Hey..
Nie za bardzo wiedziałam pod jaki "dział" przyłączyć ten temat... Właściwie to nie jestem też przekonana po co go tworzę.. Pewnie zeby się wygadać, poradzić... To główny motyw naszych postów.
Odkąd odkryłam psychotekst zmieniłam swoje postrzeganie na wiele spraw.. też inaczej podchodzę do moich problemów. Nie mówię że dzięki temu zaczęły się dziać cuda.. O nie. Po prostu dałam sobie w końcu uświadomić, że jestem jaka najbardziej NORMALNYM, ZWYKŁYM człowiekiem.. który ma słabsze dni, który czasem sobie nie radzi.. jak każdy.
A dlaczego postanowiłam dopiero dzisiaj stworzyć ten temat? Impuls.. być może.
Tata wrócił do domu wkurzony... czepia się o wszystko.. rutyna i banał. Gdyby miał jeszcze powód.. ale nie ma. Taki jest i już- choleryk. Tylko jest bardzo małe ale... To wszystko, jego zachowanie odbija się na całej rodzinie..
Zawsze byłam osobą cichą, wyważoną, spokojną, małomówną.. To co dzieje się w domu i w mojej głowie bardzo mnie zmieniło, a raczej pogłebiło mój stan "wyobcowania". Zamknęłam się w sobie.. wszystkie emocje kumuluję, by nagle wybuchnąć płaczem gdy nikt nie widzi.. Kontroluję swoje zachowanie do granic możliwości. Nie potrafię być naturalna i spontaniczna. Po prostu duszę wszystko w sobie...
Nie lubię zmian. Unikam konfrontacji z innymi.. Na ogół trzymam się z boku.
Przez wiele lat czułam się nieakceptowana. Kiedy przez ładne kilkanaście lat słyszysz, że nic nie potrafisz.. że jesteś do niczego- ZACZYNASZ W TO WIERZYĆ I TO MOCNO. Tata częto ze mnie żartuje- już się przyzwyczaiłam- choć bywają momenty że zwyczajnie w świcie to mnie boli.. On przekręca wszystko tak, że to on staję się ofiarą.. a ja niewdzięczną córą, która albo beczy z byle powodu albo pyskuje.
Na moje "nieszczęcie" (bywają gorsze ale dla mnie to naprawdę problem) zajadam stresy.. Efekt jest taki że jestem zakompleksioną, nieśmiałą, wyciszoną dziewczyną.. która uważa się za grubą, brzydką, głupiutką, niesamodzielną.. no właśnie.. za kogo? czasami jestem NIKIM.. czasami mówię sobie- jestem, jaka jestem- nie dramatyzuj.. bardzo rzadko- nie jesteś taka zła.. ale nigdy- nie jesteś piękna, mądra i wartościowa- tego stanu nie mogę osiągnąć.. nie mogę sobie wmówić boto nie prawda, nie moja prawda.
To już nie jest problem ja-dom, dom-ja.. To wyszło poza.
Nie umiem odnaleźć miejsca w środowisku. Uciekam od ludzi.. od podejmowania decyzji o MOIM ŻYCIU. Jestem zagubiona.. Nie umiem polubić siebie, kiedy wiem że nie potrafią tego najbliższe mi osoby..
Nie czuję się nie tylko jako pełnowartościowy, odpowiedzialny, dojrzały człowiek.. nie umiem postrzegać się także jako kobieta.
Nie potrafię otworzyć się przed drugim człowiekiem.. Okazać uczucia. Wątpię by to udało mi się, kiedy nie potrafię zbyt długo na siebie patrzeć.. kiedy.. toleruję bo muszę siebie ale nie akceptuję.. bo widzę grubą, brzydką, nieśmiałą dziwaczkę.. Zapominam, że pod tym wszystkim co widać na pierwszy rzut oka jestem jeszcze Ja.. ta prawdziwa.. ta co lubi się śmiać, ta którą wzrusza mała rzecz, ta która lubi zapach fiołków.. Zapominam o niej.
Co zrobić, bym całkiem nie zniknęła?
Zmienić się.. Postawić.. Otworzyć.. Ja to wszystko wiem. Tylko im bardziej sie staram tym gorszy efekt. Wystarczy małe- nic nie znaczące niepowodzenie- a ja... poddaję się.
Walka z niesmiałością przechodzi ze skrajności w skrajność.
Walki z nadwagą.. nie widać, choć w teorii i praktyce ona jak najbardziej jest.
Wymienić twarzy raczej nie mogę... a może.. ;p przepraszam- czarny humor.. Jak już nie wiem, co dalej powiedzieć.. to ten "czarny" sie sam pojawia.