nie mam już sił na szarpanie się z tym życiem i ludźmi... czuję przeogromne zmęczenie materiału... i brak pomysłów co dalej z tym fantem zrobić.. odcinam się od ludzi, mam taką chwilową możliwość.. pieniądze z kontraktu mi to umożliwiają...
za wiele zranień, za wiele złych chwil, toksyczna rodzina, jakieś chore relacje z innymi, w pracy... nie widzę sensu w tkwieniu w tym wszystkim...
od lat męczy mnie niska samoocena, brak wiary w siebie, krytycyzm, i wieczne niezadowolenie z własnych poczynań, wyniosłam to z domu,w którym byłam tym gorszym dzieckiem, wrażliwszym, mniej przebojowym. Zmieniłam się, ale ciągle w rodzinie jestem tak samo spostrzegana... kontakt z rodziną od nowa każę mi się konfrontować z demonami nie tak dawnej przeszłości...
jestem bardzo zmęczona...wiele we mnie złości, że zgotowali mi taki los.... byłam na nie jednej terapii ale te rany nigdy się nie zabliźnią....i to wieczne napięcie.... bardzo trudno mi się żyję