a wkurza.
i wkurza tak intensywnie, ze az postanowilam napisac.
otoz, jakis czas temu poznalam pewna osobe na kursie zawodowym - jedyna Polka w sali oprocz mnie, rowniez odziana w podobnnym stylu - jakze moglysmy sie nie skumplowac?
spotykalysmy sie przez pare miesiecy od czasu do czasu, nawiazalysmy blizszy kontakt, podczas ktorego wyszly na jaw przejawy dosc wysokiej hipokryzji i egoizmu...postanowilam wiec sie od niej powoli odciac, bo nie chcialam takiej znajomej, czesto po spotkaniu z nia czulam sie wyssana z energii i taka...zuzyta.
pewnego dnia zaprosila mnie do teatru, a ja w rewanzu wzielam ja ze soba do mojego ulubionego klubu. Przez caly wieczor krytykowala sposob, w jaki ludze tancza, co robia, o czym rozmawiaja...po czym nastepnego miesiaca przyszla znowu i nagle sie okazalo, ze ona od dziecinstwa po prostu slucha tej muzyki, interesuje sie tymi rzeczami, po prostu juz w brzuchu matki nosila czarne ciuchy i sluchala sisters of mercy.
w tym momencie nie ma imprezy,na ktorej by jej nie bylo. Lubi podkreslac, jak ona bardzo jest czescia sceny, wspomina, ze 'za dawnych czasow' to i tamto, generalnie rzecz biorac - wkrecila sie w moje towarzystwo i zachowuje sie tak, jakby to ona mnie zainspirowala a nie odwrotnie.
generalnie po prostu skreca mnie, kiedy musze przebywac z nia w tym samym gronie - bo wiem, jak bardzo to wszystko jest udawane...a wydaje mi sie, ze towarzystwo tego nie widzi - przeciez nie znaja jej od tej strony, co ja.
jak sobie z tym radzic?
i tak, rozumiem, ze czesciowo to jest terytorializm i zaborczosc wzgledem mojej grupy znajomych...ale, kurcze, mam to tylko wzgledem tej jednej osoby, wkrecilam juz w grupe pare innych osob i ciesze sie z tego, ze sie szybko zaaklimatyzowaly, a tylko tutaj mnie cholera bierze. :/