miguel, akurat w tym obszarze mam doświadczenia bardzo podobne do Twoich... tylko, że ja spędziłem nie pięć lat tylko kilkanaście na różnych tak zwanych psychoterapiach... to jest wszystko najczęściej o kant d*py potłuc, bo po prostu oni nie umieją leczyć emocjonalnych zaburzeń, nie dysponują skutecznymi metodami, więc w sumie to nie są żadne terapie ani leczenie, moim zdaniem...
ale ja z tego wyciągnąłem jeden konkretny wniosek: "umiesz liczyć...? liczyć na siebie!" to znaczy stwierdziłem, że jak najbardziej będę korzystał z każdej dostępnej pomocy, w tym także psychoterapeutycznej, ale traktuję to tylko jako część moich działań i jedynie jakiś rodzaj wsparcia, bo wiem już, że mała jest szansa, żeby mi to wniosło coś więcej... zatem najwięcej zależy ode mnie samego i moich różnych pomysłów, wysiłków, inicjatyw, itp... od mojego podchwytywania życiowych szans, wychodzenia do ludzi, stopniowego przełamywania lęków, pracowania nad zmianą własnego podejścia do takich czy innych spraw, kiedy dostrzegę, że jest ono dla mnie samego niekorzystne i tak dalej...