On odszedł zostawił mnie ze wszystkim samą.. z początku jako tako sobie radziłam ,ale czuję ,że z dnia na dzień mam coraz mniej ochoty na to życie..
dopóki siedzę w książkach i się uczę ,choć często sie łapie na tym,że czytając myśli uciekają mi dokąd indziej..to jest ok...
gorzej jak mam gdzies wyjść... z domu ..coraz trudniej mi sie zebrac w sobie ,łapię
sie na tym ,że gdybym mogła to wcale bym nie wychodziła ..zaczęłam się czuć źle sama ze sobą... wcześniej jak on był lubiłam siebie .. a teraz żygam sobą... wszystko mnie wkurza .. co ma jakiś związek ze mną... zaczynam znów siebie nienawidzieć, nie wiele jem ,prawie w ogólę..
pojawia się lęk przed innymi ,czuję się tak przeraźliwie samotna ... a mój ojciec z tekstem do mnie"przecież ty nie masz żadnych problemów" no żadnych oprócz tego,że zostalam calkiem sama ,bez nikogo.nie mam tak naprawde nikogo zaufanego.. dramat...
i ten strach,że wpadnę w niedoczynność ,bo dwa lata lecze sie na nadczynność.. i lekarka twierdzi,że kiedys po lekach wpadne wniedoczynność..czytaj metabolizm mi sie zatrzyma...
chce umrzeć naprawdę..nie mam po co żyć... jest mi potwornie źle..i nie widzę wyjścia żadnego z te sytuacji....