Ach, gdyby na zewnątrz nie było tylu ludzi...

Problemy związane z depresją.

Ach, gdyby na zewnątrz nie było tylu ludzi...

Postprzez nevvorld » 2 gru 2008, o 04:14

Mam plany, cele... myślę, że całkiem fajne do zrealizowania, pomysł na pracę - choć do tego jeszcze trochę czasu.

Chyba zdecyduję się na jakąś terapię grupową. Nie z tego powodu, że mi gorzej czy coś... jakby siła depresji jest hmm taka sama.
Hmm... z domu wychodzi mi się coraz łatwiej, jest ok. Gorzej jest po przyjściu do domu, kiedy znowu mam tę świadomość, że jestem sam (pomijając rodzinę) ... że nie mam znajomych... że jest już tak prawie rok...

Ku**a... już rok minął od studiów, przyjazdu do miasta, od rzeczy, które miały mnie wyleczyć. Sam dziś nie rozumiem czemu tak to wszystko zmarnowałem. Z jednej strony - to nie były studia dla mnie, absolutnie, a z drugiej - przecież to studia - ciężka praca - mogłem się pomęczyć...
W ogóle się zastanawiam czy jeszcze na jakieś pójdę, bo dla mnie nauka to masakra. Terminy jakichś prac, wkuwanie, czytanie czegoś co NIBY mnie interesuje, ale kiedy to biorę do łapska, nie mam nawet ochoty otwierać pierwszej strony... no i ten cholerny wyniszczający stres...


Od końca pierwszego semestru minęło... czyli od sesji... no nie wiem ile minęło, bo nie pamiętam kiedy dokładnie się ona skończyła...
Ale przez ten czas byłem jeden semestr w jakiejś marnej policealnej szkole, z której zrezygnowałem, poza tym to siedziałem w domu, we wrześniu trochę łaziłem do kina na jakieś bzdety...
Teraz czasem wychodzę coś tam kupić sobie, ale po każdym przyjściu do domu czuję się źle. Chciałbym wychodzić częściej, bo zazdroszczę ludziom, którzy spędzają czas ze znajomymi. Gdy widzę PARY, zakochanych, myślę sobie, że "ta dziewczyna mogłaby być moja".
Myślę sobie - przecież ja też mógłbym kogoś poznać.

Tylko CO JA MIAŁBYM takiej osobie POWIEDZIEĆ?
Hej... byłem na studiach - takich srakich - zajebiście, co? Wiem wszyscy są zdumieni, kiedy im mówię na czym byłem. Teraz nie robię nic, bo mam depresję i otrzymuję rentę rodzinną. W ogóle planuję planuję planuję, marzę marzę marzę sobie o tym o tym o tym, ale chyba nie będzie z tego nic nic nic... w sumie sam nie wiem... eeeeeee zzzZZzZZz hmm w ogóle odjeb się co cię to obchodzi?! To moja sprawa co robię, nikt cię o zdanie nie pytał... spierdalaj.

Samotność jest ciężka... i im dłużej się jestem sam, tym ciężej będzie mi przebywać wśród innych ludzi. Jest tylu samotnych ludzi, tyle dziewczyn, a ja mam dopiero 20 lat, a patrzę na rówieśniczki, jakbym miał ze 40...

Jeśli ktoś wie gdzie są jakieś dobre terapie grupowe w Bydgoszczy, to proszę o pomoc... nie wiem ... żebym mógł chociaż gdzieś pojechać od czasu do czasu i posiedzieć z jakimiś ludźmi.
nevvorld
 

Postprzez licho_23 » 6 gru 2008, o 16:39

Hm, może na początek uczepię się tego - ,,Mam plany, cele..". To już jest coś ;] Czytam i mam wrażenie, że jednak masz w sobie siłę, tylko brakuje chyba impulsu, który ją wyzwoli.

,,Myślę sobie - przecież ja też mógłbym kogoś poznać" - dobry punkt wyjścia. Czy masz w swoim otoczeniu kogoś, kto niekoniecznie będzie twoją drugą połówką ale z kim mógłbyś np. wyjść na piwo i pogadać? ;] ponarzekać, pośmiac się... Ciężko przełamać niechęć do nawiązywania bliższych kontaktów, jesli raz się sparzyło, ale gra warta świeczki. A ,,reszta" przychodzi z czasem :)

ps.,,planuję planuję planuję, marzę marzę marzę sobie o tym o tym o tym, ale chyba nie będzie z tego nic nic nic... " - wyjąłeś mi te słowa z głowy ;/
licho_23
 

Postprzez nevvorld » 10 gru 2008, o 01:56

licho_23 napisał(a): ,,Myślę sobie - przecież ja też mógłbym kogoś poznać" - dobry punkt wyjścia. Czy masz w swoim otoczeniu kogoś, kto niekoniecznie będzie twoją drugą połówką ale z kim mógłbyś np. wyjść na piwo i pogadać? ;] ponarzekać, pośmiac się... Ciężko przełamać niechęć do nawiązywania bliższych kontaktów, jesli raz się sparzyło, ale gra warta świeczki. A ,,reszta" przychodzi z czasem :)


Powiem ci, że nawet mam i ostatnio chciałem się spotkać, ale trochę boję się tego, że będę znowu użalał się nad sobą - za baardzo. Na forum jest trochę łatwiej, choć po napisaniu kolejnego tematu o tym, jak to jest mi źle, trochę mi było wstyd, bo raz tu skrytykowałem ludzi z depresją. Napisałem, że tylko użalają się nad sobą, a przecież jestem jednym z nich, no i nie uważam, że jest tak, jak napisałem wtredy.

Teraz przynajmniej nie narzekam w domu. Jak już to tu na forum, bo nikt przecież nie musi tego czytać, nie? ^^'' Zobaczy początek i powie sobie - łojej... nie, nie, to nie dla mnie - pas".

A ja wiem jak ciężko się słucha taką osobę, która mówi, że nie wiadomo co zrobi, a potem znoowu marudzi i znoowu i znooowu.
Nie chcę tracić ostatnich kontaktów. Wolę w końcu napisać komuś, że "udało
mi się to, co sobie zaplanowałem", albo że coś "...mi się udało, jestem z tego zadowolony - może to opijemy"... coś w tym guście.

Bo po każdej rozmowie, kiedy wyżalam się z wszystkiego myślę, że niepotrzebnie tyle powiedziałem i dopiero sobie uświadamiam, że nie jest tak źle i przecież mógłbym to w każdej chwili zmienić, choćby w najmniejszym stopniu. Małe kroczki to już coś, no a ja ... nic... stagnacja.

Dlatego dzięki Ci licho_23 za zrozumienie i za ciepłe słowa.
Pozdrawiam.
nevvorld
 

Postprzez licho_23 » 10 gru 2008, o 16:52

You welcome :D

Rozumiem twój stan, dlatego, że sama tkwię w czymś bardzo podobnym. Jeśli w moim życiu działo się źle, to zwykle bardzo szybko wycofywałam się ,,na tyły", nie odcinałam kontaktów, one same padały, bo nie chciałam innych zarażać swoimi ,,nieszczęściami". Poza tym, było mi wstyd, że nie radzę sobie z problemami, które inni załatwiają od ręki. Potrzebowałam czasu na ,,dojście do siebie", ale im dłużej tkwiłam w takim bezruchu, tym było gorzej...

Ktoś mi kiedyś powiedział: ,,Ty lubisz być nieszczęśliwa, pławisz się i pływasz w tym wszystkim, bo jest ci tak wygodnie" - zrobiło mi się wstyd, bo miał w pewnym sensie rację. :oops:

Chcę ci tylko powiedzieć, że czasem trzeba pozwolić tym ludziom ,,z zewnątrz" zbliżyć się do siebie :) możesz zyskać cos bardzo cennego.

ps. Czy jest w twoim życiu jakaś mała, nawet absurdalna rzecz którą chciałbyś i mógłbyś zmienić nawet teraz? :wink:
licho_23
 

Postprzez nevvorld » 13 gru 2008, o 05:54

Chyba nie ma takiej rzeczy... hmm... na pewno potrzebuję więcej ruchu na świeżym powietrzu. Tego jestem pewien, ale dziwnie się czuję na zewnątrz.
Nie cierpię mojego miasta, jest takie ponure. Z nikim na ulicy tu nie pogadasz, tylko w zamkniętych pomieszczeniach - klubach, pracy, szkole, instytucjach jakichś. Jest dziwnie. Wiem, że mógłbym robić wiele fajnych rzeczy i czuję, że mam jeszcze sporo przed sobą i że mam z jednej strony dużo czasu, z drugiej każdy dzień wydaje mi się zmarnowany w tej samotności. Tak czułem się na studiach, dlatego prawie że uciekłem od tego i bardzo mi wtedy ulżyło, bo na uczelni bardziej czułem się samotny, niż będąc fizycznie samemu w swoim pokoju. Ludzie po prostu mają cię gdzieś, mają swoich znajomych. Próbujesz być wesoły, opowiadasz im różne rzeczy, ale ... to wszystko na nic. Czuję, że się tylko wygłupiłem na tych studiach przed - tymi ludźmi Tam, przed znajomymi i rodziną.
Już to wszystko jest za mną, ale boję się, że zawsze będę popełniał gdzieś bardzo poważne błędy i że za jednym machnięciem ręki wsyzstko schrzanię, no i to mnie jakoś odstrasza od wszystkiego.

Tak czy siak wiem, że muszę się za siebie wziąć. Piszę tylko o tym, co dzieje się w mojej głowie i to wszystko. Nie oczekuję na pewno współczucia, tylko jakichkolwiek rad.

Jakoś myślę, że mógłbym dużo osiągnąć, ale problem tkwi w tym, że samotność wywołuje u mnie zły nastrój, przywołuje złe myśli. Źle mi z tym.

Ech... na zewnątrz najgorsze są dziewczyny, kobiety... gapią się. Mają wzrok jakby prawie błagały mnie o to, żebym zagadał, ale ja wcale nie mam ochoty jakoś, bo co to za sens zagadywać do każdej ładniejszej dziewczyny?
Dla mnie jest to jakiś odruch nienaturalny. Nie umiem, a mam wrażenie, że żadna dziewczyna nigdy do mnie sama nie podejdzie. Po prostu chyba ze względu na te czasy. Zresztą już pisałem... Co ja mógłbym o sobie powiedzieć?

Pozostaje mi wytrwać jeszcze jakiś czas w odosobnieniu i znaleźć tą najbardziej odpowiadającą mi pracę - nieważne jaką, nie chcę o tym pisać, bo za dużo szczegółów bym wypisał.

Po prostu jakoś to przetrwać. Ten wiek... z nastolatka, którym jeszcze niedawno byłem wejść w to życie, gdzie trzeba samemu zacząć o siebie się troszczyć. Bardziej szukam samodzielności, niezależności w życiu, własnego kąta... Trochę jestem w tym niecierpliwy i może stąd to wszystko.
Uwierzcie mi... jak pomyślałem, że przez 5 lat mogę nie mieć czasu na nic innego, tylko siedzieć w pokoju i się uczyć (miałem bardzo wymagający kierunek), to zamykałem książkę i włączałem sobie muzykę, albo kładłem się spać. Niestety takie jest moje podejście do studiów i jeśli miałbym iść na cokolwiek, to tylko na coś, co by mnie pasjonowało, no a z tym może być baaaaardzo ciężko, zdaję sobie z tego sprawę.
No i niestety takie samo podejście mam do pracy... Chyba za dużo od życia oczekuję.

Sorry, że tak piszę, ale uświadamiam to sobie poprzez pisanie. To mi trochę pomaga i pozwala zrozumieć siebie samego.

Pozdrawiam.
nevvorld
 

Postprzez licho_23 » 13 gru 2008, o 17:16

Nevvorld, masz prawo do popełniania większych czy mniejszych błędów. Masz prawo do sprawdzania, dociekania, co w Twoim życiu jest ważne, co Ci odpowiada (studia, praca) a co nie i do rezygnacji z tych rzeczy. To jest naturalna kolej rzeczy, tak samo jak Twoje dojrzewanie do samodzielności :gites:

Tak czy siak wiem, że muszę się za siebie wziąć.

:ok:

Sorry, że tak piszę, ale uświadamiam to sobie poprzez pisanie. To mi trochę pomaga i pozwala zrozumieć siebie samego.


To dobrze, to znaczy, że znalazłeś jakiś sposób na ,,oswojenie" swoich problemów a forum chociaż w jakims procencie zaczęło spełniac swoją rolę :wink:
licho_23
 

Postprzez hespera » 13 gru 2008, o 23:20

to ja sie wtrace...
Nevvorld, Twoj post przypomnial mi troche moja ytuacje, a ze ostatnio uwielbiam mowic o sobie , to sie podziele... :twisted:
liczylam bardzo, ze studia/zmiana srodowiska magicznie odmienia mnie i moje zycie... sie przeliczylam... wlasciwie na to na co poszlam trafilam przypadkiem i na poczatku wydawalo mi sie ze lepiej nie moglam trafic :D a pozniej sie okazalo, ze zaczely mnie te studia wypalac albo raczej ja sie zaczelam wypalac w tym kierunku... kiedy myslalam ile sie mam nauczyc na nastepny dzien wolaalm wlaczyc muzyke i sobie pospiewac... zaczely przychodzic momenty, ze balam sie isc na uczelnie, tak mocno bylam zestresowana, a kiedy zostalo nas piec osob na roku, to wymieklam totalnie... kazdego dnia te same twarze, te same rzeczy... ble.... tak wlasciwie to teraz rozzumiem, ze to nie byl problem studiow, ale moj problem i mojego nastawienia (teraz juz przestalam wychodzic z zalozenia, ze musze wiedziec wszystko= przestalam od tego uzalezniac moje poczucie wlasnej wartosci; i bogom niech beda dzieki :D )... rzucilam studia (zdarza mi sie miec poczucie ze zmarnowalam szanse, a jakze) i wyjechalam do innego panstwa i tez liczylam, ze to magicznie zmiei moje zycie... a tu klops... pierwsze miesiace to byla jakas masakra.... balam sie czasem wyjsc z mieszkania, nie wspominajac nawet o mowieniu do ludzi.... tak czasem siedze i mysle, ze zycie przecieka mi przez palce, ze pozwalam na to , by moje marzenia stawaly sie mgla... generalnie mam poczucie, ze moge wiele, a tam mam poczucie!- wiem ze moge wiele, ale jest jakies male ale, ktore mnie hamuje i nad ktorym zaczynam pracowac, zeby przestalo....

a jezeli chodzi o ludzi, moj stosunek do nich byl dosc skomplikowany... z jednej strony bardzo mi ludzi brakowalo i czulam sie samotna, a z drugiej strony wiekszosc wydawala mi sie niegona (powaznie) mojego zainteresowania... generalnie nie wchodzilam w interakcje z ludzmi bo mi sie wydawalo ze jestem lepsza... ale co najzabawniejsze, jezeli juz uznalam kogos za wartego mej uwagi , mialam wrazenie ze a osoba nie zwroci na mnie uwagi, bo nie mam nic ciekawego do powiedzenia, bo nic ciekawego nie robie w zyciu... efekt tego byl taki, ze bylam totalnym odludkiem...

generalnie , zaspokoiwszy moja egoistyczna potzrebe mowieinia o samej sobie i o moim faaaaaaaaaaaaaaascynujacym zyciu, przechodze do sedna...
piszesz, ze Twoje zycie jest nudne (Tylko CO JA MIAŁBYM takiej osobie POWIEDZIEĆ? ) a myslisz, ze zycie innych jest ciekawsze? bzdura. w wiekszosci przypadkow w gre wchodzi jak sie cos przedstawia/opowiada, a nie samo zdarzenie; jak rowniez przekonanie o wlasnej wyjatkowosci. jezeli myslisz, ze jestes fajnym czlowiekie to ludzie Cie tak odbieraja. a i jeszcze jedno- jezeli chodzi o kontakty midzyludzkie- wiekszosc ludzi ma gdzies to co Ty masz im do powiedzenia, bo ludzie to egoisci, uwielbiaja mowic o sobie, wiec grunt to przytakiwac w odpowiednich momentach. z moich obserwacji wynika , ze ludzie uznaja kogos za dobrego rozmowce nie kiedy wchodza z ta osoba w intelektualne dysputy, ale wtedy kiedy moga sie komus spokojnie wygadac- to jest dla mnie zadziwiajace, ale tak jest (albo ja trafiam na takich ludzi). i jescze jedno, tez smieszne spostrzezenia- im mniej sie mowi tym bardziej wydaje sie otoczeniu inteligentnym i ciekawym... jezeli przejmujesz sie palnales np. w rozmowie jakas glupote nie ma sie co przejmowac- nikt nie bedzie tego pamietal, bo ludzie sa zbyt skupieni na sobiie zeby zwrocic uwage. brutalna prawda jest taka, ze inni nie mysla o Tobie, inni mysla o sobie, o tym jak sami wypadli/ zaprezentowali sie... mi uswiadomienie sobie tych rzeczy pomoglo, wiec sie dziele, moze tez pomoze...

ale boję się, że zawsze będę popełniał gdzieś bardzo poważne błędy - nie istnieje cos takiego jak bledy,wiec prosze sobie to slowo wykreslic ze slownika. sa tylko rezultaty- jezeli nie sa zadowalajace wiemy, ze cos nalezy zrobic inaczej. bac sie bledow to znaczy bac sie zycia (przynajmniej wg mnie) i caly stac w miejscu, nie probowac niczego nowego. efektem tego jest egzystencja, ktora ma bardzo niewiele wspolnego z zyciem.

jezeli faktycznie masz depresje, to dobrze byloby ja leczyc...

mam prosbe- napisz cos o sobie, ale cos poza tym co juz wiemy- to znaczy, ze jestes nieciekawy itd, bo w to generalnie nie chce mi sie wierzyc.... zostaw to przekonanie na chwile na boku i napisz generalnie co lubisz robic i takie tam... moze kiedy to zobaczysz napisane, to uswiadomisz sobie, ze wcale nie jest z Toba tak zle jak Ci sie wydaje...

wyszedl mi post-krowa, i w dodatku chaotyczny, ale trudno... mam nadzieje, ze na cos sie przyda....
pozdrawiam cieplo
i trzymaj sie mocno
hsp.
hespera
 
Posty: 419
Dołączył(a): 15 paź 2008, o 00:57
Lokalizacja: z krainy przyszlych muszkarzy

Dół, def, marazm, nuda, zrezygnowanie, dzień za dniem....

Postprzez komplikatores » 14 gru 2008, o 01:10

Witaj kolego!

Pozwolę sobie Ciebie cytować i komentować to co mówiłeś.

Ale na początek powiem Ci... trzymaj się brachu bo nie jesteś sam. Myślę, że jest wielu takich jak Ty (MY). Szczególnie w dzisiejszych czasach.

"Wiem, że mógłbym robić wiele fajnych rzeczy i czuję, że mam jeszcze sporo przed sobą i że mam z jednej strony dużo czasu, z drugiej każdy dzień wydaje mi się zmarnowany w tej samotności."

Myślę bardzo podobnie. Zdajemy sobie sprawę, że stać Nas na wiele ale samotność jest niszcząca, odbiera siły, odbiera sens podejmowania jakichkolwiek działań.

„Jakoś myślę, że mógłbym dużo osiągnąć, ale problem tkwi w tym, że samotność wywołuje u mnie zły nastrój, przywołuje złe myśli. Źle mi z tym”

No właśnie. U mnie jest podobnie. Siedzę bez sensu już piąty miesiąc (na własne życzenie) i niby chciałbym coś zrobić, znaleźć fajną pracę (poprzednią rzuciłem bo mnie zabijała od środka) ale boję się że nie ma takiej która mnie usatysfakcjonuje. To jakieś błędne koło. A czas ucieka. Z tygodnia na tydzień coraz trudniej wstać rano z łóżka, wmówić sobie że ma się jakiś cel na dzisiejszy dzień. Oczywiście są ludzie którzy pomyślą: „człowieku weź się do roboty i nie wydziwiaj!” Ale to nie jest takie proste dla mnie.

„Chyba nie ma takiej rzeczy... hmm... na pewno potrzebuję więcej ruchu na świeżym powietrzu. Tego jestem pewien, ale dziwnie się czuję na zewnątrz.
Nie cierpię mojego miasta, jest takie ponure. Z nikim na ulicy tu nie pogadasz, tylko w zamkniętych pomieszczeniach - klubach, pracy, szkole, instytucjach jakichś.”

Także staram się wychodzić na zewnątrz – to chyba taka dramatyczna próba „wyjścia do ludzi” ale przecież to fikcja. Każdy gdzieś pędzi, każdy ma pracę, szkołę, jakiś cel w życiu i nie ma czasu nawet na Ciebie spojrzeć. No ale siedzieć cały dzień w czterech ścianach to zupełny bezsens, więc człowiek wychodzi w nadziei, że taki spacer dobrze mu zrobi, a może coś się wydarzy?. To wszystko jest śmieszne. Tyle ludzi mijamy na ulicach, a wokół taka samotność. Kontakty internetowe to też fikcja. Nędzna imitacja relacji międzyludzkich.

Na poprawę samopoczucia polecam Ci kolego utwór U2 „Beautiful day”. Zapodaj sobie z rana to może zdołasz oszukać samego siebie i choć przez chwilę poczujesz się lepiej;) Ale ostrzegam po 10tym razie przestało działać;)


„Jest dziwnie. Tak czułem się na studiach, dlatego prawie że uciekłem od tego i bardzo mi wtedy ulżyło, bo na uczelni bardziej czułem się samotny, niż będąc fizycznie samemu w swoim pokoju. Ludzie po prostu mają cię gdzieś, mają swoich znajomych. Próbujesz być wesoły, opowiadasz im różne rzeczy, ale ... to wszystko na nic.”

To prawda, ludzie młodzi są dziś zamknięci w swoich grupach, mało chętni do znajomości. Nikomu nawet nie chce się spotkać po zajęciach. Nie wiem jaka jest tego przyczyna. Ale nie ułatwia to sprawy.


„Czuję, że się tylko wygłupiłem na tych studiach przed - tymi ludźmi Tam, przed znajomymi i rodziną.
Już to wszystko jest za mną, ale boję się, że zawsze będę popełniał gdzieś bardzo poważne błędy i że za jednym machnięciem ręki wszystko schrzanię, no i to mnie jakoś odstrasza od wszystkiego.”

Też tak czuje, ale podstawowa zasada to nie przejmować się co ludzie o Tobie myślą (sam wiesz na co Cię stać) i ponad wszystko zapomnij o błędach w przeszłości. To już za Tobą, zaczynasz od nowa. (łatwo komuś radzić;)


„Niestety takie jest moje podejście do studiów i jeśli miałbym iść na cokolwiek, to tylko na coś, co by mnie pasjonowało, no a z tym może być baaaaardzo ciężko, zdaję sobie z tego sprawę.
No i niestety takie samo podejście mam do pracy... Chyba za dużo od życia oczekuję.”

Mam tak samo. Nie potrafię się zmotywować jak nie widzę w tym sensu. Dlatego właśnie długo nie popracowałem. Może to przerost ambicji nad rzeczywistym stanem. Sam nie wiem.
Wiem, że łatwo doradzać ale zdecydowanie powinieneś jeszcze raz spróbować ze studiami. Oczywiście tym razem z takimi które Cię będą interesować. Choć pamiętaj, że 100% satysfakcji to fikcja. Zawsze znajdzie się jakiś durny przedmiot, wykładowca lub trzeba będzie coś wkuć na blachę. Tak wygląda studiowanie w Polsce niestety. Potrzebujesz celu, a studia dają jakiś cel. Pomyśl o innym mieście. Łódź jest dosyć tania i są dwie duże uczelnie. Jeżeli sytuacja finansowa Ci nie pozwala to zawsze jest socjal, który umożliwia jakąś wegetacje. Ogólnie w tym zakresie mogę Ci pomóc. Jeżeli chcesz zobaczyć miasto czy coś.

„Pozostaje mi wytrwać jeszcze jakiś czas w odosobnieniu i znaleźć tą najbardziej odpowiadającą mi pracę”

Musimy wytrwać! Choć z dnia na dzień coraz trudniej, coraz trudniej się oszukiwać, że wszystko będzie dobrze.

„Ech... na zewnątrz najgorsze są dziewczyny, kobiety... gapią się. Mają wzrok jakby prawie błagały mnie o to, żebym zagadał”


Po tym fragmencie widać, że nie jest jeszcze tak źle, wręcz prawie Narcyzmem to podjeżdża;) Ale nie twierdze, że się nie gapią;) Faktem jest, że tak naprawdę, jeżeli się już nie studiuje i nie pracuje to niby gdzie poznać wartościową dziewczynę. Przecież nie wyjdę na singla do baru bo tak łyso jakoś. A poza tym nie mam przekonania, czy to najlepsze miejsce aby znaleźć kogoś wartościowego.

Generalnie nie jest łatwo, dlatego najlepsza jest rozmowa, to swoista terapia. Najlepiej z osobą która również jest przybita, bo przynajmniej doskonale cię rozumie a nie tylko „próbuje zrozumieć”.

Najlepiej by było żeby osoby odczuwające podobnie - brak sensu, totalny spadek energii, marazm – starały się spotykać i gadać o swoich problemach. A Internet jest doskonałym narzędziem by coś takiego zorganizować. Tak więc jeżeli właśnie czytasz jak użalamy się nad sobą i odczuwasz podobnie to nie krępuj się napisać, a jeżeli jesteś z Bydgoszczy lub Łodzi to możliwe jest również spotkanie – „terapia” w dowolnym czasie i miejscu;)

Pozdrawiam wszystkich osamotnionych, o nędznym samopoczuciu;)
Jeżeli macie problemy to piszcie!

Pozdrawiam Cię nevvorld, odezwij się jak CI źle. Może będę mógł Ci jakoś pomóc. Daj jakiś namiar możemy pogadać na skype gg czy email.
komplikatores
 
Posty: 1
Dołączył(a): 13 gru 2008, o 21:57
Lokalizacja: Łódź

Postprzez Samara » 14 gru 2008, o 21:59

Panie i panowie - dołączam się do stwierdzenia, że "nie jesteście sami".
Mam dokładnie takie same problemy - ze studiami, z ogólnym poczuciem "braku sensu" w tym wszystkim...
Jestem już na drugim kierunku studiów i ponownie nie moge pozbyć się wrażenia, że to jakas komedia, totalna pomyłka. nevvorld - rozumiem co to znaczy odczuć ulgę po rzuceniu studiów - przerobiłam dokladnie to samo rok temu. Teraz mam tak samo - kiedy pomyślę o tym ile jest do zrobienia na jutro to wolę po prostu położyć się na lóżku i gapić w sufit bo i tak wiem, że tego nie ogranę. Nie mogę też pozbyć się myśli że jestem za głupia na te studia - niestety póki co wszystko na to wskazuje... wszystko idzie jak po grudzie, efektów nie ma żadnych - i jak tu się zmotywować? jak sie zmusić do nauki czegoś, co tak naprawdę ani mnie nie ciekawi, ani nie "rajcuje", po prostu mi wisi. Dlatego rozumiem wasze rozterki. Tyle, że ja tym razem nie mogę sobie pozwolić na rzucenie studiów. I to mnie najbardziej chyba frustruje. Doszłam po prostu do wniosku że studia to nie przyjemność - to bolesny obowiązek który trzeba "odbębnić" i tyle... Sęk w tym, że trwają tyle lat. Nie wiem jak ja to przetrwam, ale nie mam wyboru...

nevvorld napisał(a):Mam plany, cele... myślę, że całkiem fajne do zrealizowania, pomysł na pracę - choć do tego jeszcze trochę czasu.


No i widzisz, bardzo dobrze, że je masz - tego się trzymaj - to znak, że jeszcze nie jest z Tobą tak źle. Ja w chwili obecnej nie mam w zasadzie żadnych celów, do niczego nie dążę, na nic nie czekam - i to wydaje mi się być moją nawiekszą porażką.


nevvorld napisał(a):Teraz czasem wychodzę coś tam kupić sobie, ale po każdym przyjściu do domu czuję się źle. Chciałbym wychodzić częściej, bo zazdroszczę ludziom, którzy spędzają czas ze znajomymi. Gdy widzę PARY, zakochanych, myślę sobie, że "ta dziewczyna mogłaby być moja".
Myślę sobie - przecież ja też mógłbym kogoś poznać.



Mam dokladnie takie samo odczucie - to jest własnie mój najwiekszy "problem" i wstyd (tak, myślę, że moge użyć własnie tego słowa). Niewyobrażam sobie czegoś bardziej nieosiągalnego niż to abym mogła z kims być. Chyba ławtiej byłoby wygrać 6 w totka. W "tej" katergoii jestem totalnym nieudacznikiem. Czasem jest mi po prostu wstyd. Tego, że jestem tak nieciekawa, tak beznadziejna, że żaden chłopak nigdy nawet na mnie nie spojrzał. Jest mi po prostu wstyd.

nevvorld napisał(a):Wiem wszyscy są zdumieni, kiedy im mówię na czym byłem.

A na czym byłeś? ;) ja tez byłam na takim kierunku gdzie wszyscy byli zdumieni. Hespero - ty też wspomniałas, że zostało u was 5 osób na roku. 5 osób??? to jakas jazda ;) to co to za kierunki?
Chyba wszyscy po prostu dziwacznie wybralismy jesli chodzi o studia ;)


nevvorld, czytając to co piszesz mam wrażenie, że jest w Tobie jeszcze wiele nadziei, że masz siłe i chęć wyjść z tego dołka. To bardzo dobrze. Trzymaj się tego, swoich celów, planów - tobardzo ważne. Ja to wszystko odpuściłam i wpakowałam się w takiego doła, że nie wiem jak ja teraz się z tego wygrzebię. Ty na to nie pozwól.

pozdrawiam serdecznie :)
Samara
 

Postprzez hespera » 16 gru 2008, o 00:30

odpowiadam- ten kierunek to byla filologia klasyczna/lacina i starozytna greka+kultura antyczna......
a teraz podajcie swoje.... :evil:
hespera
 
Posty: 419
Dołączył(a): 15 paź 2008, o 00:57
Lokalizacja: z krainy przyszlych muszkarzy

Postprzez Samara » 16 gru 2008, o 03:52

hespera napisał(a):odpowiadam- ten kierunek to byla filologia klasyczna/lacina i starozytna greka+kultura antyczna......
a teraz podajcie swoje.... :evil:


hahaha! Mam koleżankę, która również rzuciła te studia mówiąć, że to jest dobry kierunek "dla emerytów" ;)
Ja byłam na filologii fińskiej ;) wiem, wiem - totalnie poroniony pomysł.

nevvorld, a Ty? ;)
Samara
 

Postprzez hespera » 16 gru 2008, o 15:07

filologia finska- super! mam w planach nauczenie sie finskiego albo norweskiego :)
ja nie uwazam, ze moj kierunek byl dla emerytow, ja go wciaz kocham (o bogowie...) , ale nie w tym miescie , nie na tym uniwersytecie... naszym opiekunem roku byl Lucyfer... :twisted: - to bylo niesamowite doswiadczenie dowiedziec sie, ze istnieje ktos taki
generalnie mielismy swietnych wykladowcow, ale wiekszosc sprawiala wrazenie, jakby nie istnialo nic innego poza klasyczna i to bylo smutne i przytlaczajace....
hespera
 
Posty: 419
Dołączył(a): 15 paź 2008, o 00:57
Lokalizacja: z krainy przyszlych muszkarzy

Postprzez licho_23 » 16 gru 2008, o 16:04

odpowiadam- ten kierunek to byla filologia klasyczna/lacina i starozytna greka+kultura antyczna......
a teraz podajcie swoje....


To ja dorzucę do kompletu filologię polską :wink: Kiedyś, dawno, daaaawnoo temu, wydawało mi się, że to ten jeden jedyny, wymarzony kierunek. Po pięciu latach studiów wiem, że to był skuteczny samobój :uoeee: Cóż, uczymy się na błędach...

pozdrawiam wszystkich sfrustrownych filo i nie-filologów :kwiatek2:
licho_23
 

Postprzez Samara » 16 gru 2008, o 17:19

licho_23 napisał(a):
odpowiadam- ten kierunek to byla filologia klasyczna/lacina i starozytna greka+kultura antyczna......
a teraz podajcie swoje....


To ja dorzucę do kompletu filologię polską :wink: Kiedyś, dawno, daaaawnoo temu, wydawało mi się, że to ten jeden jedyny, wymarzony kierunek. Po pięciu latach studiów wiem, że to był skuteczny samobój :uoeee: Cóż, uczymy się na błędach...

pozdrawiam wszystkich sfrustrownych filo i nie-filologów :kwiatek2:



Co Ty mówisz??? Mnie się własnie tak całe życie wydawało, że polonistyka to właśnie ten "jeden jedyny, wymarzony kierunek".. I nadal tak mi się wydaje. A co jest z nią nie tak? Może mnie trochę zniechęcisz, bo nadal jakoś w głębi duszy odczuwam nutkę żalu, że nie udało mi się tego studiować... Dobrze byłoby sie jej pozbyć ;)

Hespero - cóż, jesli masz wplanach naukę tych dwóch języków to jedno mogę Ci powiedzieć na pewno - łatwo nie będzie ;) Nie wiem wiele na temat norweskiego, ale jako, że studiowałam ponad semstr fińską to moge juz trochę powiedzieć... Przedewszystkim - cholernie trudny. I jak dla mnie - zupełnie nielogiczny. Nigdy jakoś nie miałam większych problemów z językami, ale tego ogranąc nie mogłam. Mnóstwo, mnóstwo różnych zasad co co najprostszych wyrażeń i drugie tyle wyjątków. Druga rzecz - język mówiony i jezyk pisany tam to dwie różne rzeczy. Uczyliśmy sie pisanego, jednak trudno byłoby się nim porozumieć np na ulicy.

To, co sprawiło że rzuciłam te studia to było wiele róznych rzeczy jednak przedewszystkim było to to, że po jakimś czasie zobaczyłam, że zupełnie nie ograniam. Była to właśnie ta bariera językowa - niewiele umielysmy, a większość wykładów i innych zajęć było po fińsku - i jak tu w ogóle się czegokolwiek nauczyć? Poza tym dotarł do mnie fakt, że co ja po tych studiach będę robić?? No, ale przedewszystkim było to to, że po prostu szybko stwierdziłam, że raz że się do tego nie nadaję, a dwa, że po prostu w żaden, najmniejszy nawet sposób mnie to nie "rajcuje"...


Nie pisze tego wszstkiego by Cię zniechęcić ;) choć mogło to tak zabrzmieć. Ale to trudny jezyk, bez wątpienia (uznany jako jeden z 3 najtrudniejszych na świecie). Wielu było fascynatów u mnie na roku, zrezygnowała prawie połowa, reszta odpadła przy końcowym egzaminie z fińskiego, została tylko garstka (może z 10 osób). Ale jeśli masz zapał to walcz ;)

Za to norweski mogę polecić - moja koleżanka sie uczy tego na studiach i baaaardzo sobie chwali :)

Hehe, kto jeszcze studiował jakieś dziwne rzeczy? ;)
Samara
 

Postprzez nevvorld » 16 gru 2008, o 21:13

Ja też byłem na filologii, ale wybaczcie mi, bo boję się napisać na jakiej.
Po prostu boję się pisać o sobie zbyt dużo.
nevvorld
 

Następna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 380 gości