jaki to ma sens?

Problemy związane z depresją.

jaki to ma sens?

Postprzez retbutt » 5 kwi 2008, o 23:41

jak to jest że ludzie którzy się kochają potrafią tak mocno nawzajem się ranić? W imię głupich złych doświadczeń i trudnego charakteru? Jak próbować wracać do rzeczywistości kiedy na codzień dostajesz kopa?gdy juz myslisz że jakoś to będzie, że się ułoży znów coś burzy mur twojej pewności i zostajesz sam, goły? jestem młody i nie umiem sobie chyba jeszcze z tym radzić, może przemawia przeze mnie gorycz? jak to jest u was? z góry dziękuję za wszelkie komentarze, wskazówki i pozdrawiam ciepło
Avatar użytkownika
retbutt
 
Posty: 53
Dołączył(a): 9 lut 2008, o 02:06
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Ventia » 6 kwi 2008, o 08:50

Może dlatego, że życie ludzkie to ciągłe góry i doliny? Że trzeba się nauczyć radzić sobie z tym wszystkim co burzy mur pewności? Może po to aby wybudować jeszcze trwalszy, a za którymś razem zobaczyć, że to co burzyło kiedyś stare mury, nie burzy już tego nowego?

A miłość niestety w związku nie wystarcza, potrzebny jest dialog, kompromisy. Ale można stworzyć szczęśliwy związek, ale potrzeba dużo pracy
Ventia
 

Postprzez retbutt » 6 kwi 2008, o 15:54

ale jeśli ten "związek" trwa od 24 lat i jest coraz gorzej? dialog nie jest możliwy, a z różnych przyczyn nie można go zakończyć?Nie ma takiego wyjścia, ktoś musi stracić :(
Avatar użytkownika
retbutt
 
Posty: 53
Dołączył(a): 9 lut 2008, o 02:06
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Ventia » 6 kwi 2008, o 16:09

Nie wiem co napisać, bo nie wiem o co chodzi i jak wygląda sytuacja tak na prawdę.
Ventia
 

Postprzez retbutt » 6 kwi 2008, o 17:10

nie wiem czy uda mi się to składnie opisać, bo problem jest wielowątkowy. Moi rodzice nie byli dobraną parą. ojciec był alkocholikiem, jednak ostatnie 8 lat niepijącym. Pamiętam jak go nieraz, jako dziecko, prowadziłem pijanego spod sklepu do domu a sasiedzi się przyglądali. Bardzo niemiłe uczucie. Jednak ojciec był człowiekiem spokojnym, niekonfliktowym, takim go kochałem i takim zapamiętałem. Za to moja matka to kobieta - żywioł, zacięta, "charakterna", nie uznaje słów dziękuję, proszę, przepraszam, nigdy ich od niej nie słyszałem. Jako dziecko byłem jej oczkiem w głowie. Matka zdecydowała kilka lat temu że moja siostra( mam jedną, 9 lat starszą) na "stare lata" zostanie z nią, dostanie mieszkanie, działkę. Ja miałem iść do kawalerki, mimo ze jako nastolatek pracowałem dość ciężko na rodzinę siostry, a oni nie doceniali tego,zresztą to była patogenna sytuacja. Byłem zawiedziony, chodziło bardziej o okazany brak zaufania( koleżanka mamy stwierdziła że córka lepiej się nią zajmie a syn i tak poleci za jakąś panną. Może to brzmi dziecinnie, ale było ważnym czynnikiem, może decydującym) niż o dom( z którym jestem strasznie zżyty, to dla mnie tzw. ojcowizna) Zycie zweryfikowało to jednak: siostra, by zaradzić rozpadowi(w dużym stopniu ich kłótnie prowokowała moja mama) małżeństwa, wyemigrowała z mężem do Anglii, od 3 lat tam mieszkają, są szczęsliwi, dzieci zadbane, siostra dostaje często kwiaty, nie wrócą już tu. Mama rok temu złamała nogę w biodrze, rehabilitacja trwa do dziś, chodzić normalnie nie będzie nigdy. Dokładnie miesiąc temu znalazłem w magazynie koło domu ojca. Miał atak serca, moze z 10-20 minut wcześniej, zacząłem go reanimować, jednak to nic nie dało. To straszne uczucie gdy pompujesz powietrze w płuca, które reagują jak papierowa torebka, nadmuchujesz- wylatuje samo,tego nie zapomnę do końca życia, tak jak jego widoku. Matka traktowała go zawsze z...pogardą? nie wiem jak to nazwać, nigdy mu ciepłego słowa nie powiedziała, kłócili się czesto, nawet gdy się zmienił, przestał pić. Teraz widać że strasznie tego żałuje.
Wczoraj zaprosiłem moich 2 kolegów, znamy się od 7 roku życia, (wszystkie zabawy, wyjazdy -razem) przyjaźnimy, jeden był przy mnie wtedy, pomagał mi w reanimacji ojca. Od śmierci ojca pomagali nam dużo pomagali mi dużo, więc wczoraj zaprosiłem ich do siebie, ugościłem , tzn. kanapki, wódka, choć nie dużo. Było bardzo fajnie, w końcu pośmiałem się szczerze, oderwałem od tego co jest. Mieszkam na innej kondygnacji niż mama, mamy duży dom, nie krzyczeliśmy, było bardzo kulturalnie. Po tym jak wyszli wpadła moja matka, zwyzywała mnie od najgorszych pijaków itp. stwierdziła że powinna mnie bić od małego itp.(mniejsza o słowa,chociaz...czy usłyszałaś kiedyś od matki że jesteś przygłupem, żezałuje że cie nie zadusiła po porodzie? ja usłyszałem) . Bardzo to przeżyłem, dziś rano sytuacja wyglądała podobnie. Matka ma uraz na alkohol, to rozumiem, ale nie mogę sobie poradzić z tym jak reaguje na różne sytuacje, gdy ktoś robi inaczej niz ona chce lub cos jej się nie udaje, bo tak się zachowuje też w innych sytuacjach. Siostra nim wyszła za mąż też odeszła na jakiś czas na stancję, bo nie mogły się porozumieć, ojciec też mieszkał na innym pietrze i często jej unikał. Ja charakter w jakimś odziedziczyłem po ojcu, jestem spokojny, zrównoważony, nie krzyczę, unikam kłótni, daję i potrzebuję bliskośći. Matka należy do osób które nawet jak widzą zmarłego męża to nie dają sie objąć, przytulić, pocieszyć. Kocham moją matkę, ale nie potrafię z nią zyć, kłócimy się ciągle, a ja czuję jak spadam w dół z tym wszystkim. Zmieniam się, jej charakter na mnie odzdziałuje bardzo negatywnie, ostatnio zauważyłem, że rozciągam to na inne kobiety, tzn, wszystkie wydają mi się bądz podobne do matki bądz że będą takie. To też jest problem, kiedy ranisz kogoś niewinnego przez ....nie wiem jak to nazwać :(.
Czuję że już tak długo nie pociagnę, chciałbym móc zacząć żyć własnym życiem, bez JEJ cienia nad głową, bo ja naprawdę już tak nie mogę wytrzymać psychicznie, czasami myślę że zwariuję, mam napady depresji po takich jej akcjach, ale nie mogę jej zostawić samej, nie jest stara (60),już chodzi sama ale mieszkamy na uboczu, pozatym jej stan psychiczny tez nie jest najlepszy i bałbym się zostawić ją samą. Do Anglii do siostry też nie pojedzie, jak to mówią ? starych korzenie się nie wyrywa? Siostra tu nie wróci. Innej rodziny, która mogłaby pomóc w pobliżu nas nie ma. Co ja mam zrobić? I czy ja zrobiłem wczoraj coś złego? nie czuję się winny, ale może ja już nie potrafię siebie trzeźwo oceniać? Dziękuję Ci Ventia za zainteresowanie i przepraszam że to takie długie i niesłkładne, ale musiałem to wyrzucić i liczę że ktoś mi coś podpowie, albo chociaż poradzi jak sobie z tym poradzić psychicznie. Wiem że ludzie mają poważniejsze problemy, ale ja czuję ze jak sobie z tym nie poradzę to dla mnie tez zacznie się "inne" życie i będę kandydatem na terapie.
Avatar użytkownika
retbutt
 
Posty: 53
Dołączył(a): 9 lut 2008, o 02:06
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Ventia » 6 kwi 2008, o 17:23

Twoja sytuacja nie jest prosta, ale podobna trochę do mojej, ja też mam rodziców, zwłaszcza ojca, który na mnie źle oddziałuje, nie mam prawa głosy, jestem gówniarą itp, itd. Moja mama też jest po mojej stronie, ale na nią też źle działa ta sytuacja i zachowuje się w sposób, który też na mnie działa źle. Ale ja teraz mogę od października uciec na studia uzupełniające magisterskie. Co Ci mogę doradzić, to jak najbardziej unikać matki, ale pomagać jej cały czas, jeśli robi awanturę, to odpowiedzieć jej krótko np "nic złego nie robiłem, nie denerwuj się" i może przytulić? A może zagrozić, że skoro żałuje, że Cię nie zadusiła, to może masz sie wyprowadzić i zejść jej z oczu aby nie musiała Cię widywać? Krótko i dosadnie, nie wiem co na nią zadziała lepiej... Nie pomaga to wyjść, nie słuchać tego co mówi. Nie zmienisz jej, ale możesz nauczyć się jakoś z tym radzić. Rozumiem jej uraz do alkoholu, mój chłopak czasem wypił niewielkie ilości z kolegami, a ja już sie cała trzęsłam, a nie upijał się nigdy, pomógł czas i przekonanie sie na własne oczy, że nic złego się nie dzieje. Nie wiem czy pracujesz, czy nie, zawsze opcja jest wyprowadzka i zaglądanie raz na kilka dni aby pomóc mamie, zrobić zakupy, czy załatwić jakieś ważne sprawy albo wynajęcie pielęgniarki, która przychodziłaby raz na jakiś czas lub innej osoby do wykonywania sprawunków. A terapie zawsze możesz podjąć, może warto by było zrobić to już teraz? Zanim to wszystko się poglębi, zwłaszcza jeśli chodzi o kontakty z kobietami?
Ventia
 

Postprzez retbutt » 6 kwi 2008, o 21:04

może tak zrobię, jeszcze porozmawiam o ty z siostrą i poczekam do czerwca, wtedy parę rzeczy sie wyjaśni, ciągle próbuje to zaakceptować, ale ona tak zachowuje się dość często. Chciałbym uciec, ale to by było nie fair, wkońcu to moja matka:(. Bbardzo jestem Ci wdzięczny za rady i za to że miałaś czas i ochotę mnie wysłuchać :slonko:
Avatar użytkownika
retbutt
 
Posty: 53
Dołączył(a): 9 lut 2008, o 02:06
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Ventia » 6 kwi 2008, o 21:13

Nie, ucieczka nie jest dobrym rozwiązaniem, wyrzuty sumienia nie pozwoliłby Ci dojść do siebie. Porozmawiaj z siostrą i znajdźcie sposób, aby miała opiekę, a wy moglibyście być wolni. Zwłaszcza będzie to ważne, gdy będziesz poważnie myślał o jakiejś dziewczynie, to taka toksyczna matka bardzo łatwo będzie mogła go zniszczyć. Znajdź sposób radzenia sobie z jej napadami, wychoć, zostawiaj ją, ale nie kłóć bo nieprzegadasz. Trzymaj się
Ventia
 

Postprzez Filemon » 6 kwi 2008, o 22:04

retbutt, w końcu to jest Twoja matka, jak mówisz... ale ja chciałbym dodać: - w końcu to jesteś TY... też żywy człowiek, któremu zostało dane jedno życie i jedna młodość...

parę dni temu zadzwoniła do mnie moja matka, do której mam wielki żal i poczucie, że zniszczyła swoim postępowaniem kawał mojego życia (jeśli nie większość...) - jest obecnie bardzo chora i próbowała jakoś jakby coś naprawić ze mną, pogadać, dogadać się, itd... (mieszkamy osobno), jednak zaledwie po kilku minutach tej rozmowy wyszło to co zwykle od kiedy sięgam pamięcią - zaczęły się (delikatne początkowo) wymówki, następnie różne krytyczne uwagi, rzekomo z troski o mnie, ale mnie dołujące i do niczego dobrego mi nie potrzebne, itd, itp.

i wiesz właśnie podczas tej rozmowy jakby mnie olśniło, że... ona inaczej nie potrafi, że po prostu dla niej coś innego jest niemożliwe - że ona jest jakoś jakby uszkodzona emocjonalnie i ona nie ma dla mnie zwykłej ludzkiej (nie mówiąc już o macierzyńskiej) empatii, czyli zrozumienia, wsparcia, wyrozumiałości, ciepłego, pozytywnego stosunku, tylko zamiast tego ciągły krytyczny niepokój i negatywny obraz mojej osoby a do tego jeszcze... wychodzi z niej co i rusz egocentryczne zapatrzenie we własny pępek...

i co ja mogę w tej sytuacji...? ano mogę trzymać się od tego z daleka - bo nie chcę trafić do domu wariatów, bo nie chcę wykończyć się na serce czy dostać wrzodów - z żalu, wściekłości, bezsilności, poczucia pokrzywdzenia, itp., bo nie chcę wreszcie zacząć nienawidzić ludzi i świata... - nie wytrzymałbym z nią pod jednym dachem (wiem, bo próbowałem), nie jestem w stanie zajmować się teraz nią w jej chorobie - pomogłem jej zorganizować sobie różnorodną pomoc, ale ja w tym nie biorę udziału poza sytuacjami, gdy jest skrajna konieczność interwencji i... nie mam wyrzutów sumienia, choć żałuję, że tak jest jak jest...

ja nie chcę zbzikować i zmarnować kompletnie swoje życie w imię idei, że muszę zajmować się kimś, kto mnie niszczy i wykańcza swoim stosunkiem do mnie, bo to jest moja matka...

w ostatnim czasie także naszło mnie też takie odczucie, że ja wiem, iż ona to wszystko złe robiła czy robi nieświadomie, czyli że ona jakby nie zdaje sobie sprawy z tego, kiedy mnie niszczy i czyni mi szkodę czy krzywdę, ale... mnie to już nie obchodzi - trudno, nie jest świadoma tego, że niszczy, ale niszczy i to jest dla mnie ważne, żeby tego zniszczenia unikać, bo ja nie chcę być niszczony!

można by jeszcze powiedzieć coś na temat uczenia się jakichś sposobów radzenia sobie z fatalnymi, ciężkimi uczuciami, które powstają w nas w kontakcie z taką osobą, z taką... matką... Jednak to jest zadanie według mnie dla niektórych na całe życie! dla mnie jest to bardzo trudne nauczyć się przyjmować do tego wszystkiego dystans i w jakiś sposób to akceptować - taką osobę, taką matkę i umieć z nią współżyć - ja mam jakieś 20 lat więcej od Ciebie i do dzisiaj się tego nie nauczyłem, choć być może jest to jakiś mój osobisty defekt...

cóż opowiedziałem Ci to wszystko, bo pomyślałem że może poprzez pewne analogie uda Ci się w jakiś sposób skorzystać z tego z pożytkiem dla Ciebie...

pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wytrwałości oraz mądrych, korzystnych dla Ciebie i zarazem niekrzywdzących nikogo decyzji... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez retbutt » 7 kwi 2008, o 01:13

Dzięki Ventia, ale to jak w końcu mam interpretować twoje słowa? z jednej strony mówisz żebym jej nie zostawiał, a z drugiej chcesz byśmy byli wolni, tak sie właśnie nie da :(. Z dziewczynami miałem taka taktykę że matka widziała je góra raz a wiedziała tylko jak mają na imię, ewentualnie co robią, zwykle zdawało to egzamin. Ale jak jakąś zaprosić do siebie, dajmy na to na kolację? jakby miała zły humor to zjadłaby pewnie. Z drugiej strony...kto bliski mi tu pozostał? kilku kolegów, rodzina bliska w Anglii, dalsza ,choć wspaniała to przecież rozsiana po całej Polsce, daleko. Rodziny ojca nielubi.

Filemonie, (jak dość często ;)) masz rację i trafiłeś w sedno sprawy. Moja rodzicielka jest taka jaka jest i tego nic nie zmieni, nie potrafi być inna i zdaje sobie z tego sprawę. Trochę ostatnio spokorniała(złamanie nogi, pół roku w łóżku, podejrzenie raka tarczycy, śmierć męża - wszystko w jednym roku)
Moja matka chyba różni się troszkę od twojej, wsparcia u niej nie mam, raczej całe życie były wymagania, heh, nigdy nie zapomnę jak z matury z polskiego dostałem 3 to trzy dni się do mnie nie odzywała, heh. Ale do obcych ludzi chwali mnie, siostra twierdzi zawzięcie że jestem dla matki strasznie ważny, to jest możliwe, chociaż nie pamiętam kiedy usłyszałem od niej coś miłego. Opieka... możliwe że tak by było najlepiej, ale nie wiem czy bym mógł się z tym pogodzić że muszą się nią zajmować obcy ludzie. Jeszcze chyba do tej decyzji nie dojżałem, przychodzi dzień gdy masz wszystkiego dość, a potem jest następny który jest lepszy i już masz wątpliwości i tak to się ciągnie.

cyt.
"ja nie chcę zbzikować i zmarnować kompletnie swoje życie w imię idei, że muszę zajmować się kimś, kto mnie niszczy i wykańcza swoim stosunkiem do mnie, bo to jest moja matka... "
ok, ale widzisz, ja nie jestem aż tak odporny, nie wiem czy bardziej później by mnie nie niszczyło sumienie.
Dziekuję Filemonie za ten komentarz i wskazówkę, mam nadzieję że uda się takie mądre i niekrzywdzące decyzje podjąć

Trudno jest znaleźć sposób na te humory, nauczyłem się nimi nie przejmować, ale jak dochodzi do kulminacji to mi ręce opadają i wysiadam, z takiej sytuacji właśnie zrodził się ten post, może będzie spokój do następnego razu, może mnie nie będzie już przy następnym razie? zobaczymy
Avatar użytkownika
retbutt
 
Posty: 53
Dołączył(a): 9 lut 2008, o 02:06
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Ventia » 7 kwi 2008, o 08:08

Możesz być wolny i nie zostawić mamy. Bo możesz zapewnić jej razem z siostrą inną opiekę, a do niej zaglądać raz na jakiś czas. Nie jest to 100% wolność, ale taką będziesz miał dopiero po jej śmierci, ale możesz się od niej uniezależnić doprowadzając do tego, że to ona byłaby od Ciebie zależna.
Ventia
 

Postprzez retbutt » 10 kwi 2008, o 00:36

no i jakoś ...nie wiem jak to określić...poznałem fajną dziewczynę, "złapaliśmy" kontakt i.....nim doszło do czegokolwiek zrezygnowałem, na własne życzenie. Nie wiem co się zemną dzieje.
Avatar użytkownika
retbutt
 
Posty: 53
Dołączył(a): 9 lut 2008, o 02:06
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Ventia » 10 kwi 2008, o 10:01

retbutt napisał(a):no i jakoś ...nie wiem jak to określić...poznałem fajną dziewczynę, "złapaliśmy" kontakt i.....nim doszło do czegokolwiek zrezygnowałem, na własne życzenie. Nie wiem co się zemną dzieje.


Do czegokolwiek, czy czego bo nie bardzo rozumiem?
Ventia
 

Postprzez retbutt » 10 kwi 2008, o 13:06

pogłębienie rozumiem jako spędzanie ze sobą czasu, umówienie się, poznawanie bezpośrenie
Avatar użytkownika
retbutt
 
Posty: 53
Dołączył(a): 9 lut 2008, o 02:06
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Ventia » 10 kwi 2008, o 13:09

Nie wiem czemu tak robisz, zwłaszcza, że poznanie się bliżej z dziewczyną jeszcze o niczym nie świadczy, ona moze pozostać tylko kolezanką
Ventia
 

Następna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 220 gości

cron