Od zawsze nie czułam się żywym człowiekiem..wiem głupio i bezsensownie to brzmi, ale czułam się jak "dusza", lub niewidzialna jednostka ktora mimo że stoi w tłumie, bywa wśród ludzi (nie da sie byc całkiem aspolecznym-praca,szkoła itd), z roku na rok coraz bardziej się z tym godziłam, i juz nawet nie dążyłam byc zauważalna, czy cos warta,a w domu to bylam tylko zauważalna gdy trzeba było na kims frustracje wyładować
Doszlo do tego że choć w szkole mialam z niektorych dziedzin wiedze ponad programową, nie dawałam tego poznac po sobie i w akcie zniechęcenia oddawałam puste kartki, lub poprostu odmówiłam odpowiedzi (oczywiscie na środku klasy- czemu program edukacji nie zakaże takiej formy odpytywania?koszmar takze dla wielu innych)
Ostatnio napisałam dojedej osoby,z którą od czasu do czasu sie widuje z przyczyn niezaleznych od nas czy chciałby mnie poznac jako człowieka czy wystarczu jemu ta wiedza jaką dawkowałam mu w naszym tym niezdrowym podejściu do siebie , odpisał że moja obojętnosc na świat przepierdoliła wszystko w moim zyciu i nie chce wiecej żadnych dodatkowych abstrakcji cytuje treśc ::
Radość i smutek dziwnie ze sobą splecione, gdy jedno się cieszy... drugie zasmucone, lecz zawsze w parze nierozłączne jak woda i ogień, jak księżyc i słońce, tak na zmianę w życiu się pojawiają... słodycz lub gorycz nam zostawiając i łzy szczęścia bądź rozpaczy, i dni słońcem zalane lub z deszczu płaczem, i można pogrążyć się w rozpaczy lub szaleć z radości, lecz nikt nam nie wybaczy… OBOJĘTNOŚCI...........
Nie wiem czy to jego słowa, czy jakiegos poety ale niestety zrozumiałam bardzo dokładnie przekaz. I co z tego ze pozornie ta obojętność, jak w głebi mnie samej mój krytycyzm i porazki wyżerają mnie od środka. To mam się dołączyc do liturgi ubolewań lamentujących "znajomych" z pracy lub babć w parku kto ma najgorzej w zyciu, i jakas ja nieszczesliwa??to mnie by dobiło