Zaczynam wariować... Po prostu to wiem. W zasadzie nie ma konkretnego powodu dla którego mogłoby się tak stać. Po prostu nie mam już siły, nie chce mi się już i jest mi wszystko jedno.
Chciałabym mieć buty siedmiomilowe i uciec stąd daleko, daleko, albo biec przed siebie aż do utraty tchu. I nie mam nikogo komu mogłabym o tym opowiedzieć. Nikt nie może tego zrozumieć i wolę napisać to tutaj. Nawet, jeśli nikt tego nie przeczyta.
Czuję się troszkę jak za szklaną szybą. Mówię, krzyczę, ale nikt nie może mnie usłyszeć. Sama.
Zaczynam tęsknić za czasem, kiedy mały "foliowy woreczek" był lekiem na całe zło tego świata. I nie żałuję, ani jednej chwili z tamtego czasu. Chociaż może się okazać, że były to chwile fikcyjnie szczęśliwe, wytworzone przez zmącony narkotycznym odurzeniem w pełni nieświadomy umysł.
Szaleństwo... wtedy nie można było tego inaczej nazwać. Teraz też nie można. Ot, co.