Bianka napisał(a):A nie jest Impresjo tak, że osiągnięcie stanu anapl zależy od stopnia zagrożenia? w sensie jej matka już nie stosuje tego co stosowała? dlatego nie trzeba się przed tym chronić, jedynie pogodzić z przeszłością?
A po drugie jeśli między rodzicem a dzieckiem nie ma więzi bo została zerwana wtedy kiedy powinna być budowana bo rodzic nawalił na całej linii to chyba normą jest nie czuć do niego nic, a zdobycie się na pomoc i kontakt nawet sporadyczny z racji tego, że to rodzic świadczy o szacunku właśnie, szanowania jako człowieka który nas stworzył i nic więcej?
To nie matka anapl przestała stwarzać zagrozenie ,tylko anapl sie usamodzielniła.
Jeżeli potrzebni są Tobie rodzice z róznych względów i oni o tym wiedzą ,że bez nich to Ty sobie w czymś tam nie poradzisz ,to są oni na wygranej pozycji .Ponieważ wiedzą ,że Ty się nie odważysz zawalczyć o swoje lub zwyczajnie nie odważysz sie odwrócić na pięcie i odejść .Natomiast pewien rodzaj wolności lub drogi do wolności zyskuje sie ,kiedy staje sie samowystarczalnym i moze się w każdej chwili bez ogladania za siebie spakować manatki i z rodziną przenieść sie na drugi koniec Polski nie zostawiając adresu .Wtedy i rodzice trochę sie hamują i uważają na to co mówią i robią ,i Ty masz większą swobodę wyznaczania im granic ,których nie mogą przekroczyć.
Natomiast można wyjechać za ocean i też nie uwolnić sie od toksycznego wpływu rodziców. Gdzieś czytałam przykład ,jak kobieta mieszkała w USA ,uciekła ,zeby odciąć sie od matki alkoholiczki ,ale jak tylko ona zapijała ,to córka wsiadała w samolot i ją ratowała. Kiedys nie mogła po prostu przyleciec i umierała z poczucia winy ,z rozpaczy,że matce cos sie stanie ,że nie wybaczy sobie jak matka sie zapije .
Nic takie się nie wydarzyło ,a matka pozostawiona sama sobie rozejrzała się za znalezieniem dla siebie fachowej pomocy ,a nie opiekunki w piciu .I zaczęła trzeźwieć świadomie.
Więc nie wiem co masz robić?
Jak widzisz fizyczna ucieczka nic nie daje ,zamążpójście i założenie własnej rodziny nic nie daje. to jest chyba jakiś głębszy problem ,który ma człowiek w sobie i pewnie potrzebuje terapii .
Trzeba to chyba w jakiś sposób z siebie wyeksmitować ,ale nie wiem jak.Trzeba w sobie spowodować jakimiś metodami,środkami terapeutycznymi ,żeby się odciąć od wpływu.
Ale w takich dzieciach ,gdzie rodzice nawalili jest chyba dużo lęku i strachu i poczucia winy.Bo jak zechcę zadbać o siebie i szacunek dla siebie, wyznaczyć granice i nie pozwolic sie źle traktować to chyba włącza sie wtedy lęk ,że moze sie rodzicom cos stac ,że będą mnie obwiniali o swoje nieszczęścia ,ze ciagle będę ta zła i winna wszystkiemu,mimo ,że jestem pokrzywdzona i domagam sie uważności.I ten lęk przed skutkami osobistego wyzwolenia jest chyba hamujący wszelkie działania ,które mogły by coś poprawic i w osobie poszkodowanej i w rodzicach.Do tej przemiany potrzeba dużo odwagi,cierpliwości i siły ,aby stawić czoło piekiełku jakie sie rozpęta z powodu córki ,która jest niewdzieczna i przewróciło jej sie w głowie i zachciało jakis zmian -tak by uwazali rodzice. I tylko konsekwencja ,siła psychiczna i wytrwałość mogłyby pomóc wytrzymać rozkręcone koło zmian. To wtedy ,gdyby sie to działo na miejscu i byłaby zależność dziecka od rodzica .natomiast ,gdy można się uwolnić finansowo i odciąć całkowicie to pozostaje tylko praca nad sobą i nie oglądanie sie na rodziców .Wtedy chyba łatwiej.