E tam, to niezależne - święta czy czas powszedni.
Wkurza mnie to. Nie umiem się cieszyć tym okresem, nie umiem funkcjonować tak jak należy, w tej sferze rodzinności i tradycji.
Trzeba było znieść "pogaduchy" tatusia, któremu zebrało się na wykład o wszystkim i o niczym. Od śmierci ojczyma polepszył się kontakt z przyrodnim bratem taty (co mnie tak wcale nie raduje) i dziś tak oblewali Lany Poniedziałek. Niby grzecznie, ale gdyby nie trzy baby stojące im nad głową, nakazujące umiar to świętowaliby do samego wieczora...
Nie pojmuję tego. Jak się obudzi z bólem głowy to się zacznie...
Nastrój w ogóle na niskim poziomie. Nie przepadam za tą dzisiejszą tradycją. Można mi zarzucić brak poczucia humoru, dziwactwo... ale co z tego. Ten dzień kojarzy mi się też z nagłą utratą kogoś ważnego.
Próbuję się nie przejmować i wykorzystać chwilę wolnego czasu.
Końca pisania prac nie widać, ale walczę jeszcze