Jestem niereformowalna!
Czytam te wszystkie książki (mniej i bardziej ambitne) o toksycznych związkach, o DDD i DDA, o kobietach, o wampirach emocjonalnych, o wartościach, o intuicji, o uzależnieniu, itd., po niektóre sięgam już kolejny raz i niby wszystko rozumiem, wszystko jest dla mnie jasne, ma sens.
A jednak nie potrafię tego wdrożyć w życie i czasami przychodzą chwile zwątpienia.
Mam wrażenie (i chyba tak jest), że wciąż szukam własnej drogi, stoję gdzieś na rozdrożu i nie wiem, w którą stronę powinnam pójść. We wszystkim, co robię brakuje mi systematyczności i konsekwencji, czasami poddaję się zbyt łatwo. Często towarzyszy mi poczucie zmarnowanego czasu, a jednak nie robię nic, by za jakiś czas nie czuć się tak samo. I wciąż to uczucie, że nie jestem naj... Głupie, prawda? Przecież nikt nie jest idealny. A mi się wydaje, że tylko bycie idealnym gwarantuje szczęście. Zawsze muszę udowadniać (i sobie i innym), że nie jestem wielbłądem...
Ech, chyba potrzebuję porządnego kopa w dupę!
A jeszcze dzisiaj dojrzałam w lustrze zmarszczki na czole (pewnie od tego wkurzania się) i włosy mi wypadają...
Chciałabym znów mieć naście lat - wtedy wiele spraw rozegrałabym inaczej!