psychiatra u którego juz byłam i biorę Elicea, wcześniej brałam Trittico. Niewiem czy te leki coś dają, raz jest lepiej, raz gorzej... huśtawka emocji straszna. jestem załamana...wiem, że to wszystko mja wina, jestem bendadziejna, niewiem co dalej, co robić, wszystko poprostu schrzaniłam. Czuję nepewnośc, niewiem co będzie dalej, nie chce juz nikogo krzywdzić. Czuje sie okropnie z tym wszystkim co narobiłam, niemam siły na nic, nawet wstać mi sie niechce rano ale wiem ze musze bo dzieci do szkoly muszą iść, ja muszę pracować ale to wszystko przychodzi z wielkim bólem i trudem, było jeszcze gorzej gdy miałam myśli samobójcze, to jak pułapka byla.
Romans który trwal prawie trzy lata zakończylam, niebylo łatwo ale to musialo sie skonczyc, brak mi stanowczosci i dlatego to tak dlugo trwalo, za dlugo. Wiem, że oklamywalam męza, ze pisalam do temtego faceta, dzwonilam, spotykalam sie, wszystko wukryciu, takie zycie w podwojnym swiecie i to psychicznie tez bylo straszne, dlatego uciekalam od meza, niby z zamiarem rozstania ale brak mi bylo odwagi by wziąc rozwod, sama wiem jaką krzywde doznalam po rozwodzie rodziców i niechce robic tego swoim dzieciom tylko dlatego ze jestem egoistką i mysle o sobie. Mama chciala wyjsc za mąz drugi raz ale ja tego niezaakceptowalam, nierozumialam co sie dzieje, dlaczego.
Jeszcze musze dodać ze powód depresji i strach przed ludzmi to moja niepelnosprawnośc, jestem osoba bardzo slabo widzącą, niestety moje dzieci odziedziczyly wade wzroku po mnie i to mnie też dobiło bo do końca mialam nadzieje że będą zdrowe a to niestety...potem jezdzilam po szpitalach, lekarzach, operacjach, dzieci nic niweidziały...jeden lekarz powiedzial mi nawet ze jestem nienormalna ze się decyduje na dzieci i rodzę ślepe. Tego nikt by psychicznie niezniusł zwłaszcza parę dni po porodzie.
Przepraszam za haos w tym poście ale tyle jest do napisania... a słów brakuje by jakos to sensownie sklecić i przekazać dokładnie stan w jakim sie znajduję. To bardzo i tak wszystko w skrócie opisane.
Prosze o zrozumienie i jakieś wskazówki jak dalej życ z tym piwem, którego sie naważylo? Czy można cos uratować z tego wszystkiego? zy można uratować siebie? Rodzinę? Jestem psychicznie zmęczona, wyczerpana walką s samą sobą, z emocjami, z lękiem, z szukaniem drogi do kąd...sama nawet tego niewiem. Nic mnie nie cieszy, niemam zainteresowań, żyję jakby obok ludzi, obok wszystkiego, kiedyś miałam pasję, teraz nic, nic nieczytam, nieoglądam, nie słucham muzyki, poprostu sie wypaliłam emocjonalnie, jedyne o czym marzę to o spokoju, o ciszy, o poukładanym życiu, o tym by sie zmienić bo tak jak jest być dalej niemoze, tylko sama zmienić się niepotrafię. Chciałabym miec przyjaciól, znajomych a niemam nikogo, nikogo z kim moglabym porozmawiac, zwierzyc się, niedusić w sobie tego co mnie gryzie....
Co robić...gdzie sie udać? Jak zacząć?
Pomóżcie!
Będę wdzięczna!
Pozdrawiam!
AGAAGA
 
Posty: 2
Dołączył(a): 5 paź 2010, o 13:50
Lokalizacja: Dolnośląskie

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 5 paź 2010, o 18:19

---------- 18:19 05.10.2010 ----------

Ago,
najlepiej zwróć się po pomoc do fachowca.

Przyczyny nawarzenia tego Twojego piwa mają zaczątki od rozwodu rodziców (albo i wcześniej...).


---------- 18:19 ----------

Napisz skąd mniej więcej jesteś, żebyśmy mogli wskazać Ci jakiekolwiek ośrodki.
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Postprzez bunia » 5 paź 2010, o 21:22

Witaj....mam wrazenie, ze przed czyms uciekasz bo sie boisz, problemy nawarstwiaja sie, kolo zamyka a Ty miotasz......moim zdaniem samo leczenie farmakologiczne nie jest wystarczajace.....postaraj sie znalesc dobrego terapeute ktory pomoze Ci uporzadkowac emocje zwiazane z przeszloscia, poukladac sprawy, wydarzenia na polki, zrozumiec mechanizm Twoich reakcji ktore zaprowadzily Cie w slepa uliczke - stad ten chaos......wiesz, dasz rade tyle tylko, ze zabierze to troche czasu i wysilku ale oplaca sie....odzyskasz wiekszy spokoj, rownowage a przy tym latwiej bedzie Ci podejmowac zyciowe decyzje aby uporzadkowac caly ten balaganik.

:kwiatek2:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez AGAAGA » 6 paź 2010, o 09:00

Dziękuje za słowa otuchy, wiem, że sama nie dam rady i do terapeuty muszę iść, tyle tylko, że tu gdzie mieszkam - Kamienna Góra/dolnośląskie/ takich fachowców niestety niema, jeżeli możecie mi polecić kogoś w pobliżu mojej miejscowości to byłabym bardzo wdzięczna.

Czas ucieka...nie chcę go więcej marnować...

Pozdrawiam serdecznie!
AGAAGA
 
Posty: 2
Dołączył(a): 5 paź 2010, o 13:50
Lokalizacja: Dolnośląskie


Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 289 gości