Justa napisał(a):Ja odkad pamietam NIGDY nie chcialam miec dzieci. Nie wyobrazalam sobie siebie w roli matki, czulam mocno, ze to nie dla mnie, ze to nie jest moja droga, ze sie do tego nie nadaje. Dzieci mnie draznily, chociaz nie do konca wszystkie. Glownie te wrzeszczace, rozbrykane, rozpieszczone. Cieplejsze uczucia wzbudzaly we mnie tylko dzieciaki "poszkodowane", ktore z jakichs przyczyn potrzebowaly pomocy.
Ja mam identycznie. Nic dodać nic ująć.
Justa napisał(a):Po pierwsze - zgadzam sie, ze decyzja odnosnie posiadania/nie posiadania dzieci jest jedna z wazniejszych w zyciu. Ale! Nie demonizowalabym rozbieznosci w podejsciu do tematu przez Ciebie i Twojego chlopaka. Postawilas sprawe jasno i on wie, jak wyglada Twoje podejscie, wiec ma wybor - byc z Toba lub nie. Ty jestes odpowiedzialna za swoj wybor, a on za swoj. Teraz oboje nie chcecie miec dzieci i w porzadku. Natomiast jest mozliwe, ze jedno z Was zmieni spojrzenie na ten temat (on lub Ty), a drugie nie, i wtedy byc moze sie rozstaniecie. Proste.
Tak też jest. Uważam, że tak jak nie mam prawa go zwodzić, tak nie mam prawa niby ,,dla jego dobra" na przykład kończyć związku całkiem wbrew sobie. Bo i ja chcę z nim być i on ze mną pomimo świadomości jak jest.
Tak ogólnie bardziej byśmy na tym dostali teraz oboje niż jak on w przyłości stwierdzi, że chce czegos innego a mi nadal sie nie zmieni. Bedzie mógł mieć żal do siebie, że nie odszedł wcześniej... tym bardziej, że może być tak, że faktycznie az tak mu na dzieciach nie zależy i ważne, że będziemy razem. Jak napisałaś, nikt nie wie jak będzie.
Justa napisał(a):A ja z tego, jak Cie czytam, to dodalabym, ze nie tylko niechec do dzieci (tutaj mozna tlumaczyc halasem, jaki robia, a ktory jest nie do zniesienia) - ale ogolnie tez niechec do (zalozenia? tworzenia?) rodziny.
Nie wiem w jakim sensie rozumiesz, tworzenie... ja ogólnie poza niechęcią do dzieci nie chcę żadnego lokatora w sobie. Pomijając zmiany w ciele ale ja nie chcę, żeby ,,coś" we mnie było. Tak jakby to było toksyczne, nie naturalne. Nie rozumiem tych wszystkich kobiet, które tak sie cieszą swoim rozciągniętym brzuchem i tym, że coś się w nich rusza, rozpycha się...
Może dlatego, że dla mnie by to było nie proszone, gdyby się przydarzyło, czego pilnuję, żeby się nie stalo.
Jest dla mnie jasne, że bilogicznie, to jest wszystko prawidłowe ale nic więcej. Ktoś chce niech ma, niech nosi i niech się zachwyca, nie mam nic do tego - przecież jakoś ludzie muszą sie na świecie pojawiać, bo byśmy wyginęli ale ja w tym nic zachwycającego nie widzę i póki co nie mam zamiaru się do tego przykładać.
Justa napisał(a): Obserwujesz u chlopaka zjezdzajaca sie rodzine, gdzie w wiekszosci ludzie sa ze soba blisko, sa "swoi", ciesza sie soba i byciem razem - a Ty czujesz, ze jestes "inna", ze nie pasujesz do nich, nie umiesz sie odnalezc - pomimo, ze osoba, ktora kochasz - czuje sie tam dobrze, bezpiecznie i pragnie tam bywac.
Ogólnie to jest tak, że trzymam dystans. Mogę rozmawiać, bo przecież nie będe jak zaklęta się nie odzywać ale to nie jest tak jak rozmawiam z Ł, z kimś kogo znam, komu ufam. Nawet jak to wygląda normalnie, to jestem pewna, ze kazdy to ,,coś" wyczuje, tylko nie będzie wiedział co jest.
Poza tym mam świadomość, ze jestem oceniana i generalnie z jednej storny mam to gdzieś i nie będę się zmieniać ale z drugiej strony trudno mi było znieść wczorajszą presję... poza tym czułam, że blokuję się, wyłączam... nie mogłam powiedzieć, że jestem sobą... mogłam powiedzieć, że byłam ciałem i tym i robiłam co trzeba. Dawno nie byłam wśród ludzi tak bezosobowa. Jakby ktos mnie nakręcił i zaprogramował. Nie umiem jaśniej tego opisać ale mi sie przykro zrobiło, że w ogóle taka jestem a przez ten hałas nie byłam w stanie sie ptrzebić... jeszcze bardziej się wycofałam... Chciałam gdzies przejść na chwilę się wyciszyć ale wierzycie, ze nie było gdzie? No nie było... wszędzie dzieci, dzieci, dzieci, dzieci
Dlatego czułam, że nie pasuję a nie chcę przecież sprawiać Ł przykrosci, rzadko tam jeździ i wytrzymałam ile trzeba ale po powrocie jeszcze długo nie mogłam się ogarnąć. Długo nie spałam, dawno tak nie ryczałam
Pomyślałam sobie tam, że może Ł zasługuje na kogoś, kogo polubia jego rodzice i kto będzie umiał się tam zaklimatyzować. Ja nawet jak bym chciała, nie potrafię. Na prawde pomyślałam, że ktoś taki jak ja nie jest dla niego. Nawet jeśli przyczną nie jest mój charakter, tylko jakiś problem, to co z tego? Przecież on nie musi z tego powodu rezygnować z różnych rzeczy, które chce. Póki co tego nie robi, dogadujemy kompromisy... ale tak pomyślałam... poczułam się strasznie pusta w środku
A co do nazywania dzieci, to ha faktycznie słowa ,,bachor" uzywam w złosci ale nigdy w kierunku dziecka. Głupia tez nie jestem, mam świadomość jaki to działa.
Ale do kotki czasem mówię ,,paskuda"
I nie w złości, bo nie przypominam sobie, zeby mnie do niej doprowadzała
Mam anielską cierpliwość do futrzaków
Pewnie, że zdarzy się, że i zwierze przegnie ale to nie moja kotka. Pamietam jedną z maluchów, która notorycznie się po nas wdrapywała wbijając nam pazury w najmniej oczekiwanym momencie i mimo cierpliwego ściągania jej, oduczyła się z wiekiem
Oj drazniła...
Tylko jakoś właśnie różnica jest taka, że dziecko mam ochotę roznieść a zwierzaka w ogóle.
Katka, co z tymi zwierzakami? Nasza kotka ma zapalenie jelita grubego i krwawi przy wypróznianiu
antybiotyk dostaje i jutro kontrola. A najlepsze, że w porę wyłapałam to, czego z daleka nie było widać. A za kolejnym razem juz kropelki krwi przy kuwecie
.
Plus, że ma apetyt, nie wymiotuje i nie ma biegunki. Jutro kontrola... zdrówka czworonogom