dystymia

Problemy związane z depresją.

Postprzez kaśku » 27 paź 2008, o 16:12

Sanna napisał(a):Myślę, że to czy da się być z osobą która ma dystymię zależy chyba w dużym stopniu od czasu trwania choroby .. i od konstrukcji psychicznej partnera. Na pewno im dłużej, tym trudniej - nadzieja partnera, że to minie ma prawo się skończyć po paru latach.


a ja bym raczej powiedziala, ze od tego czy dana osoba chce tej zmiany, bo jezeli ktos trwa w swoim stanie bo trwa, a radzi sobie z tym kiepsko, tzn ze niby pracuje jakos nad soba, ale nie widac efektow, to trzeba sie zglosic na leczenie ...,

juz mi sie mota, wena mi sie konczy, ale fajnie ze sie temat rozkrecil, bo mozna sie czegos dowiedziec o dystymi ...
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez Sanna » 27 paź 2008, o 18:36

---------- 15:15 27.10.2008 ----------

Leczenie uważam za obowiązkowe, nie ma dwóch zdań. Jeśli ktoś nie widzi problemu, albo nie chce go rozwiązać to twoje działanie będzie syzyfową pracą.

---------- 17:36 ----------

No, pokrzyczałam trochę dziś, ale nie żałuję ani słowa! :)
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez agik » 27 paź 2008, o 18:53

No fajnie, fajnie Lauro :?
Jestem bardzo ciekawa, czy nazwałabyś człowieka chorego na raka, który obezładniony bólem, nie JEST W STANIE sam się umyc i po prostu bezczelnie ( według Twoich słow), wykorzystuje bliskich- pasozytem?

Ciekawe czy wiesz jak to jest- NIE MÓC ruszyć ręką? Mówić sobie- musisz, musisz, musisz... Nie być w stanie się uczesać?

I to nieprawda, ze się nie docenia- noszenia na rękach do łazienki, czesania, stania nad talerzem i zachęcania, jak dziecko- zjedz JEDEN PLASTEREK POMIDORA - przeciez uwielbiasz pomidory....To nieprawda, ze się nie docenia prób mobilizacji- powtarzania jak różaniec słow- MUSISZ WSTAĆ, PODNIESIESZ SIĘ i najważniejsze- JESTEM Z TOBĄ- NA DOBRE I NA ZŁE.
A najgorsze jest to, ze miłość która Cię zalewa, nie potrafi zostać uzewnętrzniona, obraca się przeciwko Tobie- jak komórki raka...

Wiesz to?

Wiesz, jak to jest opiekować się matką, która cierpi na starczą demencję?
To tez pasozyt? Bo kiedyś kochana, wydzielająca z siebie miłość i troske, nagle nie rozpoznaje twarzy, wyzywa i traktuje jak wroga?
Trzeba miec w sobie siłe, zeby umieć to pokonać...
Siłe nie każdy ma.
żaden wstyd...
Ale obarczać kogoś odpowiedzialnością za to, zę się nie dało rady w obliczu złego- to co najmniej nie fair.

Każdy umie BYĆ kiedy jest dobrze i słodko
Być z kimś kiedy jest źle- to wyczyn...
Wtedy dopiero wiesz i ze jesteś człowiekiem i że jesteś z człowiekiem.

Dobrze, ze lepiej się czujesz.........


Pozdrawiam serdecznie
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez kaśku » 27 paź 2008, o 19:19

"Każdy umie BYĆ kiedy jest dobrze i słodko
Być z kimś kiedy jest źle- to wyczyn...
Wtedy dopiero wiesz i ze jesteś człowiekiem i że jesteś z człowiekiem."


no nie wiem, ja mialam tego typu podejscie, wydawalo mi sie ono ok i kiedy moj byly mial klopoty, a miala je od samego poczatku naszej znajomosci to juz cos nie halo, bo wtedy sie zaczela moja proba jemu pomagania i wspierania go, proba pomocy jemu zeby wyszedl na prosta,

to o czym piszesz agik jest ok, o ile jest sie z kim w zwiazku przez dluzszy czas i problemy pojawiaja sie w trakcie, wtedy nie widze problemu, ze sie jest z taka osoba, bo sie ja kocha, bo w koncu na dobre i na zle ...

dochodze do takiego wniosku i coraz bardziej sie w tym utwierdzam, ze nie chce sie nikim opiekowac, pomagac, skladac bidulka, bo go bardzo kocham, a zycie no jest trudne wiec co w tym dziwnego ze sie pochylam? a i jeszcze co innego przyjaciel, czy albo ktos z rodziny to jestem, jak najbardziej za, ale nie inaczej ...

a jeszcze co innego prawdziwe problemy, a niedojzala osobowosc ...
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez agik » 27 paź 2008, o 19:25

Bo to coś innego rzeczywiście- kompulsywna chęć udzielania pomocy, a co innego- bycie.

Co innego bycie z kimś kiedy jest słaby a co innego ładowanie swojego ego tym, ze się jest wcieleniem matki Teresy...

Masz rację Porcupine- być moze mówimy o innych sytuacjach, ale mnie tez jakos dotknąl wpis Laury...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez kaśku » 27 paź 2008, o 19:36

ej no agik z ta matka Teresa to nie tak ostro dobra, wcale tak wysoko nie siegalam w swoim pomocowym dzialaniu ... ;), ale mam kurcze zbyt miekkie serce, ze z checia to bym je czasem sobie wyrwala ...
albo moge oddac to moje serce jakby ktos chcial ... szybko bije zazwyczaj, to chyba dobrze, znaczy ze zyje i szybko reaguje ... ;)
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez Sanna » 27 paź 2008, o 20:20

---------- 19:12 27.10.2008 ----------

A ja powiem Wam, że jestem szczęśliwa że jak dotąd nie przejawiałam syndromu ,, ratownika" i faceci typu: alkoholicy, narkomani, życiowi frustraci nigdy mnie nie pociągali. To chyba instynkt samozachowawczy i nigdy nie zaczynałam takich znajomości. Wiem, że nie dałabym rady, nie byłabym na tyle silna, na tyle cierpliwa.
Acha, a z ciekawostek to obecny mąż Jadwigi Staniszkis jest przewlekle depresyjny. Ale ona jest osobą o tak silnej osobowości, że w ogóle nie daje się wciągać w ten jego świat. Jest przy nim, pomaga mu i kocha go , ale zarazem jest zupełnie odrębną osobą, jego stan nie ma na nią wpływu. Tak pisała przynajmniej.

---------- 19:20 ----------

porcupine' napisał(a):
a jeszcze co innego prawdziwe problemy, a niedojzala osobowosc ...


Można to zauważyć i tutaj,prawda? Jak inaczej opisuje swoje problemy Melody, a jak inaczej np. Legion. U Melody nie ma śladu obrażania się na świat za swoje cierpienie.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez melody » 27 paź 2008, o 21:04

Czuję się wywołana do odpowiedzi :wink:

Sanna, propos Twojego ostatniego zdania, ... bo ja jestem, Kochana, po ponad 6 latach żmudnej psychoterapii, a to naprawdę potrafi zmienić człowiekowi mózg. Natomiast Legion (przepraszam Legion, że mówię o Tobie w osobie 3-ciej) - zauważyłam - baaarodzo cierpi i ja sama jestem trochę wobec tego cierpienia bezradna...

Trzymajcie się dziewczyny!

:serce2:

mel.
melody
 

Postprzez Sanna » 27 paź 2008, o 21:21

Melody, też myślę że on bardzo cierpi i czuje się nieszczęśliwy . Może gdyby jak Ty, zdecydował się na 6-letnią psychoterapię to miałby chociaż nadzieję że kiedyś cierpienie się zmniejszy. No ale on wybiera inną drogę.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Bianka » 27 paź 2008, o 23:01

A mnie moj byly facet dystymik nauczyl tego ze nie warto byc z kims kogo sie chce zmienic, ze nie warto ratowac kogos kto tak naprawde nie chce byc uratowany, ze jak sam tego nie bedzie chcial i nie zrobi to nikt inny tego za niego nie dokona.
Gdybym sie tego nie nauczyla to pewnie nie potrafilabym przeciwstawic sie przemocy w zwiazku i moj obecny mąz nie bylby moim męzem.
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez laura52 » 29 paź 2008, o 11:54

Bianka- dokladnie to samo. Chocby serce wyjac , mur. Nie pomaga nic. A w chorym narasta agresja..
Odejsc to jedyne wyjscie.
sanna - mówisz z pozycji dystymiczki. Argumentacja identyczna.
sama tyego chcesz>to nie rob, zostaw mnie, znajdz sobie innego.. jestes ze mna bo sama chcesz, ja ciebie nie zmuszam itd"

ale bylo i co innego: nie mysl i nie licz,ze gdybs zachorowala obloznie to ja zostane przy tobie, czlowiek ma jedno zycie i nie ma obowiazku ani nawet moralnego prawa rezygnowac z zycia dla kogos."

jedno jest prawdziwe w Twoich slowach: nigdy nie prosil mnie o trwanie przy nim. ja sama trwalam.
Myslalam odejsciu kazdego dnia:
tyle,ze sa dzieci, jest wspolnosc majatkowa - mizerna bo dystmik raczej kariery nie robi/ za mizerna by dzielic na polowe i zaczynac zycie z dziecmi od nowa.
To nie alkoholik ktory bije, niszczy - dystymik tylko / ale i az/ nic nie robi -- jest jakby go nie bylo. Bardziej cos niz ktos , bo z wyrazaniem osobowosci tez u niego marnie.
Jest własnie odpowiedzialnosc. Odpowiedzialnosc za czlowieka - meza. ojca naszych dzieci. czlowieka ktorego sie pokochalo, bo zle / z niewiedzy/ odczytalo sie sygnaly ostrzegawcze. Prosisz aby sie leczyl. Odmawia.
Mowi ze nie jest wariatem/ i nie jest/ mija niewiele czasu a na kazda prosbe aby podjal terapie - slyszysz z e to ty jestes wariatka, ze to ty masz problem, jak ci zle, to mozesz odejsc, nikt sila nie trzyma.

Dystymia jest dramatem dla wspołpartnera. Dystymik ktory zasiedzial sie w sobie nie jest wart wspolczucia. Z prostego powodu- krzywdzi najblizszych.
Dystymik ktory walczy ze swoja przypadloscia- jest dla mnie czlowiekiem tylko chorym, podobnie jak kazdy inny pacjent zgłaszajacy sie do lekarza chocby i z bolem ucha.
Rzecz w tym,ze oni nie chca sie leczyc. Wiem o tym od lekarzy. Nie chca.
To własnie odpowiedzialnosc i ludzkie odruchy ktore sa w zdrowej osobowosci kaza nam pomoc najblizszemu czlowiekowi.
Czy odeszlabym gdyby zachorowal na inna chorobe? Nie. Pomagalabym jak bym mogla.
Dlaczego mialabym odejsc od dystymika? To choroba.

Dopiero czas, pelne przeswiadczenie ,ze biernosc, negatywizm, odmowa leczenia / ale i agresja jaka dystymik w sobie kumuluje i potrafi wybuchnac / sprawiaja ze rezygnujemy z dalszej walkii.
Ja zrezygnowalam z bolem serca. I co dalej sie stalo z moim dystymikiem? Oparl sie na swojej matce. Wiem,ze juz po roku jest nim bardzo zmeczona. ja tez szlag trafia.. ze fajny facet, zdolny, wyksztalcony kompletnie nie wykorzystuje swoich mozliwosci. Wykonuje prace znaczaco ponizej kwalifikacji, za psie pieniadze , jest niedoceniony i malo szanowany, nie ma przyjaciol, sieedzi przed tv i oglada babskie seriale czekajac az matka podniesie lyzeczke ktora jemu upadla.
Piszesz ze masz zdiagnozowana dystymie. jednak malo wiesz o tej chorobie. Ja sie ciesze ,ze Tobie idzie lepiej, ze potrafisz byc aktywna, potrafisz sie cieszyc. ale to jestes Ty. Pracujesz nad soba.
Niestety nie wszyscy dytymicy sa chetni do pomocy siebie. I koncza dokaldnie jak napisalam - jak psazoty, jako ciezar w rodzinie ktorej nic nie potrafia dac.
laura52
 
Posty: 8
Dołączył(a): 8 paź 2008, o 08:46

Postprzez Sanna » 29 paź 2008, o 12:10

Miałam . To jest uleczalne (jak ktoś chce się leczyć) . Nie będę z Tobą dyskutować bo to bezcelowe. Na podstawie jednego czowieka , który oprócz choroby, jest przede wszystkim indywidualnym charakterem, osobowością, człowiekiem oparłaś sąd o wszystkim. Dyskusje jest bezcelowa bo WIESZ SWOJE. Pozdrawiam.
PS. Moje wykształcenie, stanowisko i zasoby materialne również przeczą Twojej jedynie słusznej prawdzie o osobach które na dystymię chorowały.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez laura52 » 29 paź 2008, o 12:18

---------- 11:17 29.10.2008 ----------

Czekajcie: wkradlo sie jakies potworne nieporozumienie. Przyklad z matka.. akurat mam za soba 6 letnia opieke nad sparalizowanym ojcem. Mysle,ze sprostalam temu zadaniu.
Stop.

naprawde ciesze sie ze moge z wami rozmawiac- poznac dystymie bardziej i oczami osob doswiadczajacych tej choroby.

Nie bardzo rozumiem skad ten atak na mnie. Dzis kiedy mieszkam juz bez mojego dystymika czuje ze oddycham.
Ale nie jestem jego wrogiem, mamy ze soba staly kontakt. Dzieci.
Postawilam warunek: leczenie : Potem mozemy rozmawiac o powrocie do siebie. Nie wymienilam go na lpeszy model.
Mysle,ze nadal go kocham.
Jednak nie znalazlam innej drogi niz rozwód. Bez niego czuje sie silniejsza. A mam na utrzymaniu dom i dzieci. Boje sie jego powrotu, boje sie ze znow 70 % mojej energii dam jemu / albo on mi ja wydrze i znow skupi ja na sobie , wylacznie na sobie.

Dla jasnosci - ma ja zdiagnozowana. Nie ma watpliowsci.
Widzac diagnoze wkurzyl sie, oznajmil,ze to bzdura, nie zamierza ani brac lekow, ani biegac na terapie.

---------- 11:18 ----------

sanna - czy dystymia to TY?

Jak widzisz bywaja i inni dystymicy.. albo Ty bylas zle zdiagnozowana.
laura52
 
Posty: 8
Dołączył(a): 8 paź 2008, o 08:46

Postprzez Sanna » 29 paź 2008, o 12:22

Ale to że on nie chciał się leczyć, wkurzył się na diagnozę, nie chciał zmian to chyba cecha charakteru, raczej mało wartościowego, prawda? Mój atak wynika stąd że na podstawie znajomości jednego człowieka tworzysz obraz całej grupy. Tylko tyle. Zapominając , że ludzie z dystymią, depresją czy inną przypadłością to odrębni ludzie , a nie jakieś klony.
Spytałaś czy dystymia to ja:
Tak powiedział lekarka, bo obniżenie nastroju trwało 3, 5 roku, a więc dłużej niż depresja. Przy czym w czasie tego okresu były momenty lżejsze-dystymiczne i cięzsze-depresyjne.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez laura52 » 29 paź 2008, o 12:27

i własnie dlatego Sanny cieszesie ze tu jestes.i ze ja tu sie znalazłam.
Pomozesz mi wyprostowac moje zgadza sie jednostronne opinie i moze dasz jakies swiatelko w tunelu.
Chce blizej poznac to dranstwo, uwierzyc,ze mozna wyleczyc je. Jak widzisz.. nadal chce pomoc.
laura52
 
Posty: 8
Dołączył(a): 8 paź 2008, o 08:46

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 411 gości

cron