czuję się taki samotny i niepotrzebny na tym świecie :(

Problemy związane z depresją.

czuję się taki samotny i niepotrzebny na tym świecie :(

Postprzez Tomekdkm » 8 lut 2009, o 21:45

Witam wszystkich. Zacznę banalnie: Nazywam się Tomasz, mam 27 lat. Nie mam dziewczyny a bardzo bym chciał mieć i coraz częściej jestem przekonany że nigdy nie będę miał. Nigdy nie miałem dziewczyny, czy to już nie jest dziwne? Od kilkunastu tygodni czuję się bardzo przygnębiony, mało kiedy się uśmiecham. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać, do kogokolwiek chodzić ( bo zawsze muszę iść sam ), unikam imieniny znajomych. Wszyscy moi znajomi mają własne rodziny, mają dzieci. Tylko chodzę na urodziny dzieci bo bardzo lubię przebywać z dziećmi a mają od 6 miesięcy do 5 lat. Wtedy powiedzmy że się uśmiecham - ja to nazwę dobra mina do złej gry. Na co dzień chodzę do pracy na 2 zmiany. Przychodzę do domu to nie wiem co mam ze sobą zrobić, ale zdecydowanie nie mam ochoty nigdzie wychodzić. Dokładnie rok temu w pracy poznałem koleżankę, często w pracy rozmawialiśmy, śmiali. Pewnego razu zaprosiła mnie do siebie ( mieliśmy się spotkać na weekendzie ) - byłem zaskoczony i pomyślałem że może w końcu znalazłem dziewczynę bo bardzo mi się podobała, ale ja jako nieśmiały niezdecydowany nie zaproponowałem pierwszy na spotkanie po pracy. Po tym zaproszeniu, przed spotkaniem dałem do zrozumienia że mi na niej bardzo zależy. A za jakiś czas się dowiedziałem, że ma chłopaka i wtedy sobie pomyślałem jaki ja jestem naiwny, głupi. No ale poszedłem, byliśmy na przejażdżce rowerowej, było fajnie. Po czym się okazało, że chciała ze mną się spotkać bo wiedziała że wysłucham ją i jej problemy z chłopakiem i doradzę. Chciała się jeszcze spotkać, ale coś wymyślałem aby się nie spotykać ( lubię doradzać ale ona mnie tym dobijała ). Teraz nie wiem czemu, ale często o niej myślę. Czasami tylko esemesujemy, zawsze ona pierwsza napiszę bo ja nie mam po co pierwszy pisać do niej. Już zrozumiałem że to tylko koleżanka, ale od tej znajomości jestem załamany. Nie wiem co mi jest, rodzice zauważyli ze coś ze mną jest nie tak no ale ja to ukrywam, że chodzi mi tylko o to że boję się samotności. Co mam robić??? Pozdrawiam wszystkich.
Tomekdkm
 
Posty: 1
Dołączył(a): 8 lut 2009, o 20:57

Postprzez isiaaa20 » 8 lut 2009, o 22:10

---------- 21:10 08.02.2009 ----------

czasem tak bywa. a Ty mój drogi się nie wstydź, tylko wyjdź do ludzi-do baru, nawet na dyskotekę, na imprezę u znajomych. Sama dziewczyna się nie przypałęta-gdzieś ją poznać musisz.
Spędzaj czas aktywnie- wyjedź, odpocznij, zadbaj o siebie
co do kolezanki- no trudno
tego kwiatu to pół światu
znajdziesz jeszcze fajną dziewczynę a potem przecież żonę.
Tylko przed tym nie uciekaj.
Nie jestes samotny-masz rodziców-znajomych przyjacioł
3maj się tam i nie poddaj!
=)

---------- 21:10 ----------

i nie załamuj.
isiaaa20
 

Postprzez smutna16 » 9 lut 2009, o 18:35

jeszcze jedna samotna dusza :( wiem,jak bardzo boli kiedy pragniemy miłości,bliskości drugiego człowieka a ciągle czujemy się opuszczeni...czasami zastanawiam się:jesli jest tylu samotnych,to dlaczego tylu ich jest? czy jakoś tak ;) mam nadzieję,że zrozumiałeś....podoba mi się to zdanie ale nie umiem go inaczej ująć..no bo,jesli czujemy się samotni to moze powinnismy poszukać osób rownie samotnych i nie bylibysmy juz samotni!ale jak ich szukac :( przepraszam za to bredzenie ;) 3maj sie
smutna16
 
Posty: 101
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 20:01

Postprzez Filemon » 9 lut 2009, o 19:34

kurczę, tak jakoś smutno mi brzmi to co napisałeś... :pocieszacz:
nie będę Ci tu niczego doradzał, ale może pocieszy Cię (i da do myślenia!) fakt, jeśli Ci wyznam, że ja będąc w Twoim wieku byłem jeszcze... "męskim dziewicem" ;-) i również nie miałem przy sobie nikogo bliskiego z czym było mi bardzo, bardzo źle

A JEDNAK...

a jednak potem wszystko jeszcze się odmieniło i chociaż bywało różnie (raz "nad wozem" raz "pod wozem") i sprawy miłosne układały się u mnie różnie, to mimo wszystko okazało się, że przeżyłem w tej sferze oprócz przykrości także sporo szczęśliwych wydarzeń i wyszło na to, że zmiany są jednak możliwe...

obecnie znowu mam w życiu okres smutny i samotny, ale wiem już z własnego doświadczenia, że choć może nie układa mi się obecnie tak jak bym pragnął, to jednak nadejdzie jeszcze czas zmian i szczęśliwsze stany uczuć... :) ja to już wiem, bo to przeżyłem i jestem przekonany, że u Ciebie będzie całkiem podobnie - a możliwe, że... nawet lepiej! ;-)

pozdrawiam i nie łam się :)
choć warto z pewnością trochę się zastanowić nad własnym obecnym stanem ducha i jego przyczynami oraz postarać się z wyrozumiałością trochę samego siebie zrozumieć i przygarnąć z tymi smutkami i wewnętrznymi przykrościami - trochę samego siebie pocieszyć, dać sobie samemu w swoim życiu coś miłego, przyjemnego, radosnego... a przyjdzie jeszcze dzień, kiedy zatroszczy się o to także druga osoba - jakaś fajna dziewczyna, dla której staniesz się ważny, i pewnie z wzajemnością, a wówczas jedno drugiemu zaoferuje z pewnością wiele szczęścia, które rozwieje niejeden smutek i poczucie osamotnienia...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Antonja » 7 mar 2009, o 12:16

A mnie się wydaje, że samotność nosimy w sobie, niezależnie od tego ile ludzi jest dookoła. Od dzieciństwa czułam się samotna i wyobcowana. Chociaż uświadamiać zaczęłam to sobie około 15-go roku zycia.

Teraz mam 32 lata, kilka nieudanych, dość krótkich związków poza sobą. Poprzedni, najdłuższy trwał rok i skończył się półtora roku temu. Nie zostałam porzucona, z pełną swiadomością kazałam mu się wynieść z mojego życia. Wiedziałam, że to słuszna decyzja.

Kończyłam studia pedagogiczne. W dwa miesiące po rozstaniu, dokładnie w dniu swoich 30 urodzin obroniłam swój licencjat. Byłam pijana ze szczęścia. Byłam z siebie dumna i wydawało mi się, że dam sobie z wszystkim radę. Ze względu na kasę nie mogłam iść na dalsze studia. Ledwo wiązałam koniec z końcem. Ale udawało mi się to i byłam albo raczej, bywałam szczęśliwa. Około trzy miesiące trwał ten stan spokojnej radości i pogodzenia samej z sobą.

Potem przyszły trudne czasy dla mojej rodziny. Właściwie zaczęły się już prostować ale moja psychika tak ucierpiała, że przestałam w siebie wierzyć. Nadal pracuję w supermarkecie. Bo stały etat, pożyczka do spłacania jeszcze przez rok. Ale też dlatego, ze tylko po licencjacie z pedagogiki gdzie ja właściwie mam iść jej szukać. Na dalsze studia mnie nie stać. Wogóle czuję, że nie poradziłabym sobie w pracy z dziećmi. Ani w sumie gdziekolwiek.

Cztery miesiące temu spotkałam kogoś i zakochałam się. Ale radość trwała krótko. Wciąż z nim jestem ale nie umiem się cieszyć. Zapomniałam jak to jest być szczęśliwą. Obecność drugiej osoby nie zlikwiduje własnych wewnętrznych problemów. Dlatego myślę, że samotność nosimy w sobie niezależnie od tego czy jesteśmy z kimś, czy autentycznie jesteśmy akurat sami.
Antonja
 
Posty: 9
Dołączył(a): 3 mar 2009, o 17:56

Postprzez Filemon » 9 mar 2009, o 17:59

Antonja napisał(a):Obecność drugiej osoby nie zlikwiduje własnych wewnętrznych problemów. Dlatego myślę, że samotność nosimy w sobie niezależnie od tego czy jesteśmy z kimś, czy autentycznie jesteśmy akurat sami.


No tak - z tym się zgadzam... jednak jak to mówią: "co dwie głowy, to nie jedna", więc pewnie... co dwa serca (koło siebie ;) ) to nie jedno samo - wyjące w noc zimową do księżyca... :D Bratnia dusza, tak zwana, to z pewnością nie rozwiązanie naszych wewnętrznych problemów, ale też myślę, że w wielu wypadkach lżej jest nam żyć z tymi problemami (jeśli nie potrafimy ich w sobie rozwiązać), jeżeli znajdzie się drugi człowiek, który potrafi nas przyjąć takimi jakimi jesteśmy, czyli z "dobrodziejstwem inwentaża", i towarzyszyć nam w życiu - gorzej jeśli takiej chętnej osoby nie ma... :(

pozdrawiam :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez moratar » 19 mar 2009, o 16:26

Rady może nie dam, ale wiem co czujesz.
Mając 32 lata nie miałem nikogo, absolutnie nikogo.
Nie miałem znajomym, nie miałem żadnych przyjaciół, nie miałem się do kogo odezwać, nie miałem sensu życia, mieszkałem też sam i czasem wyłem z samotności do scian. Chciałem skonczyć ze sobą i tym bezsensem istnienia.
Czasem było tak że przez tydzien wogóle nie wypowiadałem żadnego słowa.
Mając 29 lat nie mogłem sam wytrzymać, więc zaczołem korzystać z usług prostytutek, aby choc przez chwile móc dotknąć kobiety, poudawać że jest fajnie. Niektóre miały orgazmy, niektóre bardzo fajnie udawały że im zależy.
Mając 23 lata już wiedziałem że coś jest nie tak.
Uciekłem w swiat komputerów, unikałem ludzi, bałem się ich, moze nie tyle bałem co czułem się zle w towarzystwie innych ludzi jeśli ja miałem coś mówić. Czyli w grupie jak ktoś coś nawijał to było ok, ale jeśli ja miałem coś powiedzieć to czułem się skrępowany i nieswojo.
Mając 17 lat byłem zakochany ale zostawiłem dziewczyne bo bałem się że mnie skrzywdzi, zrani bardziej niż samotność mnie raniła.
Mając 14 lat byłem zakochany w fajnej dziewczynie a ona prosiła abym chodził z jej brzydszą przyjaciółką abym się z nią całował i uprawiał sex to wtedy może bedzie ze mna chodzić, jeśli najpierw jej przyjaciółka mnie "przetestuje"
Mając 10 lat starszy brat nakrył mnie jak waliłem konia.
Mając 6 lat onanizowałem się przy pornosach taty "schowanych za regałem", nawet nie wiedziałem o co chodzi, ale robiłem tak jak na filmach..., stad rysa na psychice na całe życie...

Szukaj pomocy bo warto nie być samemu.
Warto kochać.
Może na początek kup psa i gadaj do niego. Może idz do psychologa, aby znaleźć przyczyne problemu i ją rozwiązać, ja nie musiałem ktoś mi zrzucił miłość mego życia na mnie i siekneła mnie w łeb aż mi zachuczało w mej póstej lepetynie i się zakreciło. Od kilku miesięcy czuję się jakbym ciągle był na haju.

Dziś jedna kobieta jest sensem mego życia nic innego się nie liczy, jestem jak pies wierny i kocham nad życie bo mnie uratowała od ciemnych myśli które chodziły mi po głowie. Ale nie powiedziałem jej że taki byłem... bo się boje że sie wystraszy, pozatym nie ważne co było - ważne co jest, tymbardziej że wcześniej nie było nic, poprostu byłem martwy przez 32 lata. Nie byłem, nie żyłem, teraz żyje.
Czego i tobie życze abyś żył.
moratar
 
Posty: 95
Dołączył(a): 9 mar 2009, o 04:22

Postprzez nieufajaca » 11 kwi 2009, o 17:09

moratar napisał(a):Rady może nie dam, ale wiem co czujesz.
Mając 32 lata nie miałem nikogo, absolutnie nikogo.
Nie miałem znajomym, nie miałem żadnych przyjaciół, nie miałem się do kogo odezwać, nie miałem sensu życia, mieszkałem też sam i czasem wyłem z samotności do scian. Chciałem skonczyć ze sobą i tym bezsensem istnienia.
Czasem było tak że przez tydzien wogóle nie wypowiadałem żadnego słowa.
Mając 29 lat nie mogłem sam wytrzymać, więc zaczołem korzystać z usług prostytutek, aby choc przez chwile móc dotknąć kobiety, poudawać że jest fajnie. Niektóre miały orgazmy, niektóre bardzo fajnie udawały że im zależy.
Mając 23 lata już wiedziałem że coś jest nie tak.
Uciekłem w swiat komputerów, unikałem ludzi, bałem się ich, moze nie tyle bałem co czułem się zle w towarzystwie innych ludzi jeśli ja miałem coś mówić. Czyli w grupie jak ktoś coś nawijał to było ok, ale jeśli ja miałem coś powiedzieć to czułem się skrępowany i nieswojo.
Mając 17 lat byłem zakochany ale zostawiłem dziewczyne bo bałem się że mnie skrzywdzi, zrani bardziej niż samotność mnie raniła.
Mając 14 lat byłem zakochany w fajnej dziewczynie a ona prosiła abym chodził z jej brzydszą przyjaciółką abym się z nią całował i uprawiał sex to wtedy może bedzie ze mna chodzić, jeśli najpierw jej przyjaciółka mnie "przetestuje"
Mając 10 lat starszy brat nakrył mnie jak waliłem konia.
Mając 6 lat onanizowałem się przy pornosach taty "schowanych za regałem", nawet nie wiedziałem o co chodzi, ale robiłem tak jak na filmach..., stad rysa na psychice na całe życie...

Szukaj pomocy bo warto nie być samemu.
Warto kochać.
Może na początek kup psa i gadaj do niego. Może idz do psychologa, aby znaleźć przyczyne problemu i ją rozwiązać, ja nie musiałem ktoś mi zrzucił miłość mego życia na mnie i siekneła mnie w łeb aż mi zachuczało w mej póstej lepetynie i się zakreciło. Od kilku miesięcy czuję się jakbym ciągle był na haju.

Dziś jedna kobieta jest sensem mego życia nic innego się nie liczy, jestem jak pies wierny i kocham nad życie bo mnie uratowała od ciemnych myśli które chodziły mi po głowie. Ale nie powiedziałem jej że taki byłem... bo się boje że sie wystraszy, pozatym nie ważne co było - ważne co jest, tymbardziej że wcześniej nie było nic, poprostu byłem martwy przez 32 lata. Nie byłem, nie żyłem, teraz żyje.
Czego i tobie życze abyś żył.

podziwiam cie za szczerosc
naprawde
kazdy z nas ma jakis tam bagaz w sobie
kazdy cos w sobie nosi
ciesze sie ze w koncu znalazles kogos kto rozjasnil ci dni-to dobrze
-------------------------------------------------------------------------------------
ja mialam jakos inaczej w zyciu
nie zdazylam jeszcze dobrze skonczyc jednego zwiazku a juz krecil sie ktos kolo mnie
nigdy nie bylam dlugo sama-a lubie byc sama gdyz uwazam,ze jestem wtedy w dobrym towarzystwie-ja tak to widze
nie szukajcie nikogo na sile i nie dolujcie sie
wydaje mi sie ze wiele osob emanuje niepotrzebnie smutkiem i odrzuceniem
zycie mamy jedno i nalezy je przezyc
wiem ze latwo sie mowi ale tez latwo mozna to zrobic
NIE SZUKAJ A ZNAJDZIESZ

a przede wszystkim UWIERZ W SIEBIE
mezczyzni emanujacy samotnoscia i odrzuceniem przerazaja kobiety
zamiast smecic dolki zapisz sie po pracy na jakis sport-zobaczysz pomoze-wystarczy zwykly jogging-pol godzinki dziennie-hormon szczescia da ci wigoru i sily
a kobieta sama sie znajdzie
kazda potwora znajdzie amora i odwrotnie
i nie chowajcie sie przed swiatem
KTO NIE RYZYKUJE TEN NIE ZYJE
moze jedna odmowi i druga-ale trzecia nie
walczcie o swoje szczescie bo jestescie niepowtazalni i wartosciowi
i uwierzcie w to do jasnej cholerki ze tacy naprawde jestescie

z calego serca zycze WAM SILY;ODWAGI
a strach ma wieeeeeeeeelkie oczy-aby go przelamac nalezy stanac z nim twarza w twarz
nieufajaca
 
Posty: 76
Dołączył(a): 6 kwi 2009, o 03:07
Lokalizacja: gdansk


Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 300 gości

cron