Ha, ja pamiętam tę dyskusję poprzednio.
Mam podejście bardzo podobne do bis i zresztą jak widzę też innych mam wypowiadających się w tym wątku. No, nie tylko mam, pardon.
Ja uczę swoje dzieci, że możliwe jest porozumienie bez przemocy, że da się dogadać, ustalić itp. Jeżeli chce się pobawić czyjąś zabawką, trzeba zapytać. Swoją można się podzielić z kimś, kto prosi/pyta, ale nie koniecznie TRZEBA. Ot, zwykłe zasady dysponowania własnością. Podobnie z czekaniem na swoją kolej.
Natomiast oczywiście moi chłopcy wiedzą, że jeśli ktoś im coś wyrwie/zabierze, to mają prawo odebrać z powrotem. Wiedzą, że nie wolno samemu zaczepiać, natomiast jak ktoś pierwszy zaczepi, mają zgodę na rewanż (tzn. nie namawiam do tego, ale wiedzą, że gdyby tak chcieli, to to jest "sprawiedliwe").
Jednak doprecyzuję moje wątpliwości.
Otóż mam wrażenie, że wychowując ich w duchu porozumienia, pokojowego załatwiania spraw, możliwości dogadania się - niejako determinuję ich reakcje, "wszczepiam" im sposób reagowania, sposób zachowania się. I tak - stoi mój pięciolatek w kolejce do zjeżdżalni. Jest już blisko, ale dzieciaki przepychają się, on nie chce się pchać na siłę z nimi. Wycofuje się. Mówię mu, że teraz jest jego kolej, że śmiało może iść, on wie o tym - ale rezygnuje. Nie chce się przepychać. Odchodzi i rezygnuje ze zjazdu.
I teraz na dwoje babka wróżyła. Jedno - może mu nie zależało specjalnie na tym zjeżdżaniu. Może stwierdził, że w takim tłumie, kiedy jeden włazi na drugiego, to żaden fun.
Czy może co innego wchodzi w grę. Może ta reakcja jest wynikiem "hamowania" w nim tych gwałtownych reakcji w procesie naszego wychowania, nastawionego na porozumienie, dogadanie...? Że przyzwyczajony jest do zachowań w duchu porozumienia i NIE POTRAFI zareagować gwałtownie, wepchnąć się, odepchnąć...? Może wychowując w ten sposób niejako "wszczepiamy" mu taki pokojowy sposób reagowania, że woli się wycofać, niż zawalczyć o swoje?
Nie generalizuję, bo różne są sytuacje. Podałam jeden przykład z placu zabaw. W domu potrafi uparcie i zawzięcie walczyć o swoje. Natomiast w obcej grupie niekoniecznie.
Chodzi o to, że my jako rodzice pozwalamy, uczymy, że MA PRAWO zawalczyć o swoje, natomiast on nie reaguje naturalnie w taki sposób. I zastanawiam się, czy i jaki MY mamy na to wpływ...