Cześć. Mam 38 lat i znam te forum od lat. Czasem szukam tutaj pomocy a czasem zaglądam do innych.
Od 2 lat jestem sama. Rozstałam sie z kims po 4 latach. Powiecie, kto sie nie rozstał? Wiem, nie ja jedna. Jednak dla mnie to był dramat.
6 lat temu sie rozwiodłam. Miałam 32 lata i mimo małego doła że zostałam sama, spojrzałam na siebie i zobaczyłam jeszcze młodą kobietę, z szansa na rodzinę i dziecko.
To że moje małżeństwo nie wyszło było obopólną winą - tak uważam. Ja wniosłam chory wzorzec z domu rodzinnego i swoje totalnie nikłe poczucie własnej wartości, które uległo facetowi który znęca się psychicznie nade mną upokarzając i nie szanując.
O dziwo wyszłam z tego bez duzej skazy jak mi sie wydawało. Zaczęłam nowe życie i dbałam o siebie popełniając błędy i radując sie wolnoscia oraz przypominając sobie że ja coś potrafię, jestem fajna, zasługuję na szczęście.
Potem spotkałam kogoś, zakochałam sie jak nastolatka, odszedł a raczej zwiał, ja wpadłam w rolę ofiary i przywoływałam go smsami - wrócił i odszedł, wracal i odchodzil. Nie zauważyłam ze z kazdym takim epizodem traciłam wiarę w siebie i swoją wartość która juz trochę zbudowałam. Tak uplyneły 4 lata.
2 lata temu sie definitywnie rozstalismy, dojrząłam by postawic warunki i zostałam sama. zresztą dobrze bo po czasie odkryłam ze 4 lata mnie oszukiwał i nawet jego imię było inne. Ten związek mnie dobił bo raz mogło sie nie udac prawda? ale 2 razy?
Jestem więc sama ale straciłam wiarę w przyszłość, w sens swojego bycia, w zmiany. Przestałam marzyc i planowac.
Wracam z pracy i siedze sama. W weekend siedze sama, Po 2 dniach nieodzywania zaczynam wyc z samotnosci.
Wychowałam sie w czasach gdy dziewczyny nie wychodzily same, wiem że teraz jest inaczej ale sama wychodząc zle sie czuje. mam wrazenie ze wszyscy wiedzą o tym ze jestem sama i to znaczy ze pewnie jestem jakas dziwna skoro nie mam nikogo, nawet toksycznego zwiazku.
Napisałam tu bo bardzo prosze Was o wsparcie. Nie chodzi mi o klepanie po ramieniu ze będize dobrze.
Pomóżcie jak nauczyć sie wierzyc ze samemu tez jest dobrze, zę mogę coś zdziałać, nawet jak nikogo nie spotkam.
Jak zmienic sposób myslenia, nie widziec dramatu w błachostkach i trudach. nie poddawac sie.
chciałabym obudzic sie widziec ze nowy dzien przynosi radosc i nowe sprawy, chcialabym z chęcią robic coś i nie zauważac drobnych niepowodzen.
Jeśli ktos z Was moze mi pomóc w jakikolwiek sposób to bardzo o to prosze, tutaj lub na mojego maila: marzens@tlen.pl
Pozdrawiam,
Marzena