A ja o pracy. Pewnie o tym pisać można kilometry postów, ale mnie jakoś martwi czy niepokoi kwestia spełnienia zawodowego- czujecie coś takiego w sobie? Taką rozpierającą radochę z tego, ze idziecie do pracy i są tam jakieś bzdurki, których nie lubicie, ale ogólnie jest dobrze?
Ja się pogubiłam....
Pracuję w szkole 6 rok, nie wiem czy to dużo czy mało..
Jakoś wyparowuje ze mnie entuzjazm i przyznam się szczerze, ze nie bardzo wiem jak to poskładać.
Męczą mnie głównie inni współpracownicy, czyli nauczycielki i dyrektor, który staje się z roku na rok coraz większym udręczonym formalistą. Trudno mi się od tego odgrodzić, aby ich zmarnowane miny i niechęć mi się nie udzielały i nie łamały mojego dobrego samopoczucia.Szkoła to takie miejsce gdzie trudno unikać współpracowników, bo trzeba z nimi często coś ustalać, rozmawiać i się spotykać. Tym bardziej, ze to mała wiejska szkółka. I teraz nie wiem czy praca sama w sobie mnie tak nuży czy ta atmosfera?
Może jedno i drugie.
Łapię się na tym, ze myślę, iż nie lubię nauczycielek i nie chcę być takie jak one, ale brak mi konceptu co w zamian?
Ciężko mi złapać równowagę, bo praca to kilka płaszczyzn.
Najbardziej obawiam się tego, że życie biegnie a ja je zmarnuję na zastanawianiu się a nie na działaniu i doznawaniu. Rodzi się we mnie jakiś swoisty bunt co do nauczycielek i ich dziwacznych
nawyków, rozlazłych gadek, braku organizacji, pouczania i tych opowieści jakie to są świetne i mądre. Kurcze to jest tak niezdrowe środowisko, że dzieciaki tak mnie nie męczą jak one. Mam tylko jedną koleżankę i jakoś się wspieramy, ale ja nie chcę przetrwania i pseudo ciepłej posadki tylko życzliwych ludzi, rzemiosła i solidności z dużą dozą dawką humoru, bo w szkole tego jest w małych ilościach.
A jak Wy macie? Praca to dla Was tylko zadania czy coś więcej?
Napiszcie proszę.