Wczoraj...

Problemy związane z depresją.

Postprzez smerfetka0 » 30 kwi 2009, o 15:56

rozumiemy. :) i... to właśnie też umieść w swoim liście.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez ewka » 30 kwi 2009, o 16:07

Ja przyjęłabym pozycję milczącego oparcia... być, pomóc w czym trzeba, wysłuchać co trzeba... i to wszystko - może to dało by do myślenia, a Tobie pomogło nauczyć się fajnego zdania: to oni narobili sobie bigosu i nie jestem w stanie temu zaradzić. No bo nie jesteś.

Faktem jest Goszka i rozumiem, że to w człowieku osiada i jakoś trzeba by odreagować... może trzeba poszukać mądrego i skutecznego sposobu na to właśnie odreagowanie? Może bliżej będzie do mentalnego odcięcia się? No ja Ci tego życzę
:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez smerfetka0 » 30 kwi 2009, o 16:08

tylko właśnie z tego co zrozumiałam to Goszke właśnie te milczące oparcie tak męczy bo nie umie się do tego zdystansować.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez ewka » 30 kwi 2009, o 16:11

zagubiona0 napisał(a):tylko właśnie z tego co zrozumiałam to Goszke właśnie te milczące oparcie tak męczy bo nie umie się do tego zdystansować.

Ale dystans to coś, co można (czasem trzeba) sobie samemu wypracować. Sytuacji zmienić się nie da... swój stosunek do sprawy - tak.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Goszka » 30 kwi 2009, o 16:16

jeśli chodzi o to milczące wsparcie to miałabym słuchać ale nie wypowiadać się?To miałaś Ewka na myśli?
Tylko to wszystko nie jest łatwe...bo ja takich strasznych,przytłaczających rzeczy muszę nieraz słuchać,że nawet gdybym milcząco wspierała to i tak zostanie we mnie zadra.Każda rozmowa jest dla mnie kolejnym cierniem wbijanym w psychikę.Czymś co muszę sobie poukładać.Już nie daję rady,nie wiem jak sobie z tym radzić.Coraz częściej bawię się ostrymi przedmiotami,coraz częściej obracam w rękach opakowanie tabletek które pomogłyby mi to wszystko ukrócić.
Tylko tak osiągnę spokój.Tylko że mnie już nie będzie.Tylko że ktoś inny będzie cierpiał.Tylko że nic już nie zrobię.
Czy taka ma być cena spokoju?Czy to ma być jedyne rozwiązanie?

A czym jest dystans?Czy dystans jest wtedy kiedy niczym się nie przejmuję i robię swoje?Od czego zacząć wyrabianie sobie dystansu?Czy tylko(dla mnie "aż")dystans jest warunkiem poukładania sobie życia?
Mnie się niestety nie do końca tak wydaje.
Ostatnio edytowano 30 kwi 2009, o 16:19 przez Goszka, łącznie edytowano 1 raz
Goszka
 

Postprzez smerfetka0 » 30 kwi 2009, o 16:19

dlatego ja nadal jestem za tym abyś wszystko opisała i mamie i tacie. bo to chcąc nie chcąc ICH sprawa, i to TYLKO oni sobie naważyli tego bigosu.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Goszka » 30 kwi 2009, o 16:21

no właśnie,oni naważyli.Dlaczego mam z nimi go jeść?
Najgorsze kiedy słyszę od ojca że jego życie już się skończyło.Nie mogę tego znieść.Co mogę zrobić?

Takim odreagowaniem byłby dla mnie wyjazd gdzieś.Nie wiem...na 2 tygodnie wyjechać gdzieś na łono dzikiej natury,komórkę schować na dnie plecaka i chłonąć spokój.
Chciałabym wynieść się z tego miasta...na zawsze.Naiwnie wierzę że przeprowadzenie się na drugi koniec Polski postawi moje życie na nogi.
Ostatnio edytowano 30 kwi 2009, o 16:24 przez Goszka, łącznie edytowano 1 raz
Goszka
 

Postprzez ewka » 30 kwi 2009, o 16:24

Tak, to miałam na myśli... a odreagować sportem, rowerem, zmęczeniem fizycznym. Przecież gdzieś tam w środku wiesz Goszka, że mam rację, prawda? Że nie masz wpływu, że nie zmienisz... a jako córka czujesz się w obowiązku "być". I sposób na to "być" musisz sama sobie wypracować (z naszą może pomocą, bo przecież nie jesteś tak całkiem sama z tym wszystkim...) - ale klucz jest Twój Goszka i to jest akurat bardzo pozytywne, ponieważ to Ty właśnie możesz użyć go właściwie. Gdyby klucz posiadał ktoś inny... byłabyś w szachu :serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Goszka » 30 kwi 2009, o 16:26

Ja chyba ten klucz zgubiłam Ewka...
Właśnie dlatego tu piszę bo chciałabym "go odnaleźć".
Goszka
 

Postprzez smerfetka0 » 30 kwi 2009, o 16:26

no ja tu za wiele wyjść nie widzę jednak. to ty musisz zdecydować czy stać cię na odwagę aby porozmawiać i powiedzieć co cię trapi. zrozumiałam że nie bardzo czujesz się do tego na siłach. więc...dalej się upieram przy swoim pomyśle :wink:
bo jak widać...oni nie odczuwają tego że AŻ tak cierpisz... więc na pewno tego nie skończą, Ty się biedna motasz i nie może ci przejść przez gardło te "dość", a jakoś im to przekazać trzeba..
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez ewka » 30 kwi 2009, o 16:27

Szukajmy...
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Goszka » 30 kwi 2009, o 16:43

Matka zawsze kazała mnie i mojej siostrze schodzić ojcu z drogi.Byle tylko w domu nie było awantur,byle tylko był spokój,byle nie poszedł pić.
Bała się że nie będzie mogła nas obronić,więc najlepszym sposobem wg niej była uległość i milczenie.
Teraz przeniosłam to na dorosłość.Teraz nie potrafię powiedzieć ojcu "nie było tak jak mówisz,nie masz racji",teraz jak za dziecka płaczem i błaganiem "wymuszam" na nim zmianę postępowania.Tak jak płaczem i prośbami wymuszałam kiedyś żeby nie pił.
Ciągle jestem tym małym dzieckiem,choć wiem że raz powiedziałabym "dość tego!" i wygarnęła wszystko i albo pomyślałby nad sobą albo zniszczył siebie do końca.Niestety boję się że będzie to drugie,boję się że go skrzywdzę.Przecież nie kopie się leżącego.Ja to wiem.On teraz jest tym leżącym,ale nieświadomie też kopie.
Mam przed oczami najgorsze obrazy,które wracają w nocy w postaci koszmarów.Prawie codziennie.Jestem już taka zmęczona tym wszystkim.
Mam chorą rodzinę.Nawet nie wiem czy to nadal rodzina.
Goszka
 

zagubiona ma dobry pomysł

Postprzez Monia0107 » 30 kwi 2009, o 17:45

cześć Goszka,
pisałam o sobie na forum związki tam wspomniałam o Tacie bardzo poważnie chorym od 89r na serce. zawsze On był na pierwszym miejscu dla Mamy dla mnie, ma naturę częściowo podoną do Twojego Taty ale po co mam żyć- zmienił na dziękuję ze żyję = kościół(na ile ma siły- mnie niedawno przestalo to wkurzać bo czasem uzależniał mnie emocjonalnie i czasowo - niechcący - do tego żeby go przywieźć = ratować- nie sam fakt pokonania kilkunastu km tylko prowadzenia samochodu w nerwach na takim poziomie że 2 CLONAZEPAMY 2mg nie pomagały, odzyskać zgubione dokumenty dot. leczenia itp. tymczasem teraz zależna od dziecka i kaprysów męża mogę wyjść albo nie), Tata żyje nie tak jakby chciał a ja żeby był szczęśliwszy nieba mu przychylam i znów na Jego pokrzykiwania reaguję dygotem i tłumaczę się jakbym byłz czegoś winna. Kilka miesięcy po śmierci Mamy zrzucił na mnie taką dawkę złości, żądania sterowania moim życiem w sposób: jak nie będziesz zachowywać się jak chce to trafię do szpitala jak się uda a jak nie to będziesz miała problem ? z głowy (znów wymysł), Mama z babcią cię wychowywali itd (a ja odkąd pamiętam uszy po sobie oczy w dół, do tej pory pamiętam przy spotkaniu rodzinnym siostra Taty puściła tekst "sprawdź czy cie nie ma za drzwiami")Po takich kłótniach - jednostronnych....wyłam na korytarzu w bloku, siadałam gdzie popadnie, jadłam leki paliła papierosy, które zostały po Mamie i robiłam co mogłam żeby go uspokoić, bo stres Go zabije a mnie razem z nim. Oparcie w moim mężu wtedy chłopaku było żadne- zwiał bo widział że mam problem. Też maiłąm myśli żeby uciec odpocząć ale jak tu odpoczywać jak zostawiłabym Ojca w nerwach i wydarzyłoby sie coś jw. Teraz jest nadal drażliwy jak z nerwów wchodzę Mu w słowo to milknie i można się posr... żeby się odezwał.Teraz bezpośrednio widzę jak działał na Mamę która zmarła nagle po krótkim okresie leczenia
Wrócę do propozycji napisania listu tak myślę że Jesteś skrytą i duszącą w sobie problemy osobą i ale jeśli masz taką szansę, że Rodzice nie zerwą z Tobą kontaktu to napisz. Bo co innego wiedzieć że postepowali podle wobec siebie (liczę na to że widzieli że krzywdę robili Tobie) a dostać to na piśmie. Ale jeśli oboje są zdrowi i nic nie stanie sie jak przeczytają słowa prawdy to faktycznie listy byłyby dobre. ps ja takiego listu nie dam i nic nigdy nie powiem, .....bo w trakcie kolejnego pobytu Taty na OJOMie szukałam na jego żądanie jakiś papierów i znalazłą list pożegnalny od Taty i nigdy ...nigdy nie chcę widzieć żadnego słowa pisanego mam dziurę w sercu choć niewiele tam było napisane.
Pzdr ciepło
Avatar użytkownika
Monia0107
 
Posty: 251
Dołączył(a): 9 lut 2009, o 00:07

Postprzez Goszka » 7 maja 2009, o 11:37

Monia,właśnie takie są relacje pomiędzy mną i moim ojcem.
Zresztą obie z siostrą staramy się mu pomóc,a jemu ciągle mało i mało,ciągle tylko słyszymy że "jego życie się skończyło",że nic dobrego go w życiu już nie czeka i że gdyby nie my zabił by się.Ciągle coś jest nie tak,ciągle wyciąga sprawy z czasów kiedy byłam zbyt małym dzieckiem żeby to wszystko pamiętać,a rzeczy które myślałam że pamiętam,teraz już nie jestem ich pewna.
Czy rzeczywiście ojciec ciągle pił?
Czy rzeczywiście było tyle awantur ile mówi matka?
Czy bił nas tak często i wyzywał?
Czy była taka bieda przez jego pijaństwo że nieraz nie było co jeść?
Czy musieliśmy uciekać z domu kiedy wszystko rozwalał w pijackim szale?
Czy naprawdę to wszystko wydarzyło się?
Czy może to tak w normie a my to wyolbrzymiamy?
Nie jestem już pewna swoich wspomnień...
Tylko mama powiedziała ojcu że było "tak i tak",on zaprzecza i jest święcie przekonany że był wzorowym ojcem i krystalicznie czystym człowiekiem.
Ja nie potrafię powiedzieć mu "Tato,nie było tak jak mówisz".
Nie potrafię a wiem że powinnam.
Z drugiej strony nie chcę być żadnym pieprzonym sędzią w tym ostatecznym rozliczeniu rodziców.
Dlaczego ja?
Chcę żyć normalnie,cieszyć się z małych rzeczy,pokonywać swoje ograniczenia,osiągnąć coś w życiu.
A teraz wydaje się to takie nierealne,bezbarwne :(
Teraz myślę,że może strzelę "pokazówkę",nie wiem-połknę tabletki,podetnę żyły w nadziei że ktoś mnie uratuje.Wtedy może zobaczą że na tym świecie jest coś więcej niż ich porachunki,wzajemne żale,obwinianie,obarczanie siebie i innych tym ciężarem.
A jak to nie pomoże to takie życie nie dla mnie.Już na zawsze będę żyła pod tym pręgierzem,z poczuciem winy,bezsilności i wiecznego przytłaczającego smutku odbierającego motywację do czegokolwiek.
Wiem że taka pokazówka jest na poziomie gówniary której mama czegoś-tam zabroniła,a jej świat nagle się kończy.Wiem że takie myśli są chore i nie na poziomie dwudziesto-paroletniej osoby.
Jednak nie znajduję innego sposobu.
Asertywności brak,odwagi w stosunku do własnego ojca też mi brakuje i wciąż czuję przed sobą mur którego nie jestem w stanie przebić.To mur moich ograniczeń i schematów zachowania które wpojono mi w dzieciństwie a których nie potrafię się pozbyć...
Jak tu dalej żyć?
:cry:
Goszka
 

Postprzez wielorybica » 7 maja 2009, o 12:53

Dbaj o własne granice, Goszka. Nie widzę innego wyjścia, niż szczera rozmowa z ojcem. Nic innego nie potrafię Ci poradzić.
Zapomnij o pokazówce, pomyśl, że zawsze przecież może ręka Ci się za mocno obsunie, weźmiesz o jedną tabsę za dużo...Goszka, obie wiem, że nie warto.

Nie potrafię odjąć Ci bólu a bardzo bym chciała. Trzymaj się ciepło.
Ściskam mocno, trzymam kciuki i ślę mokrego całusa prosto w środek twojego zgrabnego czółka!
Avatar użytkownika
wielorybica
 
Posty: 458
Dołączył(a): 17 gru 2007, o 01:40

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 499 gości

cron