Pewność co do zawarcia związku małżeńskiego...

Rozmowy ogólne.

Pewność co do zawarcia związku małżeńskiego...

Postprzez Sinusoida » 21 sty 2011, o 21:32

Jak wiadomo co niektórym z Was, jakiś czas temu rozstałam się z facetem, z którym byłam kilka lat w dość udanym związku. Nasze rozstanie zszokowało moich i jego znajomych, gdyż wydawaliśmy się być naprawdę udaną parą. Przez ostatni rok mieszkaliśmy razem, gdyż oboje uważamy, że lepiej zamieszkać razem przed ślubem. Mój facet wiedział, że zależy mi na zalegalizowaniu związku, gdyż chciałam mieć dziecko którego z kolei on nie chciał bez ślubu. Na ten moment jednak ślubu też nie chciał... W końcu doszłam do wniosku, że jeśli facet po roku wspólnego mieszkania, 4 latach razem nie wie czy chce być ze mną czy nie, tzn. ze nie. Wyprowadziłam się od niego i była to decyzja rozumu, nie serca. Doszłam do wniosku, że po takim czasie takie rzeczy się wie i nie ma sensu czekać dłużej... Teraz minęło już trochę czasu ale nadal się zastanawiam czy zrobiłam dobrze. Czy jednak nie powinnam czekać aż on dojrzeje do tej decyzji... Z jednej strony przy rozmowie o wyprowadzce usłyszałam od niego, że on czekał aż ja zmienię w sobie dwie rzeczy... Nigdy jednak nie powiedział mi wprost, że jeśli tego i tego nie zmienię to on nie chce bym była jego żoną... Mimo to nadal się zastanawiam czy dobrze zrobiłam, czy może nie powinnam zostawić spraw własnemu biegowi, czy może fakt że poruszyłam ten temat wszystkiego nie popsuł... Tak strasznie za nim tęsknię...

Jak to właściwie jest z facetami? Wiecie dość wcześnie czy dana kobieta będzie Waszą żoną czy też nie? Czy jeśli jest po prostu miło to jesteście z kobietą wiedząc, że nie jest to związek na całe życie?


Dodam że blisko nam do 30stki, mnie szczególnie...
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez Megie » 21 sty 2011, o 21:39

ja mysle, ze 100% pewnosci nigdy nie ma...wystarczy, ze obie strony dojrzeja do takiej decyzji...spojrzmy prawdzie w oczy- to powazna decyzja, chociaz czasem wydaje sie ze nie..nie warto nic na sile robic w tej kwestii bo pozniej mozna pozalowac..

pewnie Cie nie pocieszylam..

poza tym to jesli to ten Twoj przyszly maz..to po co takie przepychanki..a z drugiej strony jesli ma byc On to i tak pewnie bedzie..
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Re: Pewność co do zawarcia związku małżeńskiego...

Postprzez kajunia » 21 sty 2011, o 21:47

Kurcze... pewnie każdy ma inaczej. Ale już sam fakt, że postawił sprawę tak bezdyskusyjnie i bez możliwości innego jej rozwiązania budzi jakąś moją niechęć. No bo decyzja o ślubie, dzieciach powinna być wspólna, a nie "ja chcę i już", albo "ja nie chcę i co mi zrobisz?".

Nie ma (dla mnie) znaczenia tak naprawdę, czy facet wie, że chce ślubu, czy nie wie i musi dojrzeć, czy też jest przeciwnikiem ślubów- pod warunkiem, że w przypadku każdej z tych decyzji bierze pod uwagę zdanie swojej partnerki i jest skłonny do dyskusji i wypracowania jakiegoś kompromisu jeśli to zdanie jest odmienne.
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez Sinusoida » 21 sty 2011, o 21:58

---------- 20:55 21.01.2011 ----------

Ale Kajuniu, jaki tu jest/był możliwy kompromis? Najpierw chcieliśmy zamieszkać razem, choć już wtedy widziałam w nim ojca moich dzieci, wydawało mi się to rozsądne. Mimo to on nadal nie był gotowy i nie potrafił powiedzieć kiedy/czy będzie. Ja tu nie widzę miejsca na kompromis...

---------- 20:58 ----------

poza tym to jesli to ten Twoj przyszly maz..to po co takie przepychanki..a z drugiej strony jesli ma byc On to i tak pewnie bedzie


Naprawdę tak myślisz Maggie? Ze niezaleznie od wszystkiego jesli ktoś ma być razem to będzie? Ja juz nie wiem czy czasem kiedy ktoś nas rani raz, drugi, trzeci, nie pojawia się jakaś taka... właściwie nie wiem jak to nazwać, takie poczucie że choć się kocha ta osobę to chyba jednak już sie nie pozwoli jej do siebie zbliżyc...
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez Honest » 21 sty 2011, o 21:58

Ja mysle, że takie rzeczy się jednak wie. Jesli pojwia sie niepewnośc to przemawia ona jednak na NIE. Widac tutaj tez problem z komunikacją, nie wiem czy jesteś jasnowidzem, że miałaś się tego domyslić, co zmienić w sobie? :shock: A gdyby kochał naprawde to by chyba zatrzymał Cie, prawda? Dążyłby do powrotu?
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez Megie » 21 sty 2011, o 22:04

Naprawdę tak myślisz Maggie? Ze niezaleznie od wszystkiego jesli ktoś ma być razem to będzie? Ja juz nie wiem czy czasem kiedy ktoś nas rani raz, drugi, trzeci, nie pojawia się jakaś taka... właściwie nie wiem jak to nazwać, takie poczucie że choć się kocha ta osobę to chyba jednak już sie nie pozwoli jej do siebie zbliżyc...


czasami tak mysle..ale nie powiem Ci, ze jest tak na 100%..

na 100% moge powiedziec jak jest w moim przypadku, nie wiem jak u innych..

fakt ja wiedzialam na 100% ze chce wziac slub z mezem...On tez chcial no to wzielismy..i dobrze sie stalo..ale jakbysmy byli w dluzszym zwiazku ( dluzej sie znali przed slubem), byli jeszcze mlodsi..to nie wiem czy w koncu kazdy nie poszedlby swoja droga.
Mysle, ze im mlodszy facet tez trudniej podjac mu taka decyzje, kobiety szybciej chyba sa gotowe...

to moje zdanie..
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez limonka » 21 sty 2011, o 22:19

ja bylam w dwoch powaznych zwiazkach przed tym z moim mezem. wo bydwu przypadkach w glowie tykalo ze popelnilabym blad gdybym sie nie rozstala...z mezem (znalismy sie dluzej jako znajomi) ..moze to glupio zabrzmi, ale juz po 1 randce wiedzielismy ze to cos specjalnego..po roku byl slub:) teraz 5 lat pozniej nadal tak myslimy:):) sinusoido...czym byly spowodowane jego watpliwosci? czy tymi dwoma rzeczami ktore prosil /zadal abys w sobie zmienila???
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez Sinusoida » 21 sty 2011, o 22:42

Tak limonko. Tymi dwoma rzeczami. Tyle że on nie postawił takiego warunku: zmień to i to bo inaczej nie widzę Cię jako mojej żony... Temat ślubu nie raz powracał i w związku z tym ustaliliśmy, że rok wspólnego mieszkania razem to na tyle dużo by wiedzieć czego się chce. Minął ponad rok, on się nie oświadczył, nie zaczął nawet tematu, że potrzebuje więcej czasu czy coś a musiał zdawać sobie sprawę, że mnie to męczy.Ja czekałam bo nie chciałam go naciskać więc też nie zaczynałam przez jakiś czas tematu. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam, że się wyprowadzam bo brak jego decyzji oznacza dla mnie decyzje tyle, że na nie. Wtedy dowiedziałam się, że on czeka aż ja się zmienię... Zapytałam dlaczego nie postawił sprawy tak jasno już dawno temu to usłyszałam, że nie mógł mi tego powiedzieć bo gdybym pod wpływem jego słów to zmieniła to by to nie miało takiego znaczenia. zależało mu bym sama do tego doszła, bym zmieniła się pod jego wpływem...

Limonko, po roku bycia z nim ja byłam pewna, że to będzie ojciec moich dzieci. może to potwierdza teorie, że można związek przechodzić...?


On tez chcial no to wzielismy..i dobrze sie stalo..ale jakbysmy byli w dluzszym zwiazku ( dluzej sie znali przed slubem), byli jeszcze mlodsi..to nie wiem czy w koncu kazdy nie poszedlby swoja droga.


Megie, co masz na myśli? Że gdybyście byli dłużej to mielibyście większe wątpliwości? Ile miałaś lat jak wychodziłaś za mąż jeśli wolno spytać? Czy sugerujesz tym, że podjęliście decyzje o ślubie ze względu na Wasz wiek?

Mój były w tym roku będzie miał 27 lat, to nie tak mało jak na taką decyzję. Fakt, ja jestem od niego starsza...

Honest, on nawet po naszym rozstaniu twierdził, że nadal mnie kocha... Ja nic z tego nie rozumiem i juz nie wiem czy on rozumie sam siebie. Może fakt, że może mnie odzyskać przez oświadczyny mu nie odpowiada? Może czułby się wtedy przymuszony jakby do tego? A wiadomo, że faceci tego nie lubią... No bo nie wydaje mi się by był jakikolwiek sens bysmy do siebie wracali na starych zasadach.
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez Honest » 21 sty 2011, o 22:45

Sin, mówił, że kocha, ale czy chciał, abyście znowu zamieszkali razem?
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez Sinusoida » 21 sty 2011, o 22:57

Tak wspomniał o tym bym dalej z nim mieszkała, nie bardzo tylko wtedy rozumiałam (on zresztą też nie) na jakich zasadach miałabym z nim znowu mieszkać. To jest w ogóle takie pokomplikowane...
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez Honest » 21 sty 2011, o 23:14

To faktycznie skomplikowane... A teraz jak to wyglada, kontaktujecie się, widujecie?
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez pozytywnieinna » 21 sty 2011, o 23:38

a ja mysle, ze on probuje odwrocic kota ogonem! jak on czekal, az ty sie sama zmienisz i nic nie mowil, ze cos mu przeszkadza! dla mnie to on szuka usprawiedliwienia i obarcza Ciebie wina za cale to zakonczenie! no bo jakbys zmienila te dwie rzeczy to jaki bylby kolejny argument... dla mnie zawsze bylo jasne, kocham kogos takim jakim jest i wiem, ze chce z ta osoba spedzic reszte zycia, albo nie kocham, bo nie akceptuje!

a co on zrobil, zebys zostala? teskni za toba? probuje nawiazac kontakt?

nigdy nie znajdzie osoby bez wad, nie ma takiej mozliwosci!
pozytywnieinna
 
Posty: 3447
Dołączył(a): 5 lut 2008, o 22:15
Lokalizacja: z piekla rodem ...

Postprzez Sinusoida » 21 sty 2011, o 23:56

Pozytywnieinna masz sporo racji... niestety... On rzeczywiście próbował przerzucić na mnie odpowiedzialność za tę sytuację.

jaki bylby kolejny argument.


Tu też możesz mieć rację... Bo najpierw było to, że nie mieszkaliśmy jeszcze razem a jak już zamieszkaliśmy to okazało się, że w czym innym jest problem:(

Mówił mi że tęskni. Na początku zachowywał się jakby nic się nie stało. Wręcz miał mi bardzo za złe, że ja ograniczyłam kontakt. Próbowałam mu tłumaczyć, że bardzo mi zależy byśmy mieli ze sobą kontakt ale potrzebuję na to trochę czasu, że teraz jest mi ciężko i muszę się trochę odsunąć bo kontakty z nim zwalają mnie z nóg. On to nie raz widział i pomimo moich tłumaczeń poczuł się odrzucony i dotkliwie mi to okazał. Teraz widujemy się czasem ale w ostatnim czasie raczej z mojej inicjatywy bo wiem, że teraz on ma fazę na odsuwanie się. zresztą trochę go rozumiem bo pewnie nie jest mu łatwo kiedy każde nasze spotkanie kończy się moimi łzami, i wierzcie mi, naprawdę staram się nad tym panować.

On pewnie wie, że nie znajdzie osoby bez wad ale może akurat bez tych. Chodzi tutaj chociażby oto, że nie chodzę do kościoła. A właściwie, że nie jest to dla mnie bardzo ważne bo jemu nie chodzi oto bym chodziła do kościoła dla niego tylko żebym ja tego też potrzebowała... O tym dowiedziałam się jak przyszło do rozstania, że on czekał na moje nawrócenie...
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez Sansevieria » 21 sty 2011, o 23:59

Czekał na Twoje nawrócenie i z Tobą mieszkał? I na co miałaś się nawrócić? Bo jesli na najpopularniejszy w naszym kraju katolicyzm, to sorki, ale to jest zwyczajny wykręt z jego strony, że czekał na nawrócenie.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Honest » 22 sty 2011, o 00:04

Wiesz, jak dla mnie wymagac od kogoś nawrócenia to brak akceptacji drugiej osoby... Nie można wymagac wiary w Boga... Albo ktoś czuje, że wierzy, albo nie...
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Następna strona

Powrót do Dyskusyjne

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 580 gości

cron