Cześć.
Jestem tu nowy. Nie wiem właściwie od czego powinienem zacząć i co dokładnie chcę powiedzieć...
Brakuje mi rozmowy, nie mam nikogo z kim mógłbym rozmawiać, nigdy nie miałem...
Mam 22 lata, jestem studentem. Wychowałem się w rodzinie na pozór normalnej - tak myślałem przez większość życia.
Dziś wiem, że to po prostu patologia. Przemoc fizyczna, psychiczna - autorytarny ojciec.
Wydaje mi się, że jestem uzależniony od palenia trawy, alkoholu, papierosów. Do tego jestem homoseksualny. Moi rodzice teoretycznie to zaakceptowali, ale tak na prawdę nigdy nie zadają pytań. Ojca obojętność jestem w stanie zrozumieć, natomiast rozbija mnie wewnętrznie obojętność mamy, która nie potrafi ze mną porozmawiać o moich bolączkach dotyczących związków (choć etap związków i zainteresowania partnerstwem jest już jakby za mną).
Miałem mnóstwo znajomych, wydawało mi się, że przyjaciół. Dziś budzę się i mam świadomość, że w tej chwili nie mam już nikogo, komu na mnie zależy.
Przesypiam całe dnie, nie sypiam nocami. To chyba standard przy depresji, więc na pewno rozumiecie.
Czuję się przygniatany ciężarem dorosłości. Nie radzę sobie z niczym. Raz za razem oblewam kolejne przedmioty na studiach, terminy płatności różnych rzeczy, nie potrafię być dorosłym i dostosowanym. Nie mam celu w życiu, nie wiem co chcę osiągnąć, kim być, czym się zająć. Nie mam żadnej pasji. Jedyną interesującą mnie "rzeczą" jest moja młodsza siostra. Ale nie umiem jej okazać miłości tak jak powinienem. Myślę, że to trochę dlatego, że sam nigdy nie doświadczyłem miłości.
Żyję daleko od domu rodzinnego, celowo wybrałem uczelnię z dala od domu. Nie lubię tam wracać. Kiedy przyjeżdżam, nie mija pięć minut i już słyszę "kurwy" na każdym kroku, krzyki, kłótnie. Wtedy patrzę na siostrę, która zaczęła naukę w szkole, i opadam z sił. Przeżywa to wszystko, co ja. Rozbijają ją już od małego.
Nie wiem kim jestem.
Pani psychiatra naciskała żebym rozpoczął terapię. Przychodnia, w której ją odwiedzałem jest w mojej rodzinnej miejscowości - z racji wyjazdu na studia porzuciłem wizyty.
Żyję tutaj praktycznie sam, nie mam żadnego kontaktu z rodziną. Moi znajomi odsunęli się ode mnie, myślę, że to właśnie dlatego, iż jestem chory. Oczywiście nie wiedzą o rozpoznaniu, ale na pewno dostrzegli moją zmianę zachowania, wahania nastrojów, wybuchy, impulsywność.
Po wyjeździe tutaj zacząłem intensywnie korzystać z używek - marihuana, alkohol, papierosy. Czasem zwierzęcy przypadkowy seks. Nawet prostytucja.
Dziś czuję, że osiągnąłem dno. Jestem degeneratem.
Nie potrafię już tego dźwigać. Budzić się i zasypiać z poczuciem bezsensu. Z brakiem jakiejkolwiek motywacji by to robić.
Chciałbym pójść do lekarza i to wszystko spróbować wyprostować, ale nie potrafię powiedzieć tego człowiekowi twarzą w twarz. Odczuwam niemalże fobię, że ten człowiek będzie mnie oceniać, wyrzuci za drzwi i zapisze w notesie jako X skazane na porażkę...