Ostatnio spotkało mnie, z mojej winy, jedno z najboleśniejszych doznań w moim życiu. Straciłem przyjaciółkę. Moją sąsiadką, Natalią, zacząłem się interesować jakieś dwa lata temu. W połowie lipca zacząłem do niej pisać wiadomości, odwzajemniła zainteresowanie. Zaczęliśmy ze sobą intensywnie pisać, tak od serca, o wszystkim. Okazało się, że to cholernie wrażliwa, miła i sympatyczna dziewczyna (ja mam 27 lat a ona 18 ), ja także zrobiłem na niej wrażenie, gdyż myślała, że jestem inny a okazało się, że mamy masę wspólnych zainteresowań.
Od czasu do czasu chodziliśmy na nocne spacery, podczas których mogłem ją przytulić, pogładzić uda czy powąchać włosy. Bardzo miłe spotkania. Byłem taki szczęśliwy, jak nigdy w życiu. Myślałem, że to rozwinie się w dobrym kierunku, niestety musiałem wszystko zawalić. Ona nie znosi pijanych facetów, niestety zdarzyło mi się pisać do niej w tym stanie czy nawet pójść na spacer.
Ostatnio byliśmy na wspaniałej wycieczce rowerowej, było tak miło, wesoło, wspaniale po prostu. Niestety znowu zawaliłem sprawę, będąc pod wpływem wyznałem jej miłość, zacząłem rozmawiać z jej matką o tym, i na chama chciałem ją przytulić w tym stanie. Po tym wszystkim wyznała, że nie chce mnie znać, że ma mnie w dupie i jestem dla niej nikim, nie chce mnie więcej znać. Wiedziałem, że nie dostanę kolejnej szansy. Załamałem się nieziemsko, gdyż nigdy nie straciłem przyjaciółki, nigdy nie poniosłem takiej straty, jeszcze to sąsiadka, widuję ją często a nawet nie mogę jej cześć powiedzieć, po tym wszystkim, po tylu miłych chwilach.
Czy kobiety wybaczają, czy mogą zapomnieć wszystkie tragiczne chwile i przypomnieć sobie te dobre, które były w większości? Czy czas naprawdę leczy rany i czy kiedykolwiek mogę znowu z nia popisać, pójść na spacer??? Jakie są w tej kwestii kobiety? Czy dają ostatnią szansę? Z tego powodu mam myśli samobójcze i bardzo często płacze.