koniec terapii...

Problemy związane z depresją.

koniec terapii...

Postprzez asia55 » 10 kwi 2008, o 21:13

Za kilka tygodni kończę terapię. Wiem, że to jeszcze nie jest odpowiedni moment. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Czuję się tak, jakbym kolejny raz traciła bliską mi osobę. Wiem, że terapia nie może trwać całe życie, że po sześciu latach najwyższy czas ją zakończyć, tylko to takie trudne.
Wiem, że nie zrobiłam jeszcze wszystkiego, że są problemy z którymi nawet nie próbowałam się zmierzyć. Ktoś powie, że miałam na to sześć długich lat... To prawda tylko, że sześć lat temu nie byłam jeszcze gotowa na to. Dzisiaj mogłabym już to zrobić, ale pozostało zbyt mało czasu.
Boję się tego, że nie poradzę sobie sama. Przez ostatnie lata, w każdej trudnej dla mnie chwili moja dr była zawsze przy mnie, teraz ma się to zmienić...
Jak sobie z tym poradzić?


asia
asia55
 
Posty: 71
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:32
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez flinka » 11 kwi 2008, o 00:46

Cześć Asiu,
rozumiem, że czujesz się rozdarta między myślą, że 6 lat terapii, że czas żyć "samodzielnie" (pewnie jakaś część Ciebie tego chce), a z drugiej strony jest lęk, boisz się, że jak stracisz oparcie wszystko się rozsypie, tak jest?

Nie, nie napiszę Ci, że 6 lat to za dużo... Nie widzę sensu w wyznaczaniu jakiś granic, bo co z tego wynika poza frustracją? Ważne jest wewnętrzne poczucie.

Nasuwa mi się... Od Twojej doktor wyszła ta decyzja? Powiedziałaś jej o swoich wątpliwościach, o tym, że się boisz ją stracić i że masz jeszcze ważne dla siebie sprawy do przepracowania? Piszesz, że pozostało zbyt mało czasu, ale przecież jeśli otworzysz w sobie coś ważnego czy bolesnego to jestem przekonana, że Twoja lekarka nie zostawi Cię z tym samej... A może dobre byłoby umówienie się na zakończenie terapii, ale nie za kilka tygodni tylko np. pół roku, wtedy mogłabyś zająć się tymi sprawami, których jeszcze nie poruszyłaś (wizja terminu mogłaby podziałać mobilizująco) i kwestią rozstania z bliską Ci osobą, bo napewno taką się dla Ciebie stała.

Może warto też byś poszukała w sobie czego się bardziej boisz, że nie rozwiążesz wszystkich swoich problemów czy opuszczenia?

"Boję się tego, że nie poradzę sobie sama. Przez ostatnie lata, w każdej trudnej dla mnie chwili moja dr była zawsze przy mnie, teraz ma się to zmienić..."
A gdzie to wszystko czego się nauczyłaś? To przecież zostanie w Tobie, a i więcej jestem przekonana, że sama będziesz się dalej rozwijać. Spójrz wstecz i zobacz ile się zmieniło przez te 6 lat... Poza tym Twoja doktor jest dla Ciebie dużym wsparciem, ale przecież w codziennych sytuacjach nie była przy Toba, radziłaś sobie sama.

Coś tu może namotałam, ale przede wszystkim powiedz o tym wszystkim na terapii, jeśli tego jeszcze nie zrobiłaś.

Przytulam Cię

flinka
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez asia55 » 13 kwi 2008, o 23:38

Flinko, wiesz tak myślę, że ja najbardziej to boję się opuszczenia...
Wiem, że mogę poprosić dr o przedłużenie terapii, tylko widzisz, ja nie bardzo potrafię prosić. Mimo iż ten temat przerabiałam kilka razy, nadal mam z tym problem. Wiem, że to przez moje poplątane dzieciństwo, że to wtedy nauczyłam się być samowystarczalna, to wtedy wpojono mi, że o pomoc proszą tylko złe dzieci, a te dobre potrafią same sobie ze wszystkim poradzić... A ja tak bardzo chciałam być wtedy dobrym dzieckiem... Myślałam, że jeżeli nie będę prosić moich rodziców o nic, to oni mnie pokochają... Ależ głupia byłam...
Teraz jestem osobą dorosłą i wiem, że proszenie o cokolwiek nie jest niczym złym, jednak czuję lęk przed tym.
Masz rację, moja dr jest mi bardzo bliska. Może nawet jest to najbliższa mi osoba i może dlatego tak trudno mi się z nią rozstać?
Jednak kwestia nie rozwiązanych problemów również mi ciąży :smutny: Wiem, że jeżeli ich nie przerobię, to zmarnuję daną mi szansę, a nie chcę tego.
Postaram się zdobyć na odwagę w czasie najbliższego spotkania i porozmawiać z dr o tym wszystkim, tylko nie wiem, czy mi się uda. Boję się, że ona mi odmówi, a wtedy nie wiem co dalej będzie...
asia55
 
Posty: 71
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:32
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez bunia » 13 kwi 2008, o 23:42

Nie martw sie na zapas moze nie bedzie zle.
Trzymam kciuki :ok:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez asia55 » 14 kwi 2008, o 00:02

Dziękuję buniu :usmiech2:
Postaram się nie zamartwiać tym do środy, chociaż to takie trudne... No bo jak nie myśleć o tym, co może się wydarzyć? Jeśli dr odmówi dalszej terapii, to wiem, że nauczę się z tym żyć, bo przecież nie pierwszy raz poczuję smak odrzucenia. Tylko, że ja chciałabym odejść z terapii z poczuciem wewnętrznej siły, pełna nowych doświadczeń, a w tej chwili nadal potrzebuję prowadzenia za rękę... A może nie? Może tylko tak mi się wydaje?
Jednak czuję, że wewnętrznie nie jestem jeszcze gotowa na to, by odejść...
asia55
 
Posty: 71
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:32
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez bunia » 14 kwi 2008, o 00:07

Porozmawiaj.....kiedys bedziesz musiala stanac na wlasnych nogach,to normalne,ze czujesz sie niepewnie,to tak jak przed sprawdzianem ale dlaczego nie masz dac sobie rady...moze jest mozliwosc abys mogla miec konsultacje takie raz na jakis czas....to by dodalo Ci pewnosci siebie....tak mysle.
:papa:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Ventia » 14 kwi 2008, o 06:18

Nie zamartwiaj się za zapas, powiedz po prostu to wszystko co napisałaś nam tutaj. Trzymaj się
Ventia
 

Postprzez mimbla » 14 kwi 2008, o 09:20

ja uczestniczyłam w terapii 3 miesięcznej ,ale bardzo intensywnej(4x w tygodniu po 3 godz.)więc dla mnie 6 lat to długo.Ale napisze ci o swoich odczuciach.Na terapie szłam z ogromnym nastawieniem pomocy,na początku wydawało mi sie ,że nic mi nie pomoże.Potem był moment światełka w tunelu,gdzieś w połowie strach ,że niedługo sie skończy i co ja będę robiła.?były mysli ,że cos ominęłam ,czegoś nie przerobiłam.Aż przyszedł czas kiedy poczułam ,że dalej muszę iść sama.To był troche strach ,trochę ciekawość ,jak sobie dalej poradzę.Ale zechciałam iść dalej sama.I poszłam ,terapia skończyła sie w określonym terminie,grupa prawie płakała,ale....byłam pełna nadziei.
Myślę ,że czas terapii nie ma tu nic do rzeczy.podobnie jest u ciebie.Może kiedy juz będziesz wiedziała ,że zbliża sie finał,zaczniesz sie do tego przygotowaywać.Tylko faktycznie poproś o troszkę wiecej czasu.Myślę ,że to rozmyslne działanie psychologa,nie mozna przezież być na terapii całe życie.Zobaczysz uda się.Mnie się udalo.powodzenia
mimbla
 
Posty: 35
Dołączył(a): 18 maja 2007, o 09:04

Postprzez Olsa » 15 kwi 2008, o 10:31

wiesz mi terapeuta powiedziała że terapia nie kończy się z chwilą odejścia od terapeuty, że to lot na własnych skrzydłach a to co przerabiane było dalej działa, dalej człowiek się terapeutyzuje, próbuje... uczy się...

ściskam mocno
Avatar użytkownika
Olsa
 
Posty: 64
Dołączył(a): 9 maja 2007, o 15:38
Lokalizacja: warszawa

Postprzez flinka » 23 kwi 2008, o 17:45

Asiu i jak tam spotkanie z Twoją doktor? Powiedziałaś jej o swoich odczuciach? Jaką podjęłyście decyzję? Jak się czujesz?

Przytulam Cię ciepło :usmiech2:

flinka
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez asia55 » 23 kwi 2008, o 22:11

Flinko, zrobiłam to dopiero dzisiaj. Tydzień temu zabrakło mi odwagi... Wiesz, ja czasami jestem taka żałosna, że aż szkoda słów... Dzisiaj powiedziałam jej o tym, co czuję, ale i tak nic z tego nie wynikło. Powiedziała mi żebym zaczekała z tym do końca wyznaczonego terminu i dopiero wtedy wrócimy do tematu. Pozostało mi więc czekać.
Wiem, że widmo rychłego końca obudziło we mnie sprawy, które dawno temu zepchnęłam na samo dno mojej duszy... Teraz odżyły i wiem, że jeżeli nie wydobędę ich w całości na powierzchnię, to będzie to moją klęską. Wiem, że całą terapię straciłam na rzeczy mało ważne. Może źle napisałam, może one nie były aż tak błahe, ale w porównaniu z tym co odkryłam, wszystko inne wydaje się takie trywialne ...
Moja dr chyba też dostrzegła, że coś się we mnie budzi i nie chce tego zaprzepaścić. Powiedziała nawet coś takiego, że jeśli ustalimy teraz nowy termin zakończenia terapii, to ja znów potraktuję go tak, jakby nie istniał i kolejny raz zamrożę w sobie ważne sprawy i towarzyszące im uczucia. Wiem, że ona ma dużo racji w tym, co mówi i co robi. Ufam jej, bo czuję, że ona chce dla mnie jak najlepiej.
Przepraszam, że milczałam, ale troszeczkę zadołowałam w ubiegłym tygodniu po tym, jak nie udało mi się porozmawiać z dr... Dzisiaj jest już lepiej i mam nadzieję, że taki stan potrwa troszkę dłużej, bo złych dni miałam już w swoim życiu wystarczającą ilość.


Wielgaśne buziaczki :cmok:


asia
asia55
 
Posty: 71
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:32
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez flinka » 27 kwi 2008, o 19:05

Asiu ważne, że o tym powiedziałaś, że nie zatrzasnęłaś się w sobie. Znam dobrze to poczucie "żałosności" i sprawienia samej sobie zawodu, powiem Ci, że mi w ogóle rzadko zdarza się być zadowoloną z tego co powiedziałam na terapii.
Mam w sobie taką pewność, że skoro doktor nie zawiodła Cię przez 6 lat to na pewno i teraz nie zostawi Cię samej i będzie wiedziała co jest dla Ciebie najlepsze.
"Pozostało mi więc czekać."
Nie czekać, tylko zająć się tymi sprawami, które teraz Cię poruszają. A ten dzień nadejdzie sam i wtedy spokojnie do tego wrócicie. I jestem przekonana, że dokonałaś bardzo wiele podczas terapii, często gdy patrzymy na pewne sprawy z perspektywy nie wydają się już tak ważne, jak te które dotykają nas aktualnie, po prostu tamto już przepracowałaś, więc inaczej na to patrzysz.

Fajnie, że napisałaś
Odwzajemniam buziaki i przytulam mocno :usmiech2:
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez mariusz25 » 1 maja 2008, o 01:50

Asiu, wroclawianki sa dzielne:)
dasz rade
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez Adelaide » 24 sie 2008, o 01:20

Podepnę się pod ten temat jeśli pozwolicie.
Chciałam zapytać, czy są jakieś wyznaczniki zakończenia terapii? Zdaję sobie sprawę, że psychoterapia to nie matematyka i nie ma w niej jednoznacznych odpowiedzi ale skąd mam wiedzieć, ile moja terapia jeszcze potrwa i czy właśnie nie jest najlepszy moment na jej zakończenie? Kto tak właściwie powinien zadecydować o zakończeniu, pacjent czy terapeuta a może wspólnie? Od dłuższego już czasu o tym myślę i te myśli nie dają mi spokoju więc jeśli ktoś z Was mógłby mi coś doradzić w tej kwestii to byłabym bardzo wdzięczna. Dowiedziałam się też, że chęć zrezygnowania i zakończenia terapii może być przejawem oporu, może pod tym kątem powinnam rozważyć swoje myśli? Moja terapeutka jest zdania, że to nie jest dla mnie odpowiedni moment a ja już chciałabym zacząć działać samodzielnie, bez nadzoru terapeuty. Pewnie powiecie, że powinnam to wszystko o czym teraz piszę powiedzieć terapeutce ale ja znam jej odpowiedź: to nie jest odpowiedni moment. Czy powinnam w takim razie zaufać tym słowom i brnąć dalej pomimo zniechęcenia i zmęczenia?
(Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że tutaj piszę, w temacie asi55 ale nie chcę robić zbytniego bałaganu i zakładać nowego wątku skoro jest już jeden o tym temacie)
Pozdrawiam, dość często Was czytam i śledzę forum ale nie mam odwagi się odezwać...
Avatar użytkownika
Adelaide
 
Posty: 82
Dołączył(a): 16 gru 2007, o 02:31
Lokalizacja: prawie Warszawa

Postprzez fizia155 » 24 sie 2008, o 13:17

Mam podobny problem... nie wiem kiedy mogę myśleć , że już nie potrzebuję terapii...
Moja terapeutka chyba by stwierdziła , że skoro czujesz , ze poradzisz sobie sama to należy tą decyzję uszanować.
Trudne to jest jednak , jeśli ze wcześniejszych rozmów wynikało, że moja terapia wymaga znacznie dłuższego czasu.
Warto jednak podejśc do terapii też tak , że można się bardziej rozwinąc i bardziej uporządkować.
Jeśli moja terapeutka powie mi , że przewiduje dla mnie jeszcze rok a może dwa...zaufam jej i będę pytała co jakiś czas , czy jest ze mna lepiej.
Niestety to ja muszę ocenić czy jest lepiej...

Strasznie to trudne.Przepraszam jak nagmatwałam.
Ale też się boję całkowitego końca terapii...
boję się że się cofnę..że nie bede umiala sama.
Ale u mojej to ja decyduję kiedy chcę końca.
Avatar użytkownika
fizia155
 
Posty: 3
Dołączył(a): 20 paź 2007, o 15:31

Następna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 505 gości

cron