Mnie ogólnie zadowala cieplejsza temperatura, ale dziś...ech... dobita jestem
.
Mam masę rycia, bo egzaminy już w maju i ciekawią mnie moje zajęcia, ale.... wracając uświadomiłam sobie, ze nie odpoczywam
. W pracy wiadomo, trzeba pracować, zajecia to zajęcia, ale nawet po tym wszystkim nie mam szans na odpoczynek, psychicznie czuję się ściśnięta.
A czeka mnie rycia anatomii i nie tylko. Lubie biologię ogólnie, ale są rzeczy, których trzeba się nauczyć po prostu i jest tego trochę. Boję się tego jak nie wiem, bo mam oczywiście ambicje a nie wiem jak to się ułoży... Dobiło mnie to, że muszę wracac tu. Wiem, że jeszcze trochę, ale spokój przydał by mi się w tym semestrze... nie mogę do tego patrzećna siebie... a okazało się, ze jeszcze w tym mies. nigdzie nie pójdę, bo coś wypadło ;/
O zmianach w pracy nie wspominam, nie mam na nie sił... :/ Dobija mnie bezradność co do dziecka w domu na tą chwilę. Ciągle mam przed oczami ostatnia sytuację i najchętniej już bym coś zrobiła ale nie mogę, bo przy tylu własnych sprawach akcje w domu mnie chyba zabiją... a nie chce spaprać tego, co udało mi się zrobić już.
Dziś weszłam do domu i się poryczałam... nie wiem... w pewnym momencie po prostu opadłam z sił jakichkolwiek... gadam z L a tu puka moja siostra i wchodzi... nie miałam szans przed nią nic ukryć pomimo,ze się starałam... i tak powiedziałam, ze nic się nie dzieje... Powiedziała, ze jakbym chciała pogadać, to mam przyjść... się zdziwiłam, ale nie pójdę na pewno... bo ona i tak nie zrozumie mojego punktu widzenia... ale chiciaz miała dobre chęci.
L poszedł na mecz... i fajnie się złożyło, bo chciałam trochę być sama...
Ach.... rozpisałam się jakby miało to coś zmienić.
Dobrze, że wczoraj chociaż kolejnego kota udało się uratować