nie potrafię się pozbierać po rozstaniu z nim to on poznajac mnie wyciagnął do mnie ręke ,pomógł mi wyjść z doła w dużym stopniu ,przy nim odżyłam ,zmieniłam się .. jego miłość mnie uleczyła ....
a teraz odszedł ... .. to juz 5 miesiąc leci..niby trochę minęlo ,ale jednak ..i czuję ,że znów wpadam w stary rytm:(
ciężko zawiązuje nowe znajomości ,mało we mnie zaufania do ludzi .. więc .. nie jest najlepiej.. w kwestii towarzyskiej..
a my ?wszystko robiliśmy razem to był mój błąd ,wspólne zakupy ,wspólne wyjścia ,wspólne wieczory w domu .przez 6 lat.. nagle pustka wielka pustka ...
..siedzę w nowym mieszkaniu i coraz częściej zauważam,że trudniej mi go opuścić.. ,że wiara w siebie maleje .,stare lęki wracają. czuje się fatalnie, dziś chciałam wyjść na spacer ale nie miałam z kim ,a samej to tak dziwnie ,tyle od tych 5 miesięcy sama chodzę ,że już i tym się zmęczyłam.,więc zostałam w domu ... nagle mi się zrobiło tak smutno i zaczęłam ryczeć...
.nie podoba mi sie ta okolica ,sąsiedzi czuje się tu dziwnie ,pusto i nijako ,daleko do centrum ,co mnie podkusiło by tu zamieszkać ,nie wiem... kretynizm...
..coraz mniej siły we mnie by żyć... samotność to straszna sprawa... cholernie boli.... boli jak nie jesteś ważnym dla nikogo ,jak spędzasz sama każdy dzień ,jak każdy dzień jest taki sam..,najgorsze w tym jest to ,że zaczęłam zajadać ten swój lęk ,samotność,pustkę..muszę to opanować ale nie wiem jak... ,nie mam siły ...ale
nie chce utyć ,bez sensu..
nie mam z kim pogadać ,według mojej mamy za wszystko jestem odpowiedzialna i nie potrzebuje tej jej gadaniny bo już mam wystarczającego doła ,mój ojciec uważa,że ja to nie mam żadnych problemów więc o czym z nimi gadać... nie mam nikogo.. jestem zupełnie sama...
czuję się taka obleśna ...
pomoże mi ktoś:(
,,,,,