Po co to wszystko?

Problemy związane z depresją.

Postprzez endrju » 13 lut 2009, o 01:58

Na początek to dziękuję Wam wszystkim za odpowiedzi. Nie wiem czy z moich wypowiedzi bije pycha czy nie, nie wiem jak ludzie "z zewnątrz" oceniaja moje posty. Piszę to co czuję, przynajmniej tu staram się mówić to co myślę, bez ściemy.
Co d oszpitala - może to przesada. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że psycholog/psychiatra mógłby ze mną porozmawiać., cośtam szepnąć. Ale póki co nie chcę tym ludziom zawracać du** głupotami. Postaram się sam jakoś ogarnąć.
Jakoś to będzie, co? Albo w jedną, albo w drugą, ale zawsze do przodu.
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Postprzez z » 13 lut 2009, o 11:01

Ludzie z takimi myslami samobojczymi , jak Ty masz, potrzebuja leczenia farmokologicznego i psychoterapi. I to w warunkach szpitalnych. Bowiem czasem wystarczy chwila, zeby te zabojcze mysli zrealizowac. Niebezpieczenstwo jest bardzo u Ciebie realne, wiec go nie lekcewaz.
z
 
Posty: 226
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 13:04

Postprzez flinka » 15 lut 2009, o 15:16

Ale póki co nie chcę tym ludziom zawracać du** głupotami.

Głupotami? Myślisz, że tak silne przeżycia, które wywołują myśli samobójcze są drobiazgiem? To kto ma prawo korzystać z pomocy psychologów czy terapeutów?

Postaram się sam jakoś ogarnąć.

To "jakoś" kojarzy mi się z tym, że nie masz za bardzo wyobrażenia o tym co zrobić, by sobie pomóc, kojarzy mi się raczej z tym, że nic nie zmienisz i będziesz tylko czekał. A może się mylę, masz pomysł co mógłbyś zrobić?
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez endrju » 15 lut 2009, o 22:56

flinka napisał(a):To "jakoś" kojarzy mi się z tym, że nie masz za bardzo wyobrażenia o tym co zrobić, by sobie pomóc, kojarzy mi się raczej z tym, że nic nie zmienisz i będziesz tylko czekał. A może się mylę, masz pomysł co mógłbyś zrobić?


Dobra jesteś, rozgryzłaś mnie. Nie do końca wiem jakie działania podjąć.
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Postprzez flinka » 16 lut 2009, o 22:44

Endrju sama gdzieś tam go doświadczyłam w przekonaniu, że muszę być silna i sama (jakoś) sobie poradzić. W końcu okazało się, że to "jakoś" nie przynosi żadnych efektów i pomaszerowałam po pomoc, by to "jakoś" sprecyzować. Wyborów w mojej drodze dokonywałam sama, ale to, że obok mnie był człowiek (terapeuta, także inni ludzie, przed którymi zdecydowałam się otworzyć), który mi towarzyszył, wspierał i oferował nieraz szerszy, realniejszy i mniej pesymistyczny obraz to dodało mi przede wszystkim siły, nadziei, poczucia, że kontakt z ludźmi może być bezpieczny i nieść radość, i chęci rozwijania się. Decyzja o terapii była jedną z lepszych w moim życiu, bo osamotnionemu człowiekowi jest po prostu trudno nadrobić coś co zgubił gdzieś po drodze, czego gdzieś tam nie dostał. Myślę, że nawet Syzyf wtoczył, by swój głaz, jeśli ktoś by mu w tej pracy towarzyszył. :wink:
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez endrju » 18 lut 2009, o 23:00

Ja jeszcze (albo już) nie potrafię otworzyć się przed nikim, nieważne czy znajomymi (przed którymi gram osobę szczęśliwą i radosną) czy obcymi ludźmi. Ja zwyczajnie nie chcę obciążać innych swoimi problemami.
Zdaję sobie sprawę z tego, że to (mój stan) nie może wiecznie trwać, ale póki co jestem w kropce. Nie wiem co mam zrobić, bo w jednej chwili wydaje mi się, że powinienem lcieć do lekarza, ale za moment mi się odmienia i twierdzę, że to poroniony (z różnych, nie ważne jakich względów) pomysł. I wegetuję tak z dnia na dzień czekająć na jakiś bodziec. Ostatnio co wieczór czekam aż dom ucichnie i trochę sobie poryczę, nie powiem, żeby przynosiło mi to wielką ulgę, ale może choć trochę mnie oczyszcza.

Tyle, tak to już jest. Niefajnie.

PS. A przede mną jeszcze bardziej strome schody, na które muszę zacząć się wspinać już po kliknięciu "wyślij" na tym forum.
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Postprzez josi » 19 lut 2009, o 13:21

A co myślisz o słowach cvbnm:

"zanim zaufasz ludziom, otworzysz sie przed nimi, zaufaj sobie i otworz sie przed soba. daj sobie to, czego pragniesz, - akceptacje i zainteresowanie. |
josi
 
Posty: 1086
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 18:30
Lokalizacja: wlkp/uk

Postprzez endrju » 19 lut 2009, o 22:28

asa napisał(a):A co myślisz o słowach cvbnm:

"zanim zaufasz ludziom, otworzysz sie przed nimi, zaufaj sobie i otworz sie przed soba. daj sobie to, czego pragniesz, - akceptacje i zainteresowanie. |


Jak pisałem - ufam sobie, nie do końca, ale ufam, przynajmniej w niektórych sferach. I wydaje mi się, że jestem otwarty na siebie. Nie ukrywam przed sobą, że mam problemy. Nie próbuję siebie okłamywać, że jest fajnie. Ale zaakceptować siebie nie potrafię. Mam masę kompleksów, masę niespełnionych marzeń i masę pretensji do siebie. Trudno z takim bagażem o akceptację.
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Postprzez josi » 19 lut 2009, o 23:04

Tak, ale to chyba akceptacja jest początkiem, pierwszym krokiem. Bo od czego chcesz zacząć jeśli nie od tego?
Pewnie są różne techniki uczące samoakceptacji. Ja staram się analizować te pretensje do siebie, nie biczować się nimi, ale też być uczciwą wobec siebie: przyznać, że coś co zrobiłam było głupie. Bardzo często jednak mamy (ja miałam/mam) do siebie pretensje z przyzwyczajenia.
josi
 
Posty: 1086
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 18:30
Lokalizacja: wlkp/uk

Postprzez endrju » 19 lut 2009, o 23:21

asa napisał(a):Tak, ale to chyba akceptacja jest początkiem, pierwszym krokiem. Bo od czego chcesz zacząć jeśli nie od tego?


Nie wiem od czego chcę zacząć. Nie wiem jak chcę problem rozwiązać. Póki co staram się jakoś toczyć z dnia na dzień. Wiem jedno - niczego nie zrobię pochopnie, to nie w moim stylu.
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Postprzez josi » 20 lut 2009, o 00:00

No i dobrze. Zrobisz to, co będziesz czuł, że masz zrobić, przeczekasz ten gorszy nastrój (podobno magnez jest dobry), wyluzujesz się, pójdziesz na piwko albo i nie pójdziesz.
W każdym bądź razie zakończę moje pisanie przesłaniem młody człowieku, że życie może być zajebiaszcze...
josi
 
Posty: 1086
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 18:30
Lokalizacja: wlkp/uk

Postprzez flinka » 20 lut 2009, o 00:34

Wiesz Kolego ja też przechodziłam ten czas gry - jaka to jestem wesoła, że właściwie na niczym i nikim mi po prostu nie zależy. I tak coraz bardziej i bardziej odsuwałam się od ludzi, aż w przeżywaniu swojej depresji z własnego wyboru zostałam prawie całkiem sama. A poza tym ta gra jeszcze potęguje ból, będąc przez pewnien czas sztucznie wesołym narasta on do monstrualnych rozmiarów. Powiem Ci, że w pewnym krytycznym momencie, znajdując się w sytuacji gdy wszyscy otaczający mnie ludzie wiedzieli, że dzieje się ze mną źle (to było po próbie samobójczej) i tym samym "dostałam" takie prawo (prawo, które tak naprawdę mamy zawsze i tylko sami sobie je odbieramy!) do przeżywania smutku i bólu, i wiesz co... właśnie wtedy zaczęłam się po raz pierwszy od dawna uśmiechać tak naturalnie i szczerze, ta wolność paradoksalnie przyniosła radość. Poza tym już trochę później zdałam sobie sprawę, że ukrywając swoje problemy i nastroje tak naprawdę nigdy nie będzie mi dane zbudować jakiś bliższych relacji z ludźmi, bo takie oparte są na szczerości.

Ja zwyczajnie nie chcę obciążać innych swoimi problemami.

Takie mam poczucie, że to zdanie to jest pewna przykrywka. Mam bowiem takie poczucie, że kiedyś musiałeś próbować podzielić się z kimś swoimi przeżyciami, no i właśnie co wtedy się stało (?) Pamiętasz taką sytuację i reakcję drugiej (bliskiej Ci?) osoby? Ty nie chcesz obciążać czy ktoś nie chciał być obciążany?


Zdaję sobie sprawę z tego, że to (mój stan) nie może wiecznie trwać

A ja bym powiedziała, że może, jeśli nic z tym nie zrobisz.

Nie wiem co mam zrobić, bo w jednej chwili wydaje mi się, że powinienem lcieć do lekarza, ale za moment mi się odmienia i twierdzę, że to poroniony (z różnych, nie ważne jakich względów) pomysł.

A czy nie mógłbyś w przypływie takiego poczucia złapać za słuchawkę telefonu i zadzwonić do poradni (mógłbyś wcześniej przygotować sobie numer). Może to jest właśnie ten bodziec samoobrony, który wysyła Ci Twój organizm. Myślę, że ten bodziec musisz znaleźć w sobie, z zewnątrz może on nie przyjść wcale.

A przede mną jeszcze bardziej strome schody, na które muszę zacząć się wspinać już po kliknięciu "wyślij" na tym forum.

I jak Twoja wspinaczka?

Ale zaakceptować siebie nie potrafię. Mam masę kompleksów, masę niespełnionych marzeń i masę pretensji do siebie. Trudno z takim bagażem o akceptację.

I tu się z Tobą zgadzam. Być może można samemu wypracować w sobie samoakceptację, tak pewnie można, ale jest to szalenie trudne, bo najpierw trzeba się zająć tym o czym pisałeś (kompleksy, pewne negatywne schematy myśleniowe, itd.) i wraz z ich zmianą budzi się właśnie akceptacja. Przynajmniej ja to tak przeżywam, pracowałam na terapii nad różnymi problemami, a z czasem gdzieś tam niby obok zaczynałam zmieniać swój stosunek do samej siebie.


Pozdrawiam :)
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez endrju » 20 lut 2009, o 22:58

Kurcze, zabieram się do pisania i nie potrafię napisać tego co chcę przekazać.

Myślałem i myślałem nad tym co napisałaś:
Mam bowiem takie poczucie, że kiedyś musiałeś próbować podzielić się z kimś swoimi przeżyciami, no i właśnie co wtedy się stało (?) Pamiętasz taką sytuację i reakcję drugiej (bliskiej Ci?) osoby?


I nie pamiętam sytuacji, w ktorej ktoś powiedziałby mi wprost "lata mi, co czujesz", ale obserwowałem, nie wiem czy słusznie, czy wyolbrzymiam, znudzenie drugiej osoby, kiedy chciałem coś o sobie powiedzieć. Inna sprawa, że nie robiłem tego za często, jestem raczej nastawiony na słuchanie innych, a nie na mówienie.

Co do chęci sięgnięcia po pomoc - ostatnio miałem to w trakcie zakupów, po powrocie jakoś mi przeszło. Ba, dziś jadąc do rodzinnego myślałem, że gdyby z gadki coś wyszło to wspomniałbym, że nie do końca radzę sobie sam z sobą. Nie wyszło. Ale za tydzień dwa znów ją odwiedzę (tylko może pójdę kiedy będzie inna lekarka), bo jakieś nadciśnienie mi się przyplątało, to może coś napomknę. Niby rodzinny może przepisać jakieś Tranxene (już kiedyś brałem, właśnie od rodzinnego) ale nie wiem, czy warto rodzinnemu powierzać takie sprawy.

Jak wspinaczka? Walczę, póki co trzymam się, ale nie wiem jak długo jeszcze. Nie wygrywam, bo sam zauważam, że zmieniłem stosunek do osoby, która zaczęła robić to o czym, jak się okazało, marzę (nic innego jak zazdrość), a tej znajomości akurat nie chciałbym stracić.
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Postprzez cvbnm » 22 lut 2009, o 02:19

o czym marzysz? jak sie okazalo to ze wlasnie o tym marzysz?
cvbnm
 

Postprzez endrju » 22 lut 2009, o 12:05

cvbnm napisał(a):o czym marzysz? jak sie okazalo to ze wlasnie o tym marzysz?


O wykonywaniu innego zawodu niż ten, w którym obecnie się kształcę. Nie znaczy to, że nie lubię tego co robię, bo jak da mi się jakieś zajęcie w "moim" zawodzie to wykonuję je bardzo chętnie (stąd nadzieja, że jak już doczekam końca studiów i zacznę pracować, a nie patrzeć jak pracują inni to jakoś mi ulży). O moim zawodzie (nazwijmy to zawód "a") myślę od 8. klasy podstawówki i od tego czasu dążę do tego, żeby to w przyszłości robić. A drugi zawód? Od małego przebywałem w pewnym środowisku zawodowym, ale zawsze się mówiło, że oni tam do pracy nie przyjmują, że mają pracowników, że nie szkolą. No i nie szkolili do października czy listopada zeszłego roku, kiedy wzięli na szkolenie kilka osób. W tym mojego kolegę, który teraz już właściwie wykonuje ten zawód. I każdego dnia jak wraca z pracy, jak z nim rozmawiam to widzę jaki jest szczęśliwy z powodu tego co robi (sam mi zresztą przyznał, że "nic nie daje takiej radości jak TO"). Cieszę się, że jest szczęśliwy, cieszę się, że mu (chyba) dobrze doradziłem w wyborze zawodu. Tylko szkoda mi, że ja nie mogę tego robić. Tliło się to we mnie od młodego, teraz eksplodowała chęć robienia czego innego. No nic, może po studiach, za te 1,5 roku i ja będę szczęśliwszy. Chyba, że wszystko potoczy się jeszcze inaczej. Zobaczymy.
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 480 gości

cron