Myślę, że kwestia zakończenia terapii to takie wewnętrzne poczucie. Znajdujesz się w trudnej dla siebie sytuacji (z trudnymi emocjami) i nie pojawia Ci się wizja kolejnej sesji terapeutycznej, tylko czujesz, że jesteś dość silna by uporać się z tym sama. Widzę to jako taką radość z poczucia samodzielności, świadomości siebie i wewnętrznej siły (co nie oznacza braku gorszych momentów). To taka moja wizja, być może błędna, ja nie zakończyłam jeszcze terapii, czuję, że chcę w niej jeszcze trochę pobyć, aczkolwiek nie trzymam się jej już kurczowo (nie traktuję jako deski ratunku, a bardziej okazję do rozwoju).
Powinna to być sprawa dogłębnie przedyskutowana z terapeutą. I tu pojawia mi się pytanie: czy usłyszałaś od terapeutki, że to jeszcze nie ten moment czy są to Twoje domysły. A jeśli tak Ci powiedziała to czy rozwinęła swoją myśl? Nawet jeśli nie zakończysz teraz terapii to warto porozmawiać o tym z teraputką. Dla mnie np. cenne były takie podsumowania po pewnym okresie czasu - co mi dała terapia, a co bym chciała jeszcze osiągnąć.
A co do oporu... Owszem może być i tak... Może pojawiły Ci się jakieś wspomnienia? Coś trudnego do przepracowania? Jest coś przed czym wolałabyś uciec? Kiedy pojawiła Ci się myśl o zakończeniu terapii?
Piszesz o uczuciu zniechęcenia i zmęczenia... Czego te uczucia dotyczą? Tak pomyślałam, że jeśli terapia dobiega końca osiągając określony efekt to raczej wiąże się co najwyżej z poczuciem wyczerpania tematu, może znudzenia. Natomiast zniechęcenie kojarzy mi się z poczuciem, że terapia nie wiele Ci pomaga, czyli jest mało efektywna, nie spełnia Twoich oczekiwań. Być może to moja nadinterpretacja...
Tak z ciekawości jak długo trwa Twoja terapia?
Pozdrawiam Cię ciepło