A ja trochę przewrotnie... nie chciałabym, aby mi ktoś zabraniał kontaktowania się z kimś nawet, jeśli ten ktoś obraził moją rodzinę w jakieś tam sytuacji bardzo emocjonalnej, której sama nie byłabym naocznym świadkiem. To byłoby (w moim odczuciu) narzucanie mi czyjeś woli czy perspektywy.
Podejrzewam, że oni nie widzieli i nie widzą w nim tego, kogo widziałaś Ty Kasiorku - prawdopodobnie nie mieli okazji. Podejrzewam też, że jest między nimi jakiś rodzaj więzi czy nawet zwyczajnej znajomości i na dzień dzisiejszy nie mają podstaw, by ją zerwać, bo Wasza relacja była Waszą relacją... to byłaś Ty, to był on i to było wszystko to, co się między Wami działo. Ty i on... nie Ty, on i reszta rodziny. Tak to rozumiem... dlatego nie rozumiem, dlaczego czujesz się przez nich zdradzona. Może niepotrzebnie? Może oni potrzebują czasu i okoliczności, aby do pewnych wniosków dojść? I może muszą dojść do nich sami?
Możliwe też, że ja czegoś tutaj nie rozumiem lub czegoś nie łapię.